Home Książki i albumy „Operacja Zamek” Odcinek III

„Operacja Zamek” Odcinek III

przez historyk
0 komentarz

Odcinek III

Pułkownik SS Walter Knote siedział w swoim pokoju zdumiony, nie mogąc do końca uwierzyć w to co się stało. Złapał się nawet na tym, że włożył rękę do torby i namacał teczkę z dokumentami. Zrobił to automatycznie, jakby chcąc sprawdzić samego siebie. Niestety, albo stety dokumenty tam były. Pułkownik westchnął i wyglądało na to że pogodził się z myślą że teraz trzeba z tym wszystkim iść do Himmlera, a to nie było łatwe, bo Walter był w Poznaniu, a szef SS w Berlinie. Czas uciekał. Knote wziął do reki słuchawkę i rozkazał połączyć się z poznańskim lotniskiem. Kiedy już uzyskał połączenie powołał się na rozkaz Reichsführera i polecił natychmiast uszykować samolot, który ma go za godzinę, najpóźniej dwie zabrać do Berlina. Dowódca bazy z którym go połączono zaczął marudzić, że nie ma w tej chwili żadnego wolnego samolotu, że może jutro uda się znaleźć miejsce. Knote słysząc te słowa, wrzasnął jak ranny Tygrys.

– Gówno mnie obchodzi czy ma pan samolot, czy nie. Ja tu jestem na bezpośredni rozkaz Himmlera. Czy to jasne?? Muszę być jak najszybciej w Berlinie. Jak pan chce być dalej dowódcą bazy w Poznaniu to radzę działać szybko, bo inaczej załatwię panu front wschodni. Ma

pan godzinę. Jak nie wylecę dzisiaj to zadzwonię do Himmlera i będzie pan miał okazję pierwszy i ostatni raz w życiu rozmawiać z Reichsführerem i niech pan mi wierzy to nie będzie miła rozmowa. Czy to kurwa jest jasne?????? – po tych słowach trzasnął słuchawką.

Te słowa musiały wywrzeć piorunujące wrażenie na oficerze Luftwaffe, bo już po czterdziestu minutach oddzwonił z informacja, że samolot będzie czekał na płycie lotniska. Knote słysząc to uśmiechnął się w duchu. Strach przed wschodnim frontem czynił cuda.

Kiedy pułkownik zakładał płaszcz nagle złapał się za głowę.

– Ale kurwa ze mnie kretyn, przecież Bormann może mieć kogoś na lotnisku. Jasna cholera zachowałem się jak jakiś gówniarz. A do tego telefon może być na podsłuchu!!! Kurwa!!! ,kurwa !!!!, kurwa ale dałem dupy – pułkownik klął wściekły na siebie. Z wrażenia rzucił płaszcz na ziemie i zaczął chodzić po pokoju pomrukując niczym ranny Tygrys w klatce. Trwało to kilka minut zanim umysł esesmana zaczął wreszcie pracować na pełnych obrotach. Knote usiadł, zamknął oczy i po chwili już wiedział co ma zrobić. Sięgnął po telefon i wykręcił numer portierni.

– Czy kapitan SS Konrad Wolltke jest u siebie?

– Chyba tak, nie widziałem żeby wychodził – portier nawet nie wyglądał na zaskoczonego.

Pułkownik odłożył słuchawkę, założył płaszcz, wyszedł zamykając drzwi na klucz i skierował się do pokoju w którym urzędował jego kuzyn. Tuż przed drzwiami westchnął głęboko i nacisnął klamkę. Konrad siedział za biurkiem i przeglądał jakieś papiery.

20

Kiedy zobaczył Waltera uśmiechnął się, ale widząc minę kuzyna zmarszczył brwi.

– Coś się stało? – zapytał.

– Nie. Chodź, oprowadzisz mnie po Zamku – w jego głosie słychać było dziwny ton. Kapitan kiwnął głową nic nie mówiąc i po chwili obaj znaleźli się na korytarzu.

– Nie pytaj o nic. Masz tu jakiś pokój, cokolwiek gdzie możemy spokojnie porozmawiać ? – Knote powiedział to zdanie cicho ale głosem mrożącym krew w żyłach.

– No…….. jest tu taki mały magazyn na II piętrze, ale tam są tylko jakieś stare graty.

– Nieważne prowadź – to był już rozkaz, więc Wolltke nic nie mówiąc ruszył w stronę schodów. Po kilku minutach byli już na korytarzu II piętra. Kapitan skręcił w mały korytarzyk i podszedł do drzwi. Nacisnął klamkę i wszedł do środka, a Knote tuż za nim i zaraz za sobą zamknął drzwi. Pokój był całkiem duży ale zagracony starymi meblami, pewnie służył jako magazyn, Jednak po ilości kurzu na meblach dawno nikt tu nie był. Pułkownik podszedł do okna znajdującego na końcu pokoju wziął stare krzesło, a Konradowi pokazał wzrokiem drugie.

– Siadaj i słuchaj, bo tu także o twoje życie idzie. W piwnicy pod balkonem jest zmagazynowane kilkaset kilogramów materiałów wybuchowych. Wszystko połączone kablami i gotowe do wysadzenia – po tych słowach Wolltke zbladł, a jego twarz wyglądała jak biała kartka papieru.

– To……. niemożliwe, wszystko dokładnie sprawdzałem osobiście – wyszeptał po chwili.

– Taaaaaa gówno sprawdziłeś, a zaglądałeś do dwóch pomieszczeń zaplombowanych przez ludzi Karla Fucka ?????????

– No………no nie, ale to był wysłannik Bormanna nie odważyłem się.

– No i kurwa skazałeś się na śmierć kretynie. To właśnie tam są te ładunki. Rozumiesz !!!!!!!

– Ale………no……..to przecież Borm…

– Kurwa zacznij myśleć, ten który to zaplanował dokładnie tak sobie pomyślał, że Gestapo nie odważy się wejść do pomieszczeń zaplombowanych przez człowieka Reichsleitera !!!!!!!!!!

– Ale chyba nie chcesz……….

– Tak chce. To wszystko wymyślił Bormann. Nie pora teraz tłumaczyć dlaczego itd. Teraz trzeba działać. Po pierwsze kurwa weź się z garść, dałeś dupy na całego, bo to Ty jesteś za to osobiście odpowiedzialny. Chyba wiesz co się stanie jak balkon z Adolfem wyleci w powietrze………. . Całe poznańskie Gestapo trafi pod sąd SS, a to oznacza degradację i kulę łeb. Powinieneś był zajrzeć wszędzie !!!!! tam też, ale z drugiej strony Ci się nie dziwie bo sam bym się wahał czy tam wejść. Mogę to zrozumieć. Teraz może i lepiej że ja się o tym dowiedziałem.

21

– To co mam robić ????? – trzeba tam wejść i to rozbroić !!!! i to….

– Nie. Nie możemy tego zrobić. Wszystko musi zostać tak jak jest. Muszę o tym powiadomić Himmlera, ale obawiam się że jestem tu śledzony a Ty pewnie także. Choć z tego co wiem ludzie Bormanna którzy mieli za zadanie śledzić każdy mój krok w Poznaniu, zostali usunięci.

Mam tylko nadzieję że wszyscy, a to nam daje trochę czasu.

– Usunięci……….. Walter przerażasz mnie. Skąd Ty to wszystko wiesz?

– Nie pytaj. Teraz skup się powiem Ci co masz zrobić – pułkownik nachylił się i mówił cicho jakieś 20 minut. Kiedy skończył na twarzy jego kuzyna widać było szok pomieszany ze strachem. Kapitan przez dłuższą chwile nie potrafił wymówić ani słowa. To co usłyszał musiało wstrząsnąć nim na tyle, że nie potrafił zebrać myśli. Dopiero po kilku minutach zapytał.

– Nie rozumiem…….czyli zamach ma się odbyć????????

Knote słysząc te słowa ryknął jak ranny Lew.

– Kurwa czy Ty mnie słuchasz. Podstawimy sobowtóra a prawdziwego Adolfa ukryjemy. Inaczej nic z tego nie wyjdzie, bo jak rozbroimy ładunki i pójdziemy z tym do Himmlera a on do Hitlera to fuhrer pomyśli, że Reichsführer to sam wymyślił żeby pozbyć się grubasa. Musimy to rozegrać po mojemu rozumiesz !!!!!!!!!

– Tak……..ale

– Nie ma kurwa żadnego ale!!!!!!!!!! Obudź się do jasnej cholery !!!!!!!!! Staram się uratować dupsko tobie i sobie. Wkuj sobie do głowy że teraz mamy przeciwko sobie Martina Bormanna a to oznacza że walczymy z samym diabłem. Nawet ja mam stracha, a jak zapewne wiesz nie

łatwo mnie przestraszyć. Weź się w garść, bo nasze życie wisi w tej chwili na bardzo, bardzo cienkim włosku i wystarczy jeden błąd a zajmie się nami twój szef Müller, który tak na marginesie od jakiegoś czasu pracuje dla grubasa. Koniec dyskusji idziemy i robimy to Ci mówiłem, inaczej możesz sobie i swojej zonie strzelić w łeb, to przynajmniej unikniecie tortur w Berlinie. Podstawisz mi samochód a sam jedź na lotnisko. Aha weź to – pułkownik podał kuzynowi dokument z insygniami SS.

– Boże masz coś takiego ? – w głosie kapitana widać było szczere zdumienie.

– Tak i to zamyka wszelkie komentarze i otwiera wszystkie drzwi. Niestety nie będziesz miał papierów potwierdzających dane zawarte w tym dokumencie, ale wierz mi że jak to pokazywałem nikt mnie jeszcze nie poprosił o dokumenty. Musisz tylko być twardym i zadufanym w sobie skurwysynem takim, który wszystko może. O nic nie proś, nie namawiaj !!!!!!!! żądaj i to głośno.

22

Rozumiesz???

– Tak, poradzę sobie……

– Musisz, mam tylko nadzieję, że jeśli ktoś obserwuje samoloty z Poznania to ma tylko mój rysopis, ale nie można wykluczyć że twój także. Trudno mimo wszystko musisz dotrzeć do Schellenberga a jak go nie zastaniesz to do Kellera. I nie daj się złapać, bo jak dorwą Cię ludzie

Bormanna to to pismo możesz sobie wsadzić w dupę.

– Dam radę, nie ma innego wyjścia.

– Dobra. Teraz to już nie zabawa w policjanta i złodzieja. Gramy obaj o życie. Jak nam się uda to uratujemy dupska a do tego udupimy kutasa. Wierz mi Heinrich będzie szczęśliwy jak dziecko.

On o niczym innym tak nie marzy jak o pozbyciu się Martina, a my możemy mu go podać na tacy.

Po tych słowach Knote podszedł i uściskał kuzyna. Konrad aż się wzruszył, bo Walter nie zrobił tego od wielu lat, zawsze dość chłodno traktował młodszego krewnego. Tym razem jednak widać było że jakieś uczucie rodzinne jednak pozostało.

– Wyjdziemy osobno. Poczekaj z 10 minut i wyjdź tak jak ja bocznym wyjściem. Lepiej żeby

portier nas nie widział.

– Nie przesadzasz ????

– Nie w tej sprawie, a takie szczegóły już nie raz uratowały mi życie. Trzymaj się. Mam nadzieje, że spotkamy się w Berlinie.

– Ja też i dziękuje.

– Nie ma sprawy, zawsze Cię lubiłem, choć byleś dość złośliwym i zarozumiałych chłopcem.

Knote powoli ruszył korytarzem, mając tylko nadzieję, że nikogo nie spotka po drodze. Musiał zejść na parter ale na szczęście oprócz głównych schodów na dół wiodły jeszcze jedne z których jak wcześniej zauważył rzadko kto korzystał. Teraz także nikogo nie widział i tak udało mu się wyjść niezauważonym z Zamku. Musiał gdzieś poczekać na samochód, bo Walter miał go sprowadzić dopiero za kilkadziesiąt minut. Jak pułkownik prosił auto miało mieć cywilne papiery tak żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Walter szybkim krokiem przeszedł na drugą stronę ulicy i skierował się w stronę poznańskiego starego rynku. Miał zamiar wejść do jakieś małej kawiarni, zamówić kawę i odczekać przynajmniej 30 minut, starając się być jak najmniej widocznym. Na szczęście w środku siedziało tylko kilka osób które zajęte sobą nie zwracało uwagi na innych klientów. Ogólnie panował spokój.

23

Po półgodzinie pułkownik wyszedł i skierował się na miejsce gdzie miał stać podstawiony samochód. Po chwili odetchnął z ulgą gdy zobaczył czarnego Opla na cywilnych numerach. Podszedł złapał za klamkę i otworzył drzwi, po czym usiadł i znalazł pod siedzeniem kluczyki i papiery samochodu. Powoli zdjął płaszcz i odpalił sprawdzając paliwo. Bak był pełny. Mógł ruszać do Berlina. Miał przed sobą około 5 godzin jazdy, gdyż nie chciał jechać zbyt szybko żeby nie wyglądać podejrzanie. Na szczęście udało mu się wyjechać z Poznania bez żadnej kontroli, choć kilka razy widział stojących żandarmów. Knote nie bał się kontroli, ale teraz należało dmuchać na zimne i starać się zmniejszyć ryzyko do minimum.

Kiedy był już na drodze do Berlina uśmiechnął się bo przypomniała mu się stara dewiza Gajusza Juliusza Cezara „Kości zostały rzucone”, która bardzo dobrze pasowała do obecnej sytuacji. Pułkownik byłby dużo spokojniejszy gdyby wszystko zależało od niego, jednak to Walter miał przed sobą dużo trudniejsze zadanie i Knote miał tylko nadzieje, że jego kuzyn da sobie rade i dotrze do generała SS Waltera Schellenberga. Sam nie mógł tego zrobić w obawie że ktoś mógłby go rozpoznać. Pomysł z udaniem się do szefa kontrwywiadu SS miał dwie zalety. Po pierwsze generał znał Waltera i mu ufał, a po drugie miał dostęp o każdej porze do Reichsführera SS, a to było w tej sprawie najważniejsze. Knote jadąc po raz kolejny analizował to co powiedział kuzynowi i za każdym razem dochodził do wniosku, że jak nie zdarzy się żaden kataklizm, to Konrad powinien dotrzeć do generała. Z tego co wiedział Schellenberg powinien być w Berlinie. A jeśli by to się nie udało skierował kuzyna do majora SS Hanza Kellera, który był czymś w rodzaju prawej reki generała. On będzie wiedział gdzie go szukać.

Teoretycznie wszystko wyglądało dobrze, ale pułkownik wiedział, że wszystkiego przewidzieć się nie da i dlatego nie mógł być pewny niczego. Jednak teraz pozostało mu tylko jechać i mieć nadzieję że wszystko pójdzie dobrze. A jeszcze trzy dni temu wszystko wyglądało tak wspaniale. Kiedy usłyszał o wyjeździe do Poznania ucieszył się, że spędzi kilka dni na zwiedzaniu miasta i pierwszy raz od dawna porządnie wypocznie. Kontrola wyglądała na dość standardową. Poznań przyłączony do III Rzeszy nie był tak niebezpieczny dla Niemców jak choćby Warszawa. Tutaj oczywiście istniał ruch oporu ale był dużo słabszy niż na terenie Generalnej Guberni i dlatego krótka wizyta fuhrera III Rzeszy Adolfa Hitlera powinna przebiegać bez żadnych zakłóceń.

Knote był nawet lekko zdziwiony że Reichsführer powierzył mu to zadanie, gdyż mógł je wykonać praktycznie każdy oficer SS czy to z Gestapo czy z innego wydziału. Teraz przeklinał ten rozkaz, choć z drugiej strony jeśli wszystko dobrze rozegra to zasłuży na szacunek nie tylko Schellenberga, ale co ważniejsze także samego Heinricha Himmlera.

24

To była jedyna w swoim rodzaju okazja, jednak fakt że rozgrywa tą partię przeciwko Martinowi Bormannowi człowiekowi numer 2 w III Rzeszy przerażał nawet jego tak doświadczonego oficera. Dodatkowo martwił się o Konrada, który co by nie powiedzieć był jego bliskim krewnym. Niestety tylko jemu mógł zaufać, a z drugiej strony ratował mu życie.

Kiedy tak rozmyślał nagle pewna myśl przyszła mu do głowy i poczuł jak oblewa go zimny pot, a uczucie przerażenia prawie uniemożliwia jazdę. Pułkownik zdał sobie sprawę że nie wziął pod uwagę jeszcze jednego niebezpieczeństwa. To co miał w torbie to była wielka, bardzo wielka tykająca bomba. Gdyby ktokolwiek zajrzał do środka nie pomogłoby mu nic, nawet osobiste pismo Himmlera. To były dokumenty Armii Krajowej i nawet nie ważne czego dotyczyły, ale ktoś mający ich aż tyle, a do tego tak ważnych na pewno trafiłby do najbliższego Gestapo. Knote zdał sobie sprawę, że wzięto by go za wysokiego oficera AK i zapewne nikt by mu nie uwierzył że jest oficerem SS. Niestety nic na to nie mógł poradzić, musiał te dokumenty pokazać najpierw Schellenbergowi, a później Himmlerowi inaczej to wszystko nie ma sensu. Nie miał innego wyjścia jak jechać i liczyć że będzie miał szczęście i bez żadnej kontroli dojedzie do Berlina, a jeśli trafi na żandarmów będzie musiał tak z nimi rozmawiać żeby kontrola trwała jak najkrócej, a dokumentów nie pokaże nikomu choćby miał za to zapłacić życiem.

Po dwóch godzinach jazdy Knote doszedł do wniosku, że zrobił wszystko co mógł i teraz czas pokaże kto wygra ta partię szachów w której stawką jest życie lub śmierć. Niestety oficer był tak zajęty jazda i rozmyślaniem, że nie zauważył czarnego Mercedesa który jechał za nim praktycznie od granic Poznania.

 

Dziękuję za przeczytanie III odcinka. Zapraszam wszystkich do czytania kolejnych które będą dostępne w każdą kolejną sobotę. Wszystkich którzy przeczytali proszę o choć krótką wypowiedź w komentarzach. Będę bardzo wdzięczny za każda opinię pozytywną czy krytyczną. Powieść jest co prawda już prawie gotowa, ale zawsze mogę coś zmienić.

Autor

Ireneusz Piątek

 

 

You may also like

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Zakładamy, że się z tym zgadzasz, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. OK Więcej

Polityka prywatności i plików cookie