W starożytnym Rzymie ogromną rolę podczas różnych walk pozycyjnych spełniały machiny oblężnicze. Dzięki nim można było nawet zdobyć ogromną fortyfikację lub też dotkliwie ją uszkodzić, aby nie posiadał jej wróg. Nasza Redakcja wybrała się do chęcińskiego muzeum, by tam zobaczyć prawdziwą machinę oblężniczą sprzed lat.
Na dużą odległość
Machiny oblężnicze mogły celować swoje pociski nawet na dużą odległość. W czasie swoich podbojów Imperium Rzymskie zbudowało nowe, a przede wszystkim unowocześniło już istniejące machiny oblężnicze tak, aby posiadały one niesamowite właściwości. Bez ich użycia Rzymianie z pewnością nie osiągnęliby przewagi nad każdym przeciwnikiem.
Inżynieria rzymska
Rzymska inżynieria skrupulatnie skupiała się na funkcjonalności tych machin, często kosztem ich gabarytów. Grecki architekt Epimachus zaprojektował wieżę oblężniczą, którą użyto w czasie oblegania wojennego wyspy Rodos, co miało miejsce w roku 304 p.n.e. Miała ona podstawę o powierzchni 21 m2, a jej wysokość szacowała się na około 40 metrów. Miotała ona kamieniami we wroga, ale niestety niezbyt celnie. Zatem miała ona głównie swym wyglądem zastraszyć wroga. Przykładowo Rzymianie w czasie oblężenia Jotapaty, co miało miejsce w roku 67 n.e., zbudowali wieże oblężnicze o wysokości 15 metrów lub nawet niektóre 22 metrów. Skuteczność machin bojowych, jako środków celowniczych, była kluczowa, ale nie zawsze udawało osiągnąć zniszczenie zamierzonego celu.
Machiny miotające
Jedną z najbardziej znanych innowacji militarnych było upowszechnienie specjalnego legionu rzymskiego do obsługi neurobalistycznych machin miotających. Ze względu na trajektorię lotu wyrzuconego z machiny pocisku, mówimy o machinach stromotorowych i płaskotorowych. W trakcie oblężenia bądź działań obronnych pociski wystrzeliwane płaskotorowo, które zostały wynalezione w Grecji w 385 roku p.n.e., burzyły mury, budynki i pozbawiały życia wielu żołnierzy. Zwyczajowo nazywano je skorpionami.
Machiny superciężkie
Podczas prowadzonych wojen i bitew najlepiej sprawdzającym się typem artylerii, była polowa wersja onagerów, czyli machin superciężkich. W czasie drogi na pozycje oblężnicze transportowano je na wozach taborowych w całości lub w częściach. Stała obsługa tych machin liczyła 8 artylerzystów, zwanych ballistarum. W czasach Juliusza Cezara każdy jego legion dysponował około 55 takimi machinami. Ich pocisk miotający ważył nawet 30 kg, a miotano je na odległość 350 metrów. Onagery ciskały zazwyczaj 50 kg kulami na odległość dochodzącą nawet do 450 metrów w linii prostej. Jako skuteczny środek rażenia nieprzyjaciela stosowano też inną amunicję – w postaci gorących substancji. Były to tak zwane pociski zapalające. Niekiedy do masy naftowej lub smolnej doczepiano strzały, które po podpaleniu i wyrzuceniu w stronę wroga, podczas trajektorii lotu zapalały te substancje, które od razu zostawały wylewane na wroga. Poza tymi substancjami jako amunicji używano pojemników z naftą, a nawet koszów wypełnionych jadowitymi wężami.
Doskonała technika
W I wieku p.n.e. Rzymianie udoskonalili technikę zdobywania miejscowości nadbrzeżnych. Wtedy to używali machin oblężniczych nazywanych „sambykami”. Umieszczano je na dwóch połączonych ze sobą pięciorzędowcach, tworzących coś w rodzaju okrętu oblężniczego.
Popalać maźnice
Maźnice napełnione gorącą smołą używano najczęściej do obrony. Wojska nacierające znajdujące się tuż pod murami zdobywanego budynku, nigdy nie mogły sprostać zadaniu, gdy z lekkich machin oblężniczych wyrzucane były wspomniane maźnice. Wtedy najczęściej, natarcie zostawało przerywane.
Nasza Redakcja dziękuje za zaproszenie do Muzeum w Chęcinach i możliwość robienia zdjęć.
Ewa Michałowska- Walkiewicz