Home I wś, okres międzywojenny i II wś Gwiezdne Wojny Hitlera Część I

Gwiezdne Wojny Hitlera Część I

przez historyk
0 komentarz

 

Gwiezdne wojny Hitlera.

Część I

Lustro śmierci.

 

Szanowni P.T. Czytelnicy portalu Historyk.eu, w poprzednim cykl „Królestwo Göringa” pokazałem, gdzie ono leżało, co się w nim (z tych nielicznych nazw, które znamy) mieściło i nad czym, choćby z grubsza, tak „ogólnie tematycznie”, tam pracowano. Dziś rozpoczynam opowieść o tym, o czym nie mówi się niemalże wcale. Ale nie dlatego, że jest to temat tabu – po prostu informacje są niezwykle szczątkowe i rozproszone. Ale są. Zadałem sobie sporo trudu, aby je pozbierać, przeanalizować i ułożyć z tych kawałków puzzli jako tako oddający obraz rzeczywistości obrazek.

Są rzeczy, o których słyszeliśmy wszyscy.

Pociski samosterujące V-1 i rakiety V-2. Świat poznał ich niszczycielską moc między latem 1944 roku a wiosną 1945. Dały początek nowym rodzajom uzbrojenia, do dziś stosowanym.

Oprócz nich na deskach projektantów były opracowywane znacznie większe rozmiarami rakiety A-9, A-9c oraz A-10. Potwór, który według założeń konstruktorów miał mieć długość ponad 22 metrów i zasięg ponad 5 tysięcy kilometrów… Były i większe. Można powiedzieć, ze amerykańskie rakiety kosmiczne programu APOLLO to niemalże ich absolutnie dokładne kopie…

Odrzutowy bombowiec braci Hortenów Ho 229, latające skrzydło. Było od jesieni 1944 roku w fazie oblatywania. Amerykanie przejęli w maju 1945 roku bodajże 19 prototypowych maszyn, z których przynajmniej jedną rozebrali na części i przewieźli do USA. Ponad 60 lat po wojnie zbudowali replikę i stwierdzili, że dla angielskich radarów z tamtej epoki była to maszyna może nie niewidzialna, ale znacznie trudniej wykrywalna. Biorąc pod uwagę prędkość, z jaką Horten miał się poruszać, czas na reakcję wynosił niespełna 3 minuty… O ile nie leciałaby tuż nad powierzchnią morza – wtedy była wykrywalna z odległości… kontaktu wzrokowego czyli zaledwie kilku kilometrów!

Ho 229. Niemiecka myśl technologiczna, która (prawdopodobnie) stanowiła podstawę konstrukcji amerykańskiego myśliwca Northrop B-2 Spirit, pierwszego samolotu w technologii stealth. Tak zaawansowana i wymagająca, że Amerykanom udało się wdrożyć ją do służby w 1989 roku, aż 44 lata po wojnie!

Samoloty, rakiety… Wierzchołek góry lodowej. Coś, o czym wiemy wszyscy. Materiałów naukowych, dokumentalnych czy książek albo filmów na ich temat jest pod dostatkiem.

Pomówmy zatem o tym, o czym do dziś nie wiadomo niemalże nic. Za wyjątkiem, że o tym myślano. Pozostały nieliczne zdjęcia, których nie potrafimy zinterpretować i rysunki techniczne ze schematami kompletnie zdawałoby się „nierealnymi”.

Na początek die Glocke. Dzwon. Do dziś trudno powiedzieć, cóż to właściwie miało być, jak miało się poruszać. Latający spodek o nieco innym kształcie (właśnie najbardziej zbliżonym do dzwonu, stąd nazwa) wykorzystujący??? grawitację? antygrawitację??? Niektórzy wskazują, że konstrukcja miała powstać na obrzeżach „RIESE”, prawdopodobnie w okolicach Ludwikowic Kłodzkich, inne źródła mówią o podziemnych fabrykach i laboratoriach Gusen II w Austrii albo o laboratoriach w Czechach. Jeszcze inni dodają, że projekt został prawdopodobnie przejęty przez Amerykanów, którzy w latach 50-tych mieli stworzyć replikę poddali ją testom. UFO ze słynnej „Strefy 51”?

Może wywołam tym stwierdzeniem nieco wrzawy, no bo przecież do dziś takiej konstrukcji nie udało się nikomu zbudować, ale to też jakby „normalna” koncepcja – bo czegoś latającego, niby samolot pionowego startu, łatwiej zmieniający wysokość i kierunek lotu. I poruszający się tak szybko, że dla ówczesnych alianckich maszyn po prostu niedościgły. Zwykłe, choć w swoich założeniach istotnie niezwykłe.

 

Tymczasem na deskach niemieckich projektantów powstały koncepcje tak futurystyczne, tak dalece wybiegające w przyszłość technologiczną, że nawet i dziś wydają się mrzonką.

Eugen Sänger wraz z zespołem, w którym jedną z głównych ról wiodła Irene Bredt, jego późniejsza żona, przedstawił Göringowi, latem 1941 roku, fascynującą koncepcję. Jej pierwszy, największy rozmiarami element nawiązywał do lustra Archimedesa – solarnej (czyli wykorzystującej energię promieni słonecznych) broni użytej podczas obrony Syrakuz jakieś dwa stulecia przed Chrystusem.

„Zbudujemy na orbicie okołoziemskiej w kosmosie wielkie lustro, o powierzchni 2 na 2 kilometry (prawdziwy olbrzym – RIESE!) z własnym zespołem napędowym, o tak sterowanych elektrycznie taflach zwierciadeł, abyśmy w każdym momencie mogli ustawić takie lustro nad dowolnie wybranym celem i odpowiednio sterując zwierciadłami skupić na nim odbite promienie słoneczne.

Załoga bazy kosmicznej będzie sterować lustrem, przyjmować zaopatrzenie, zapewniać komunikację z ziemią. Natomiast w samej bazie zbudujemy kosmiczny bombowiec. Będzie on odrywać się od stacji, opadać ku ziemskiej atmosferze a następnie odbijając się od linii Kármána (nazwanej tak od austrowęgierskiego naukowca Theodore von Kármána, który wyznaczył w 1938 roku granicę atmosfery ziemskiej i kosmosu na około 100 kilometrów) niczym „kaczka” (chyba wszyscy P.T. Czytelnicy znają to – bierze się płaski kamyk i rzuca na wodę w taki sposób, aby kilka czy kilkanaście razy odbił się od powierzchni) i korygując trajektorię lotu niewielkimi silnikami pomocniczymi dotrze nad cel. Korygując swoje położenie silnikami bombowiec miał wejść w atmosferę, uruchomić silniki główne, dotrzeć do górnych granic mezosfery (czyli na jakieś 85 kilometrów nad powierzchnią Ziemi), stamtąd namierzyć cel i zbombardować.”

Zarazem piękne i przerażające. Piękne, bo trzeba mieć niezwykłą wyobraźnię, aby coś takiego wymyśleć i przerażające, gdyż przed taką bronią cały świat byłby bezbronny.

W książce „Die Ehrenmenschen. Ludzie Honoru” opisałem laboratorium w Górach Sowich badające odporność człowieka na przyspieszenie oraz wpływ długotrwałego zamknięcia ludzi w niewielkiej przestrzeni dużej kabiny lotniczej, w warunkach zmieniających się gwałtownie temperatur.

Wiemy o testowni silników rakietowych ulokowanej w Górach Sowich i laboratorium lotniczym lub kosmicznym o kryptonimie Lothar, które miało się znajdować w okolicach Ludwikowic Kłodzkich. Wprawdzie natura walczy z jej pozostałościami dość skutecznie (część zresztą została zniszczona albo pod koniec wojny, albo w pierwszych powojennych miesiącach), ale niektóre pozostałości są tak potężne, że jeszcze wiek albo i dwa miną, nim porosną mchem i staną się niewidoczne dla oka…

Do tego należy dodać zbrodnicze eksperymenty prowadzone w laboratoriach pod budynkami uzdrowiska Szczawno-Zdrój, gdzie zanurzaniem w wodzie z lodem obniżano temperaturę ciał więźniów z Groß Rosen i obserwowano, do którego momentu są oni w stanie kontrolować działanie swojego organizmu…

Te badania musiały mieć jakiś cel – Amerykanie i Rosjanie, którzy przejęli wyniki prac niemieckich naukowców opracowali, na ich podstawie, kosmiczne skafandry z systemami podtrzymywania życia. Niemcom musiała zatem przyświecać podobna idea – bezpieczeństwo pilotów lecących w tych najwyższych warstwach atmosfery lub wręcz wychodzących swoim pojazdem lotniczym w przestrzeń kosmiczną. Takich badań nie prowadzi się jednak nie mając, choćby w fazie studyjnej, projektów pojazdów kosmicznych – zatem ich koncepcja musiała być na tyle zaawansowana, iż zaczęto zastanawiać się nad bezpieczeństwem człowieka w kosmosie!

Ale o tych projektach rodem z filmów z „Jamesem Bondem” czy „Gwiezdnych wojen” w następnym odcinku.

Piotr H. „baron”

 

 

Gwiezdne wojny Hitlera Cześć II

Gwiezdne wojny Hitlera Cześć III

You may also like

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Zakładamy, że się z tym zgadzasz, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. OK Więcej

Polityka prywatności i plików cookie