70 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego
Heroiczny czyn – czy polityczna głupota
Heroiczny czyn – jak najbardziej. To czego dokonali powstańcy przez 63 dni powstania zasługuje na najwyższy podziw i uznanie. Nie mając ciężkiej broni, samolotów, czołgów potrafili walczyć jak równy z równym z uzbrojonymi we wszystkie rodzaje broni Niemcami. Pokazali w te straszne dni, że można bić skutecznie nawet dużo silniejszego wroga. Chwała im za to.
Polityczna głupota – niestety tak. Ci którzy zdecydowali o rozpoczęciu powstania powinni sobie zdawać sprawę, że nie ma ono szans na zwycięstwo. Powinni także wiedzieć, że Armia Czerwona nie pomoże im w walce z Niemcami. Polska podana została na tacy Stalinowi w 1943 roku w Teheranie. Od tej chwili to on był absolutnym władcą tej części Europy i trudno mu się dziwić, że nie garnął się do pomocy Polakom, którzy działali przeciwko jego interesom.
1 sierpnia 2014 roku obchodzimy kolejną już 70 rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Trwające 63 dni walki słabo uzbrojonych oddziałów powstańczych z przeważającymi siłami niemieckimi, zakończyły się kapitulacją 3 października 1944 roku.
Powstanie Warszawskie było wymierzone militarnie przeciw Niemcom, ale politycznie przeciw ZSRR a także podporządkowanym mu polskim władzom komunistycznym. Dowództwo AK planowało samodzielnie wyzwolić stolicę jeszcze przed wkroczeniem Armii Czerwonej, chcąc przejąć władzę w Warszawie i w ten sposób poprawić międzynarodową pozycję legalnego rządu RP mającego siedzibę w Londynie.
W trakcie dwumiesięcznych walk straty powstańców wyniosły ok. 16 tys. zabitych i zaginionych, 20 tys. rannych i 15 tys. wziętych do niewoli. W wyniku działań wojennych: nalotów, ostrzału artyleryjskiego, ciężkich warunków bytowych oraz masakr urządzanych przez oddziały niemieckie zginęło od 150 tys. do 200 tys. cywilnych mieszkańców stolicy.
Stalin na wieść o wybuchu powstania wstrzymał ofensywę na kierunku warszawskim, a także odmówił udzielenia powstaniu poważniejszej pomocy, natomiast wsparcie udzielone powstańcom przez USA i Wielką Brytanię miało natomiast ograniczony charakter i nie wpłynęło w sposób istotny na sytuację w walczącym mieście. Na skutek walk, a także systematycznego wyburzania miasta przez Niemców po upadku powstania zniszczeniu uległa większość zabudowy lewobrzeżnej Warszawy, setki bezcennych zabytków oraz obiektów o dużej wartości kulturalnej i duchowej.
Nie chciałbym tu opisywać przebiegu samego powstania bo zostało one już opisane w wielu opracowaniach naukowych, popularno naukowych, filmach czy wspomnieniach.
Chciałbym odnieść się to samej idei powstania i pytania które stawiają sobie od prawie 70 lat historycy, politycy, politolodzy a także bardzo wielu pasjonatów historii (do których i ja należę), Czy decyzja o rozpoczęciu powstania była słuszna? Nie chcąc pisać zbyt długiego tekstu odniosę się w większości do przeciwników wydania takiego rozkazu.
Spór o trafność decyzji rozpoczął się jeszcze przed jego zakończeniem. Jednym z bardzo ostrych krytyków był generał Władysław Anders, który 18 sierpnia 1944 pisał:
„Nikt nie miał u nas złudzenia, żeby bolszewicy pomimo ciągłych zapowiedzi pomogli Stolicy. W tych warunkach Stolica pomimo bezprzykładnego w historii bohaterstwa z góry skazana jest na zagładę. Wywołanie powstania uważamy za ciężką zbrodnię i pytamy się, kto ponosi za to odpowiedzialność?”
Najważniejszą kwestią jest zasadności decyzji o rozpoczęciu powstania. Bardzo ważne jest postawienie pytania, czy ludzie, którzy podjęli decyzję o walce, zdawali sobie sprawę, jakie są szanse na zwycięstwo, czy kalkulowali, że mogą ją przegrać?
Tak na to pytanie odpowiedział jeden z największych przeciwników wybuchu powstania profesor Paweł Wieczorkiewicz w wywiadzie udzielonym Rafałowi Jabłońskiemu.
"Kalkulowali. Na kluczowych naradach padało pytanie: co będzie, jeśli Rosjanie nie nadejdą? Rzeź, klęska. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy przeżyli gehennę Warszawy. Prawdziwi powstańcy – nie ci, którzy przypięli sobie krzyże Armii Krajowej w latach 90., bo takich jest sporo, tylko ci, którzy byli na barykadach – bardzo krytycznie mówili o Powstaniu. Mieli poczucie, że są oszukanym pokoleniem. Także ludność cywilna miała poczucie krzywdy. O tym nie piszemy, bo i nie wypada, i politycznie niepoprawne. A przecież jedną z przesłanek kapitulacji Powstania było to, że ludność zaczęła się burzyć. Zaczęła tego żądać. Czemu trudno się dziwić, po dwóch miesiącach bombardowań i ostrzału".
Kiedy po kilku dniach okazało się, że praktycznie dalsza walka nie ma sensu, że Powstanie jest nie do wygrania na prawobrzeżnej Warszawie na Pradze przerwano walkę, ocalając zarówno ludzi jak i większość zabudowy. Na pytanie czy można było zrobić to samo w Warszawie lewobrzeżnej profesor tak odpowiedział.
"Nie można, przez fałszywe ambicje i fałszywe rachuby. Przecież premier Stanisław Mikołajczyk przebywał w Moskwie i nie wiadomo było, czy coś załatwi, czy nie. No i przekonanie niektórych przynajmniej dowódców, że trzeba się bić do końca, że trzeba zginąć. Jak pod Termopilami. Na przykład generał Tadeusz Pełczyński był przekonany, że konieczny jest symbol, który wstrząśnie sumieniem świata. Też nieprawda, bo niczym nie wstrząsnął. Wielka iluzja".
Jak wiadomo Mikołajczykowi nic się nie udało załatwić, co zresztą nie dziwi zważywszy fakt przeciw komu politycznie wymierzone było to Powstanie.
Tak pisał o decyzji i sensie wybuchu powstania Jan Ciechanowski
(Historyk. Służył w AK, brał udział w Powstaniu Warszawskim. Od 1946 r. mieszka w Anglii. Autor książki „Powstanie Warszawskie”).
"Gen. Władysław Anders miał rację mówiąc, że wybuch Powstania Warszawskiego był nieszczęściem. Uważał Powstanie za zbrodnię i pytał, kto był za nią odpowiedzialny. Sprzeciwiał się zrywowi, bo uważał, że nie było sprzyjających warunków. Po pierwsze, rząd polski nie zapewnił odpowiednio wcześniej pomocy z Zachodu; po drugie – nie można było liczyć na pomoc Stalina.. Tak naprawdę do wybuchu przez swoje naciski doprowadził gen. Okulicki, który chciał, abyśmy zajęli Warszawę. Ale myśmy jej zdobyć nie mogli! Mój pluton, który miał nacierać na Sejm posiadał 7 pistoletów, 3 karabiny i 40 granatów na 40 ludzi. Jak myśmy mogli zdobyć ten Sejm? Tak było nie tylko w moim plutonie, a w całej Warszawie. 1 sierpnia nie zdobyliśmy żadnego, silnie umocnionego niemieckiego punktu.
A tak przedstawił sytuację Stanisław Maliszewski
(Historyk i dziennikarz. Kustosz Muzeum Historycznego m.st. Warszawy)
"Z dzisiejszego punktu widzenia Powstanie Warszawskie wydaje się wielką klęską. Zginęło od 130-180 tys. ludności cywilnej i ok. 18 tys. powstańców. Pozostałych przy życiu wygnano z miasta. Niektórzy trafiali do obozów koncentracyjnych, inni na roboty do Rzeszy, większość (głównie kobiety, dzieci i starsi) byli „rozparcelowywani” po wsiach i miasteczkach w Generalnej Guberni.
Warszawa została zniszczona w ok. 85%. To była kompletna ruina. Trauma w ludziach, którzy tego doświadczyli tkwi do dzisiaj. Z drugiej strony, nie można było wtedy tego przewidzieć. A tak trzeba patrzeć na historię. Dzisiaj łatwo osądzać dowództwo AK za złą decyzję. W tamtej sytuacji nie było dla Polski dobrego rozwiązania".
Podobnie wypowiedział się o powstaniu profesor Jerzy Maroń, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego, w rozmowie z Marcinem Torzem.
"Ja zaliczam się do grupy historyków, którzy uważają, że Powstanie Warszawskie było zbrodnią. I mam tu na myśli decyzję o wybuchu powstania. Zginęło nawet 250 tysięcy warszawiaków, a miasto właściwie przestało istnieć. Armia Krajowa miała racjonalne powody, aby rozpętać Powstanie? Cel był prosty. Dowództwu AK chodziło o to, żeby opanować stolicę przed wkroczeniem do miasta oddziałów Armii Czerwonej. Politycznie więc wybuch powstania był skierowany przeciwko ZSRR. Militarnie przeciwko Niemcom. Niektórzy zarzucają dziś Rosjanom, że nie pomogli powstańcom. Armia Czerwona stanęła przed Wisłą na wyraźny rozkaz Józefa Stalina. Trudno się dziwić, że nie garnął się on do pomocy Polakom, którzy działali przeciwko jego interesom. Za to z pomocą rzuciły się jednostki 1 Armii Polskiej, choć próba sforsowania Wisły skończyła się tragicznie. Zostali zdziesiątkowani. W Warszawie zginęło 250 tysięcy Polaków, a Niemców 15 tysięcy… Powstańcy nie mieli ciężkiej broni. Mogli jedynie wykorzystywać szturm piechoty.
W swojej książce autor "Obłędu '44" Piotr Zychowicz (książka która wywołała bardzo wiele polemik) idzie jeszcze dalej. Jego zdaniem Powstanie Warszawskie było hekatombą, "drugim Katyniem", bezsensowną rzezią i zbiorowym samobójstwem tysięcy Polaków, a do tego wywołując Powstanie, zrobiliśmy wspaniały prezent Stalinowi i otworzyliśmy mu drogę do łatwego ujarzmienia Polski w latach powojennych. Autor m.in. tak pisze.
"Otóż głęboko zakorzenione w polskiej świadomości mity dotyczące drugiej wojny światowej są fałszywe….. Polityka prowadzona przez Polskę podczas drugiej wojny światowej szła wbrew polskiemu interesowi narodowemu…. Na najważniejszych stanowiskach wojskowych i politycznych – zarówno na wychodźstwie, jak i w Polskim Państwie Podziemnym – zamiast mężów stanów znaleźli się ludzie, którzy nie dorośli do rządzenia. Bez charyzmy, inteligencji, wyobraźni"
Poziom rozumowania egzaltowanej pensjonarki"
A co do samego powstania nie zostawia suchej nitki na dowódcach AK.
"Powstanie Warszawskie, którego skutkiem była zagłada polskiej elity i najważniejszego polskiego ośrodka kulturalno-politycznego, leżało tylko i wyłącznie w interesie Związku Sowieckiego. Powstanie, z którego jesteśmy dzisiaj tak dumni, było nie tylko bezsensowną rzezią najlepszych Polaków, ale i otworzyło Józefowi Stalinowi drogę do sowietyzacji i łatwego ujarzmienia Polski" – twierdzi Zychowicz – " "Po wyrżnięciu Armii Krajowej łapskami Hitlera nie maił już kto przeciwstawić się nowemu okupantowi".Uważam, że od Powstania minęło już tyle czasu, że nadszedł czas na spokojną, merytoryczną analizę decyzji o wydaniu Niemcom bitwy na ulicach milionowego miasta. Niestety, w świetle takiej analizy wyraźnie widać, że Komenda Główna popełniła fatalny błąd. Powstanie, o czym próbowali ostrzegać rozsądni oficerowie Armii Krajowej, nie miało najmniejszych szans powodzenia".
Zdaniem historyka wojskowości, profesora Krzysztofa Komorowskiego największym błędem dowódców powstania była błędna i nieprecyzyjna kalkulacja niemieckich sił strzegących najważniejszych budynków w Warszawie. Jego zdaniem powstańcy często słabo uzbrojeni, atakowali doskonale bronione budynki czy obiekty. Przykładem może być bardzo silnie obsadzone Okęcie, które próbowali zdobyć żołnierze dwóch oddziałów dla których atak skończył się tragicznie. Profesor Komorowski uważa też, że gigantycznym błędem ze strony dowódcy powstania generała Antoniego Chruściela "Montera" było pozostawienie ludności cywilnej w mieście, a nawet wciąganie cywilów do walki. Takie akcje Niemcy traktowali jako dywersję i jak to ujął historyk – oczyszczali całe przestrzenie miasta, czyli mordowali ludność cywilną.
Czytając te wszystkie opinie można zadać następujące pytanie.
Czy powstańcy, a także cywile nie zostali oszukani przez grupę wyższych oficerów Armii Krajowej?
Na podobne pytanie tak odpowiedział profesor Wieczorkiewicz.
"W pewnym sensie tak. Zapowiadano im szybkie zwycięstwo, nastrój był wspaniały w pierwszych dniach. To był powiew wolności. Warszawa stała się stolicą wyzwolonej, wolnej Polski. Tylko potem stawało się jasne, że Warszawa staje się grobem, nie tylko miasta oraz jego obrońców, ale i idei wolnej Polski. A później zaczęło się okazywać, że tego zwycięstwa nie ma, a są tylko z Londynu żałobne pieśni, co doprowadzało ludzi do szału. Radio polskie z Anglii na okrągło grało hymn „Z dymem pożarów…”. Następnie na skutek nacisków polskich polityków poleciała nad Warszawę armada amerykańska, która zrzuciła mnóstwo broni, ale większość spadła na niemieckie pozycje. Niestety to był powód odroczenia kapitulacji. No i teraz trzeba było zbadać, kto tak naprawdę dowodził Powstaniem. Bór- -Komorowski modlił się, Okulicki, jak twierdzą świadkowie, głównie pił, a w polu teoretycznie dowodził Chruściel, który nie miał mocy wykonawczej. Ale Chruściel nie chciał się poddać, chciał do końca walczyć".
Krytyczne stanowisko wobec decyzji o powstaniu zajęło środowisko paryskiej „Kultury” (m.in. Jerzy Giedroyc, Juliusz Mieroszewski), a także Stanisław Cat-Mackiewicz, Józef Łobodowski i Melchior Wańkowicz.
Można oczywiście przytoczyć także bardzo wiele argumentów przemawiających za podjęciem rozkazu do rozpoczęcia powstania. Jednak większość z nich jest znana i dlatego tu poruszę tylko dwa:
– wybuch powstania był nieuchronny, jeżeli wziąć pod uwagę ówczesną atmosferę panującą w
stolicy. W sytuacji masowego wyczekiwania ludności na możliwość odwetu za pięć lat brutalnej
okupacji, łatwo mogło dojść do spontanicznego wystąpienia, nad którym bardzo ciężko było by
sprawować jakakolwiek kontrolę. Polacy chcieli się bić nawet bez wyraźnego rozkazu. Nie
byliśmy tam w te dni roku 1944, kiedy widać już było że III Rzesza dostaje potężne baty i że
wojna dla Niemców jest przegrana. Nie czuliśmy tego co wtedy działo się na ulicach Warszawy i
dlatego nie potrafimy tego zrozumieć.
– Ogromna wola walki i bohaterstwo powstańców mogły uzmysłowić Stalinowi, jak dużo Polacy
są gotowi poświęcić i zrobić bez względu na koszty w obronie niepodległości. Dzięki temu być
może wprowadzenie rządów komunistycznych miało w Polsce dużo mniej brutalny przebieg niż
w pozostałych państwach „demokracji ludowej” ( rezygnacja z pośpiesznej kolektywizacji
rolnictwa i walnej rozprawy z Kościołem katolickim)
Na końcu chciałbym przytoczyć słowa mojego wuja, który opowiadał mi jeszcze w latach osiemdziesiątych wiele historii z czasów wojny (niestety nie zapisywałem tego i pamiętam tylko fragmenty). Wuja był dowódcą plutonu zwiadu w 2 dywizji piechoty. Kiedy jego oddział dostał rozkaz przepłynięcia na drugi brzeg Wisły na pomoc powstańcom w jego łódź trafił pocisk. Wuja został ciężko ranny, ale ten pocisk uratował mu życie bo wszyscy jego koledzy zginęli na drugim brzegu dostając się pod ogień karabinów maszynowych i moździerzy.
Ten bardzo doświadczony żołnierz (walczył w AC m.in. pod Stalingradem) mówił mi kilka razy, że w rozmowach miedzy oficerami szczególnie po wypiciu sporej ilości wódki, czy spirytusu (a pito tam bardzo wiele) wszyscy zadawali sobie pytanie jaki sens ma wybuch powstania, skierowanego tak przeciw Niemcom jak i przeciw ZSRR.
I co najważniejsze: wuja był przekonany, że gdyby nawet Powstanie zwyciężyło w Warszawie to i tak AC spacyfikowała by miasto. On i jego koledzy oficerowie zadawali sobie pytania:
– Jaki sens ma to Powstanie?
– Co mają zrobić w takim wypadku??
– Jak na taką pacyfikację zareagują wyżsi dowódcy WP?
Kiedy zapytałem jak on to wtedy widział, co czuł, powiedział że najprawdopodobniej polskie oddziały zostały by wycofane z Warszawy i okolic a na ich miejsce przyszła by "swołocz" (dosłownie tak powiedział) syberyjska, albo inna która by w tydzień spacyfikowała miasto. Zważywszy, że wuja walczył praktycznie od jesieni 1941 roku w AC chyba wiedział co mówi, ponieważ miał do czynienia z takimi oddziałami choćby pod Stalingradem.
Reasumując trzeba przyznać że choć dyskusje o sensie powstania i jego katastrofalnych skutkach dla powstańców, cywili a także miasta trwają już 70 lat nadal nie przyniosły rozstrzygnięcia. Byli i są do dzisiaj tak zwolennicy jak i przeciwnicy wydania tego jakby nie patrzeć kontrowersyjnego rozkazu. Tak będzie za pewne i za kolejne 10, czy 20 lat. Ja jednak na końcu chciałbym wszystkim czytelnikom zadać kilka pytań nad którymi warto się zastanowić i które mnie pasjonata historii nurtują już od wielu lat.
– Na co liczyli dowódcy AK wydając rozkaz ataku?
– Czy wierzyli, że da się pokonać Niemców?
– Czy zdawali sobie sprawę, że nawet gdyby jakimś cudem Powstanie zakończyło by się
sukcesem, to Stalin i jego AC pozostawiły by Warszawę wolną pod dowództwem oficerów AK
i przedstawicieli rządu w Londynie?
– Czy znając ( bo nie wierzę, żeby tego nie wiedzieli) uzgodnienia Aliantów w Teheranie, gdzie
"sprzedano" nas i naszą ojczyznę Stalinowi można było liczyć na pomoc AC?
Ireneusz Piątek