Strona główna » Operacja Zamek Odcinek XV

Operacja Zamek Odcinek XV

przez historyk
0 komentarz

 

 

Witam. W tym odcinku na początku dokończenie poprzedniego XIV odcinka.

…………do legendy przedwojennej Warszawy. Jak twierdzi był świadkiem jak

generał założył się z kolegami że wjedzie po schodach na koniu na pierwsze piętro hotelu

Bristol i ku ogólnemu zaskoczeniu udało mu się.

Nie raz powtarzał mi słowa Wieniawy: Skończyły się żarty, zaczęły się schody" Niby nic

wielkiego ale przeszło do legendy.

A tak poważnie to rzeczywiście stary polski szlachcic. Będzie bardzo zadowolony że go

odwiedzimy.

– Zna mnie ?

– Jak bywałeś na imprezach Wieniawy to pewnie tak….

– No byłem kilka razy, nie wypadało odmówić, tam bywała cała generalicja polska, a do tego

hrabiowie, książęta, ambasadorowie. To był prawdziwy zaszczyt.

– To nawet dobrze, będzie zaszczycony i stanie na głowie żeby włos Ci nie spadł z głowy. Z tego

co mówił, ma kilku ludzi, byłych podoficerów polskiego wojska, którzy tworzą coś w rodzaju

oddziału, ale nie walczą jako partyzanci, ale

napadają na Niemców i muszę Ci powiedzieć, że idzie im to całkiem nieźle.

– Zgoda, jutro z rana wyjeżdżamy.

– Nie. Dzisiaj w nocy, tak żebyśmy dotarli do Skórzewa skoro świt, wtedy ludzie śpią i jest

najmniejsze ryzyko, że nas ktoś zobaczy.

Grot-Rowecki spojrzał smutnym wzrokiem na swojego rozmówcę.

– Czasami mam ochotę Cię zastrzelić, a wiesz za co ?….. Za to że cholera zazwyczaj masz rację !!

Pułkownik Zakrzewski uśmiechnął się i rzekł prawie szeptem.

– Wiesz co powiedział kiedyś dawno temu kardynał Armand Jean Richelieu ?

– Nie….

– Powiedział :

Władca staje się bezrozumnym dyktatorem wtedy kiedy nie ma wokół siebie nikogo

kto by mu mówił prawdę „

Dowódca Armii Krajowej nic na to nie odpowiedział.

 

Odcinek XV

Reichsleiter Martin Bormann wysiadł z samolotu i powolnym krokiem podszedł do stojącego tuż przy samolocie czarnego Mercedesa z berlińskimi numerami.

– Witam Panie Reichsleiter. Jak minął lot – stojący przy otwartych drzwiach kapitan Karl Fuck ukłonił się głęboko.

– Nienawidzę latać. Wiesz że robię to tylko jak muszę. Wszystko gotowe ?

– Tak jest. Tylko odpalać !!!

– To dobrze, jedziemy przecież nie możemy się spóźnić. Führer czeka – widać było że Bormann nie jest w najlepszym humorze.

– Ale tym razem nie staniemy u jego boku, bo mówiąc szczerze byłoby to niezdrowe – po tych słowach wsiadł do samochodu który szybko ruszył. Martin choć nie pokazywał tego po sobie był jednym wielkim kłębkiem nerwów. To był jego dzień, ten o którym marzył od dawna, jeszcze jak był sekretarzem Hessa. Teraz jeden wybuch miał uwieńczy jego dzieło. Bormann już się widział jak przemawia do Niemców jako nowy kanclerz i był z siebie bardzo dumny. Kiedy tak rozmarzył się, przypomniało mu się jak namawiał swojego szefa Hessa do lotu do Wielkiej Brytanii. Rudolf dał się nabrać na bardzo prosty trick. Martin wmówił mu, że rozmowy w sprawie zawarcia pokoju między oboma krajami są już bardzo zaawansowane i wystarczy jak zastępca Hitlera pojawi się w Londynie, a tam będą go witać jako zbawce.

Hess nie był głupi, ale tym razem dał się podejść jak dziecko. Co prawda jego fuhrer nie raz mówił, że chciałby pokoju z Anglią, ale Londyn a szczególnie nowy premier Winston Churchill był temu przeciwny, uważając Niemców za wroga numer jeden. Jednak zastępca wodza słysząc co chwila z ust Bormanna że tylko on może zapewnić tak oczekiwany przez Hitlera pokój, pogrążał się coraz bardziej w swojej wizji zbawiciela. Martin dawkował swoje teorię w małych dawkach ale cały czas. Mało tego przekonał Hessa, żeby nic nie mówił Hitlerowi, bo to zepsuje cały efekt. Po kilku miesiącach Rudolf był już gotów polecieć, co nie stanowiło żadnego problemu bo jako lotnik walczył w I wojnie światowej i był całkiem dobrym pilotem.

 

Samochód jechał niezbyt szybko. Nie musieli się spieszyć, bo Hitler miał wystąpić o godzinie 16 a było kilka minut po 14. Nagle kierowca zaczął hamować. Reichsleiter spojrzał przez okno. Na drodze stał patrol żandarmerii. Kiedy stanęli wszystko potoczyło się błyskawicznie. Z obu stron drogi wyskoczyło kilkunastu ubranych w panterki żołnierzy, uzbrojonych w pistolety maszynowe, którzy otoczyli samochód Bormanna. Dowodzący nimi niski, krępy gość otworzył drzwi i wrzasnął.

– Wysiadać i bez głupstw !!!!!!

114

Człowiek nr 2 w III Rzeszy był w totalnym szoku. Minęła dłuższa chwila nim zrozumiał słowa które usłyszał. Jednak siedzący obok niego widząc co się dzieje powoli wysiadł podnosząc ręce do góry. Widząc stojących wokół niego żołnierzy od razu zorientował się, że to nie są żarty. Jako były frontowiec wiedział że ma do czynienia z doborowym oddziałem.

Kiedy spojrzał w twarz stojącego przy nim dowódce natychmiast go rozpoznał.

– Ja Cie znam. Panie Bor…….. – dwa strzały z Waltera zabrzmiały niczym wystrzały z działa. Ciało oficera osunęło się na ziemię.

Bormann słysząc strzały przeraził się i powoli wysiadł z samochodu. Miał taką minę, że stojący przy nim kapitan SS Karl Wolf uśmiechnął się w duchu.

– Tchórz ….. a ma taką władzę…..Zaraz pewnie zrobi w gacie hahahaha – nie było jednak czasu na dalsze przemyślenia. Machnął ręką i z bocznej drogi wyjechał samochód. Dwaj ludzie wręcz wrzucili Bormanna do środka, po czym wsiedli do środka i wóz od razu odjechał.

– Mamy szczęście, na drodze pusto. Jedziemy do Poznania, a ty – wskazał na sierżanta Krauze

bierz samochód grubasa i go gdzieś ukryj. Pamiętaj, weź wszystko ze środka a także zdejmij i

gdzieś wyrzuć rejestracje. Wszystko jasne ?

– Tak jest panie kapitanie.

Po minucie na drodze nie pozostało śladu. Kapitan Wolf mógł być z siebie dumny, akcja zajęła nie więcej jak trzy minuty. Teraz druga znacznie trudniejsza część zadania. Zostało półtorej godziny na zdjęcie wszystkich ludzi Bormanna, ukrycie sobowtóra i kiedy Adolf wyjdzie na taras odpalenie ładunków. Co prawda major Hauser już pewnie oczyścił zamek, ale Karl wiedział, że teraz przyda mu się każda pomoc.

* * *

12 maja 1943 roku, do stolicy Kraju Warty, Poznania, przyjechał kanclerz i wódz III Rzeszy Adolf Hitler. Miał się tu spotkać z najwyższą kadrą Wehrmachtu i Luftwaffe na Zamku Cesarskim. Jako gospodarz, przywitał führera Gauleiter Artur Greiser. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Gauleiter wiedział, że Hitler skorzysta z okazji i wejdzie na balkon żeby powiedzieć kilka słów do zgromadzonej z rozkazu Greisera publiczności. Co prawda w ostatnich dniach pojawił się specjalny oddział SS, który pilnował Zamku i okolic, ale to podobno w obawie przed możliwymi działaniami polskiego podziemia. Na szczęście jak do tej pory nic groźnego nie wykryto. Mimo tego Greiser ściągnął do Poznania siły policyjne i żandarmerię z całego Kraju Warty.

115

Dzięki temu na wszystkich okalających Zamek ulicach stały patrole, które miały rozkaz sprawdzać każdego, także tych którzy normalnie rzadko byli kontrolowani.

Mieszkający w Poznaniu Polacy z daleka obchodzili okolicę Zamku, a ci którzy pracowali w pobliżu dostali specjalne przepustki, ale w dzień przyjazdu wodza zabroniono im przebywać w pobliżu.

Hitler, punktualnie o szesnastej godzinie, pojawił się na balkonie i pozdrowił wszystkich unosząc do góry swoja rękę. Stał uśmiechnięty widząc tysiące poznaniaków wiwatujących na jego cześć. Co prawda byli to starannie wybrani Niemcy, których SS już od tygodnia selekcjonowała, wydając specjalne przepustki. Polscy obywatele mieli zakaz przebywania w okolicy zamku. Wszystkie okoliczne ulice patrolowały oprócz żandarmerii, oddziały SS i każdego, kto wydal się choć trochę podejrzany aresztowano i przewożono do fortu VII, gdzie był przesłuchiwany za pomocą wyrafinowanych tortur. Jednak fuhrerowi mogło się wydawać, że jest tu witany przez wszystkich z olbrzymią radością. Mieli o to zadbać ubrani po cywilnemu esesmani którzy co chwila wzniecali okrzyki na cześć wodza.

Wódz III Rzeszy stał jak posąg. Już miał zacząć mówić, kiedy potężny wybuch dosłownie rozerwał balkon i sporą część budynku, wywołując krzyk i panikę stojących pod zamkiem ludzi. Zapanował powszechny chaos. Słychać było krzyki rannych i przerażonych ludzi. Kiedy dym opadł, w miejscu gdzie stał balkon, ziała ogromna dziura. W sali do której przylegał balkon, leżały ciała zabitych i rannych, a ci którzy przeżyli, lub byli lekko ranni w panice uciekli na korytarz i dalej schodami na dół, albo w górę.

W chwilę później, z położonego obok sali małego pomieszczenia, wyszło troje ludzi i korzystając z totalnego zamieszania, weszło do sali. Jeden z nich, wyglądał jakby był w centrum wybuchu. Charakteryzacja była doskonała. Kiwnął głową. Jeden z towarzyszących mu ludzi wybiegł z sali, krzycząc ile tylko miał sił.

– To cud!!!! Nasz fuhrer żyje !!!

Drugi, dowódca elitarnej jednostki SS Adolf Hauser, która zajmowała się ochroną wodza, natychmiast wziął go pod ręce i spokojnie wyprowadził z sali na korytarz, coraz liczniej zapełniany oficerami. Na ich widok krzyknął:

– Führer żyje, ale jest ranny!!! Przepuście mnie do samochodu. Trzeba go jak najszybciej

dostarczyć na lotnisko !!!!

Po kilku minutach z zamku wyszedł szef SS Heinrich Himmler wraz z Walterem Knote. Obaj wsiedli do stojącego przy ulicy samochodu. Za kierownicą usiadł Knote.

116

– Udało się, to znaczy że…..

– To znaczy panie Reichsführer, że teraz pan rządzi III Rzeszą – przerwał z uśmiechem Walter.

– Tak. To nie do wiary, że pan tego dokonał w tak krótkim czasie.

Zrobię pana generałem i moim zastępcą

– Nie trzeba. Wystarczy mi pańskie zaufanie.

– Jak pan chce, ale jestem pana dłużnikiem. Ale dlaczego nie chce pan awansu Knote?

– Bo to mogłoby wydać się podejrzane. Wole być tym kim jestem. Mam pewien pomysł

dotyczący porozumienia z Polakami. Chciałbym tak spokojnie porozmawiać z generałem

Grotem-Roweckim.

– Nie rozumiem – głos Himmlera nagle zmienił się.

– Panie Reichsführer jak pan wie Polacy maja bardzo potężne podziemie, to dziesiątki jak nie

setki tysięcy wyszkolonych żołnierzy i konspiratorów. Gdyby nam się udało z nimi dogadać, to

mielibyśmy doskonałych żołnierzy do walki na froncie wschodnim. Oni tak samo jak nas, a

może i więcej nienawidzą ruskich.

Po tych słowach nastała cisza. Widać było, że po raz kolejny słowa pułkownika zaskoczyły szefa SS.

– Knote zaskakuje mnie pan po raz kolejny. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie że pana nie

poznaje. Czy to nie czasem wpływ tego Barona, Prusaka. Przecież oni nas z SS nienawidzą? – ostatnie słowa zagrzmiały jak wodospad.

– Panie Reichsführer to teraz nie istotne. To nie rok 1941, gdzie mogliśmy popełniać błędy. Teraz

już nas na nie nie stać. Pan dobrze wie, że już dwa razy dostaliśmy w dupsko i to mocno, pod

Moskwą i Stalingradem. Trzecia taka porażka i przegramy tą wojnę. Musimy zmienić prawie

wszystko w naszej polityce w stosunku do Polaków.

– Knote teraz to pan naprawdę zwariował? Co pan mówi??? Może mam dać Polakom wolność?

Przecież to niemożliwe i pan o tym wie doskonale.

– Wiem, ale sytuacja się zmieniła, teraz walczymy o nasze być albo nie być. Sytuacja na froncie

wygląda inaczej niż choćby rok temu. Armia Czerwona ma doświadczonych dowódców,

żołnierze już nie poddają się tysiącami, ani nie uciekają na nasz widok. Walczą czasem lepiej,

czasem gorzej, ale jest ich coraz więcej i mają mnóstwo nowych czołgów, samochodów,

samolotów itd. i z każdym miesiącem będzie ich jeszcze więcej. Musimy rozstrzygnąć wojnę

maksymalnie do końca tego roku, inaczej już nic nam nie pomoże. A wydaje mi się, że Polacy

mogą nam pomóc.

117

Na twarzy Reichsführera widać było ogromne zdziwienie.

– Czy ma pan na myśli wspólną walkę z bolszewikami?

– Nie wiem. Ale coś mi się zdaje, że taka opcja jest przez nich brana pod uwagę w przyszłości.

Teraz postaram się spotkać z Grotem-Roweckim i zobaczymy co powie dowódca AK.

Po tych słowach zapadła cisza. Himmler patrzył na siedzącego obok pułkownika takim wzrokiem, że Knote zaczął się zastanawiać, czy jego szef nie wścieknie się na niego. Jednak po kilku minutach na twarzy Reichsführera pokazał się uśmiech.

– Dobrze Knote, niech pan działa. Ma pan moje pełne poparcie w tej sprawie, choć szczerze

mówiąc przydałby mi się pan teraz w Berlinie. Ale poradzę sobie, wtajemniczyłem też jak pan

wie generała Schellenberga który teraz ma wyczyścić tą stajnie i pozbyć się tych wszystkich

którzy pracowali dla grubasa. Jak podejrzewam weźmie się to tego z wielkim zaangażowaniem

choćby dlatego, że wreszcie pozbędzie się znienawidzonego szefa Gestapo Mullera.

Pułkownik uśmiechnął się szeroko. O wojnie między Mullerem, a szefem wywiadu SS wiedzieli wszyscy. Większość kibicowała Schellenbergowi gdyż gburowatego i chamskiego szefa Gestapo nikt nie lubił. Ten były listonosz brał udział w wielu zbrodniach SS jeszcze nim został szefem tajnej policji. Heinrich był niezbyt inteligentnym ponurakiem, ale władza którą miał powodowała że tylko niektórzy potrafili się zdobyć na walkę z nim. W odróżnieniu do niego Schellenberg był bardzo inteligentnym i wykształconym człowiekiem, miał doktorat z prawa. Kiedy tylko miał okazję wykorzystywał swoją wiedzę i inteligencję robiąc bardzo często idiotę z Mullera. Ten nienawidził go i wiele razy starał się go opisać jak najgorzej przed Himmlerem. Jednak szefa SS chyba bawiła taka sytuacja bo nie tylko że nie słuchał Heinricha to jeszcze często stawał po stronie Schellenberga. Reichsführer znał starą dewizę „Dziel i rządź” i dlatego wolał żeby jego podwładni żarli się ze sobą a nie próbowali jemu zagrozić.

– Panie Reichsführer proszę wybaczyć szczerość, ale dlaczego trzymał pan tego kretyna tak długo

na tak ważnym stanowisku?

Tym razem szeroki uśmiech zagościł na twarzy Himmlera.

– Nie wie pan ?

Knote tylko pokiwał głowa.

– Gdyby to ode mnie zależało wywalił bym go na pysk już dawno. Jednak nasz Adolf przyrzekł

mu to stanowisko i nie chciał słyszeć o jego zwolnieniu. Pytałem nie raz ale zawsze słyszałem

tylko stanowcze nie, aż w końcu zabronił mi poruszać tego tematu.

– A dlaczego ?

118

– Ano dlatego że ten kretyn podobno kiedyś uratował mu życie. To było gdzieś w 1927 albo 1928

podczas jakiegoś spotkania, kiedy Adolf przemawiał, pojawiła się bojówka komunistyczna.

Było ich znacznie więcej niż naszych i udało im się przedostać wprost do Hitlera. Wtedy

Mueller ruszył do przodu jak Lew bijąc komunistów. Udało mu się przebić przez nich i

wyprowadzić naszego wodza z tłumu. Został przy tym ranny, ale Hitlerowi udało się dotrzeć do

samochodu i odjechać – taką wersję opowiedział mi kiedyś jeden z członków SA który tam był i

to wszystko widział.

– Müller ………. aż mi się nie chce wierzyć!! – na twarzy pułkownika widać było zaskoczenie.

– Tak podobno było, ale choć człowiek który mi to mówił przyrzekał, że to prawda to mi Też się

nie chce w to wierzyć. Ale teraz naprawimy to bardzo szybko. Wyrzucę tą gnidę i wyślę gdzieś

daleko może do Norwegii, albo do Danii.

– A kogo chce pan mianować na jego miejsce ? Ma pan już kandydata?

– Tak. Podporządkuje Gestapo Schellenbergowi, on tam zrobi porządek.

Knote pokiwał głową.

– Tak, to dobry pomysł, on się do tego najlepiej nadaje.

Reichsführer nagle spoważniał i spojrzał głęboko w oczy swojego podwładnego.

– A pan Knote nie chciałby zostać szefem Gestapo ????

Pułkownik jakby spodziewał się tego pytania, bo odpowiedział niemal natychmiast.

– Dziękuje panie Reichsführer, ale nie. Ja wolę robić to co robię, a Tajna Policja to nie dla mnie.

Siedział bym tylko za biurkiem dzień po dniu i po kilku miesiącach znienawidził tą pracę. Ja

wolę działania że tak powiem w terenie. Schellenberg da sobie radę, to mądry i obrotny gość.

– Też tak myślę. Niech pan działa Knote a ja zajmę się porządkowaniem SS.

– Tak jest

          Ireneusz Piątek

 

You may also like

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Zakładamy, że się z tym zgadzasz, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. OK Więcej

Polityka prywatności i plików cookie