Strona główna » 75 lat temu Polskę skazano na zniewolenie i sowietyzację Cześć III

75 lat temu Polskę skazano na zniewolenie i sowietyzację Cześć III

przez historyk
0 komentarz

75 lat temu Polskę skazano na zniewolenie i sowietyzację.

 

Część III Na liście celów „do usunięcia”.

W poprzednim odcinku pokazałem, dlaczego Sikorski i Rowecki znaleźli się na liście celów do usunięcia. Jednocześnie na brytyjskiej i sowieckiej. To oczywiście nie przesądza, kto bezpośrednio „nacisnął spust”, ale można przyjąć, że Churchill ze Stalinem dogadali się i postanowili „usunąć niewygodne przeszkody” w planowaniu powojennego kształtu Europy.

Kto bezpośrednio wykonał uzgodnienia? Nie można wykluczyć, że podejrzani Winston Ch. oraz Josef Wissarionowicz S. podzielili się zadaniem. Winston Ch. wziął na siebie Sikorskiego, Josef S. – Roweckiego.

Dlaczego akurat tak? Gibraltar to specyficzne miejsce. Nie twierdzę, że tam akurat Sowieci nie mieli możliwości operacyjnych, ale jednak siły operacyjne brytyjskiego wywiadu miały tam zdecydowanie większą swobodę działania. Natomiast aresztowanie Roweckiego jednoznacznie przypisuję działalności sowieckiej.

Wyeliminowanie Roweckiego – haniebny czyn Kalksteina w moskiewskim interesie…

Już jesienią 1942 roku kierownictwo PPR apeluje do Moskwy o „zgodę na uporządkowanie spraw
w Warszawie i ograniczenie zdolności bojowych Armii Krajowej”. Pada wręcz informacja o rozpoznaniu całego dowództwa AK i możliwości zadenuncjowania wszystkich wyższych oficerów do gestapo. Georgii Dymitrow nie daje na to zgody, Stalin jeszcze słucha woli przewodniczącego Kominternu. Ale wiosną 1943 roku, kiedy ma już plan wyrzucenia rządu londyńskiego za burtę światowej polityki i posiadania posłusznego mu polskiego wojska, sytuacja dojrzewa do podjęcia innej decyzji.

Aktu zdrady dokonał Ludwik (von) Kalkstein. Tego nie kwestionuje nikt. Ale też nie stawia się pytań, dla kogo Kalkstein wraz z żoną Blanką i najbliższymi krewnymi pracowali. Wersja oficjalna brzmi: Kalkstein załamał się w gestapowskim śledztwie i wydał. Roweckiego, żonę, szwagra i kilkuset oficerów AK, głównie z wywiadu.

Prześledzenie jego życiorysu prowadzi jednak do innego wniosku. Musiał pracować dla obcego wywiadu. I był to, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, wywiad sowiecki.

I. W maju 1939 roku maturzyście Ludwikowi Kalksteinowi przytrafia się pierwszy kontakt z polską policją. 1 maja 1939 roku wziął udział w rozruchach wywołanych przez nieco bardziej zapalczywych uczestników komunistycznej manifestacji. Zatrzymany, spisany, zapewne miał trafić „pod obserwację”, ale wybuchła wojna. W manifestacji komunistycznej niemiecki nacjonalista czy polski patriota udziału raczej by nie wziął. To tak na zdrowy rozum wnioskując…

II. Wrzesień/październik 1939. Kalkstein jest w Warszawie. Uczestniczy jako ochotnik w obronie miasta. Większość Warszawiaków tak postąpiła. Ale ciekawsze jest to, co ma nastąpić niebawem. Na początku października 1939 roku Kalkstein pojawia się na Litwie, w Wilnie. Wstępuje tam ponoć do polskiej konspiracji. Jakiejś. Bliżej nieokreślonej.

Tyle mówią o tym epizodzie wszystkie dostępne źródła. Są jednak przyczyny, które takie rozwiązanie czynią niemożliwym. Warszawa kapituluje 28 września. Zgodnie z ustalonym porządkiem kapitulacyjnym oddziały polskie zaczynają składać broń 30 września a kolumny jenieckie wychodzą z miasta do 3 października. Stolica Polski jest w tym czasie otoczona niemieckim kordonem wojskowym. Nie można ot tak sobie wsiąść do pociągu i wyjechać na Litwę. Zresztą komunikacja kolejowa jest sparaliżowana. Linie kolejowe są w większości zniszczone a tam, gdzie już przywrócono ich funkcjonowanie, mają zabezpieczać potrzeby transportowe niemieckiej armii. Ruch pasażerski, głównie podmiejski, ruszy dopiero za kilka miesięcy.

Niemieckie wojsko (w tamtym okresie) to regulaminy i wynikający z nich porządek. Zająć teren. Przeprowadzić ewidencję ludności. Wystawić nowe niemieckie (!) dokumenty. A dalsze podróże? Tylko za specjalnym zezwoleniem…

No i jeszcze maleńki drobiazg. Pomiędzy Warszawą a Wilnem rozciąga się granica niemiecko-sowiecka. A za nią? Zajęta po 17 września 1939 roku kontrolowana przez Sowietów część dawnych terenów Rzeczypospolitej. Sowieci polują tam na polską inteligencję, urzędników, żołnierzy, sędziów, policjantów, lekarzy. Kontrola za kontrolą, obławy, aresztowania, łapanki. Czy mamy uwierzyć, że ten 19-latek był pierwowzorem Jamesa Bonda i bez żadnego specjalistycznego szkolenia, bez fałszywych dokumentów i siatki przerzutu zmylił niemiecką polową żandarmerię wojskową, Gestapo, sowiecką NKWD i wojskowe patrole graniczne tak niemieckie jak i sowieckie? No i jeszcze litewskie? Raczej niemożliwe.

Oczywiście istniała inna droga do Wilna. Przez Prusy, z pominięciem obszarów kontrolowanych przez Sowietów. Ale znów – transport kolejowy jeszcze nie wznowił działalności. Polskie paszporty straciły ważność. Przepustki na podróż do Wilna oraz wizy, niemieckiej czy litewskiej, młodziutki Ludwik Kalkstein nie miał. A mimo to w Wilnie się znalazł. Którędy i kto dowiózł go pod litewską granicę? Jak przekroczył litewską granicę? Tego się nie dowiemy.

III. W styczniu 1940 Kalkstein wraca do Warszawy. I znów te same pytania – jak i którędy? Ano wiemy, że nie wiemy!

IV. Historia jego działalności w wywiadzie AK w latach 1940-1943 jest dość (???) dobrze znana. Podobnie jego dzieje do maja 1945. Aresztowany w kwietniu 1942 roku załamuje się w śledztwie patrząc się na to, jak przez wiele miesięcy gestapowcy torturują jego żonę, rodziców. Godzi się na współpracę. W 1943 roku przyjmuje niemieckie obywatelstwo wracając nawet do szlacheckiego von w nazwisku. Wstępuje wówczas do SS, w 1944 roku bierze udział w tłumieniu Powstania Warszawskiego… To jakby wiemy i wydaje się to być naturalną konsekwencją zdrady i wydania generała Roweckiego oraz ponad pięciuset oficerów i współpracowników wywiadu AK. Ten fragment jego życiorysu nie budzi jakichkolwiek wątpliwości jak i to, że sąd wojenny AK skazał go wraz z żoną Blanką oraz szwagrem Eugeniuszem Świerczewskim na karę śmierci.

To oficjalna polska wersja życiorysu Kalksteina, choć niespójna, bo zatrudniona w warszawskim gestapo polska tłumaczka twierdziła, że agentów wywiadu nie torturowano; innymi metodami starano się ich zwerbować do współpracy.

Walter Schellenberg, szef Sicherheitsdienst, przedstawił sprawę nieco inaczej. Otóż po zajęciu Smoleńska okazało się, że sowiecki wywiad pozostawił w „szkole szpiegów” część archiwów dotyczących zagranicznych, głównie polskich agentów GRU (wywiadu wojskowego). Tak trafili na akta Kalksteina. Komunistyczny szpieg działający w Polsce. Decyzja – przejąć! Akta przesłano do Warszawy. Okazało się, że nawet warszawskiego adresu nie zmienił, tylko zdążył ożenić się. Zatrzymany poprosił o jedno – aby przewieziono go wraz z rodziną do Berlina. Przesłuchań nie było – dostał propozycję bycia podwójnym agentem i przyjął ją! Na pół roku trafił wraz z żoną Blanką do… szkoły wywiadu SS w obecnych Starych Kiejkutach na Mazurach, po czym wrócił do Warszawy, już jako podoficer SS i policji.

V. W 1945 roku ponoć uciekł wraz z Niemcami, potem wrócił z jakąś misją dywersyjną, ale są to okoliczności bez znaczenia. Do 1953 roku pracuje (!) w Polskim Radiu Szczecin. Pracuje w radiu, które wraz z prasą (i pokazywaną w kinach Polską Kroniką Filmową) jest wtedy głównym narzędziem szerzenia komunistycznej propagandy. Radio pozostaje pod szczególnym nadzorem partii (PZPR) i służb z osławioną Ubecją na czele. To pierwsza wskazówka mówiąca o tym, że był pod nadzorem bezpieki.

Wpada (???) w 1953. Skazany na dożywocie!? Za coś takiego dożywocie?. Esesman, zdrajca winny śmierci co najmniej kilkuset osób? I skazany wojennym wyrokiem na karę śmierci? Toż za mniejsze wojenne przewinienia sądy PRL-u orzekały karę śmierci a skazani trafiali bezwzględnie na szafot… To druga wskazówka o roztoczonym nad Kalksteinem parasolem ochronnym bezpieki.

Dożywocie zmieniono dość szybko na 12 lat więzienia, bo akurat przyszła amnestia… W 1965 roku jest już wolny.

Ten fragment życiorysu Kalksteina zdaje się potwierdzać informacje Schellenberga o współpracy Kalksteina z GRU. 5 marca 1953 roku umiera Stalin. Beria (tak, tak, właśnie on) domaga się znacznego złagodzenia reżimu, uwolnienia z łagrów ludzi niewinnie skazanych… I rozprawy z prokuratorami oraz oficerami śledczymi, którzy stosowali tortury!!! Sowieckie służby na chwilę muszą się schować. Przeczekać.
W Polsce funkcjonariusze KGB, NKWD, GRU i Smiersza (wojskowego kontrwywiadu) na jakiś czas zamykają się w sowieckich koszarach. Wiedzą, że w Moskwie trwa bezwzględna walka o władzę, zatem trzeba poczekać, aż sytuacja się nie wyklaruje. W tamtej chwili Kalkstein na jakiś czas traci ochronę „towarzyszy z Moskwy”. Ktoś z polskiej bezpieki, może nawet i z prywatnej zemsty, postanowił dobrać mu się do skóry. Jednakże zbyt wiele czasu na to nie miał. W październiku 1953 roku Nikita Chruszczow zakończył zwycięsko przejmowanie schedy po Stalinie. Beria został w czerwcu 1953 roku aresztowany a sprawujący od 1945 roku funkcję szefa NKWD Siergiej Krugłow nie dość, że przyczynił się do śmierci Berii, to jeszcze wzmocnił system terroru. Można zatem przypuszczać, że już latem 1953 roku polskie władze otrzymały jasną dyspozycję. Aresztowaliście Kalksteina? Szkoda, to błąd, duży błąd. No cóż, stało się… Ale na tym koniec! Skażcie go, na co tam chcecie, potem ułaskawcie. Włos z głowy spaść mu nie może. Poniatno? Ktokolwiek z polskich władz słuchał tego, musiał odpowiedzieć krótko: oczywiście, zrozumiałem. I własną głową odpowiadał, aby owo „zrozumienie” zostało należycie wykonane.

VI. Następne 8 lat z jego życiorysu (1965 – 1973) to kolejna plama. Może faktycznie pisze scenariusz do serialu „Czarne Chmury”, opartego o historię życia jednego z jego przodków? Pisać potrafi. Jako dziennikarz Radia Szczecin został nawet członkiem Związku Pisarzy Polskich. Jerzy Andrzejewski go wprowadził w świat twórców socrealistycznej kultury. Do grona „pieszczoszków władzy”, jak o nich mówiono. Te osiem lat… Czyżby przerwa na „pracę artystyczną” ze stypendium przyznanym na przykład przez prezesa radiokomitetu Włodzimierza Sokorskiego??? A może przez Lucjana Motykę, ówczesnego ministra kultury i sztuki, odpowiedzialnego od 1951 roku za nadzór nad rozgłośniami radiowymi? Czemu nie?

Pojawia się w roku 1973. Pod Piasecznem. We wsi Mysiadło zakłada fermę hodowli kur. W dobie kolektywizacji rolnictwa i utrudniania życia prywatnej inicjatywie on, kryminalista (wyrok się jeszcze nie zatarł), dostaje wszystkie potrzebne zgody i przydziały reglamentowanych materiałów budowlanych i pasz? Coś tu pachnie „załatwieniem sprawy po linii partyjno-służbowej”.

I kolejne rozbieżne informacje. IPN ma w aktach, że się na tym biznesie nieźle dorobił, ale większość dostępnych źródeł pokazuje, że niezbyt dobrze radzi sobie z hodowlą kur, bankrutuje i… pojawia się w gminie Nowe Miasto nad Wartą, gdzie zakłada wielką fermę świń. Chyba nie ma potrzeby pytać, kto mu pomógł załatwić formalności, kto mu dał różne przydziały? Pieniądze też musiał dostać, bankrut przecież…

VII. W 1982 roku wyjeżdża z Polski do Francji. Do Paryża, gdzie mieszka jego syn. W ramach tzw. łączenia rodzin. W Polsce trwa stan wojenny, po paszport stoi się w gigantycznych kolejkach a i tak paszport wraz z wizą wyjazdową dostaje niewielu… Kalkstein dostaje. Paszportówki są wówczas wydziałem Służby Bezpieczeństwa, przez ich sito byle kto się nie przeciśnie… Tymczasem pan Kalkstein, kryminalista (w aktach SB nie ma czegoś takiego jak zatarcie wyroku; rzecz raz wpisana tkwi tam na wieki), który od wojny, czyli przez jakieś 37 lat syna nie widywał, będzie mógł wyjechać. Oficjalnie. Bo chce zamieszkać ze swoim jedynym synem…

VIII. W połowie lat 80-tych Kalkstein, jako Edward Ciesielski (przyjmuje nazwisko swojej żony, wdowy po autentycznym Edwardzie Ciesielskim, który wraz z rotmistrzem Pileckim uciekł z KL Auschwitz), pojawia się w Monachium. Pracuje w bibliotece Polskiej Misji Katolickiej. Miejscu, w którym spotyka się elita polskiej emigracji i współpracowników Sekcji Polskiej Radia Wolna Europa oraz ważniejszych ludzi Kościoła, odpowiedzialnych za przerzuty do Polski pieniędzy i zaopatrzenia dla opozycji.
W Monachium Kalkstein umrze w roku 1994.

Ale znów wątpliwości. Strefy Schengen jeszcze nie ma. Jeszcze normalnie funkcjonują granice i trzeba mieć paszport, wizę… Ktoś musiał Kalksteinowi pomóc. W uzyskaniu francuskiego (chyba) paszportu i niemieckiej wizy. I zgody na pracę, bo inaczej emigranta w Niemczech czeka najpierw ośrodek dla azylantów i uchodźców, potem długa, długa procedura uzyskania prawa pobytu, pozwolenia na pracę. Nawet z rok. A o tym jakoś nic nie wiadomo. Dziwnym, wręcz cudownym zbiegiem okoliczności to akurat pana Ciesielskiego vel Kalksteina ominęło. Natomiast w 1986 roku składa w sądzie w Monachium wniosek o przywrócenie rodowego nazwiska von Kalkstein. Jest ponoć ciężko chory i chciałby być pochowany pod należnym mu nazwiskiem…

Podobnie potoczyły się losy Blanki Kaczorowskiej, żony Ludwika Kalksteina. Także mieszkała sobie spokojnie w PRL-u przez ładnych parę lat, pod opieką Informacji Wojskowej, Ubecji i jednej z czołowych postaci Związku Patriotów Polskich, komunistycznej Krajowej Rady Narodowej i okresu PRL-u – Włodzimierza Sokorskiego. W 1945 roku rozwiodła się z Kalksteinem, by rok później wyjść za mąż za sędziego podpułkownika Jerzego Rawicza-Vogla, z Sądu Wojskowego. Poznała go w domu rodziców. Była przecież córką kapitana Jerzego Kaczorowskiego, sędziego Najwyższego Sądu Wojskowego. Obaj to ludzie z „elity elit wśród komunistycznych służb specjalnych”. Wprawdzie już w 1946 roku Główny Zarząd Informacji WP miał o niej pełne informacje, ale śledztwa nie wszczęto. Opieka ojca i męża była skuteczna.

Jej szczęśliwe życie rodzinne oraz karierę naukową i urzędniczą przerwała śmierć Stalina. Aresztowano ją. Za zdradę i współpracę z niemieckim okupantem. W 1953 skazana na dożywocie, następnie ułaskawiona. W 1958 roku wyszła na wolność. Wiadomo, że w więzieniu pracowała dla UB a po wyjściu z więzienia – dla SB czyli tej samej Ubecji po liftingu nazwy. Ona także, tylko już w 1971 roku wyjechała do Francji, gdzie żyła sobie spokojnie do śmierci w 2004 roku. Wyjechała wraz z synem, choć w tamtych czasach było to możliwe tylko dla wybranych. I to tych ważniejszych spośród wybrańców.

Kalkstein – wykonawca moskiewskiego zlecenia.

Skoro nie ulega wątpliwościom, że oboje państwo Ludwik i Blanka Kalkstein byli ludźmi komunistycznych, najpewniej sowieckich służb specjalnych, łatwiej zrozumieć, co się stało.

W październiku 1939 roku Kalkstein ma być w Wilnie. Jak tam dotarł? Nie wiadomo, ale można sobie taki scenariusz wyobrazić. Zarówno Niemcy jak i Sowieci wiedzą, że rozbić polską armię to jedno, ale zmusić Polaków do uległości tak łatwo się nie da. Już jesienią 1939 roku rozpoczyna się wojna partyzancka. Major Henryk Dobrzański „Hubal” sprzeciwia się rozkazowi kapitulacji i do kwietnia 1940 roku prowadzi walkę przeciw Niemcom. Na jesieni 39-go jest o nim i jego Wydzielonym Oddziale Wojska Polskiego głośno. Już wiadomo, że inni też się organizują. Trzeba zatem mieć wśród Polaków ludzi, którzy będą to obserwować, inwigilować, rozpracowywać potencjalnego przeciwnika. W 1940 roku w Zakopanem (!) spotkają się przedstawiciele niemieckich i sowieckich służb specjalnych. Wymiana „dobrych praktyk” w walce z polskim podziemiem, uzgodnienie zasad wymiany informacji i współpracy operacyjnej… Na pewno trzeba mieć w polskim podziemiu swoich ludzi. Nowych. Ale to wymaga przeszkolenia przyszłych agentów. Tyle, że na terenie podbitej Polski nie sposób tego zorganizować. Dobrowolne wejście Polaka na teren niemieckiej jednostki wojskowej, SS czy policji jest traktowane jako zdrada. Czyli trzeba poza Polską. Obszar Niemiec odpada. Niemcy doskonale wiedzą, że gdyby informacje polskiego wywiadu zostały właściwie wykorzystane, mieliby ciężką przeprawę wojenną z polskim wojskiem. Sowieci też mają podobne obawy. Czyli trzeba „gdzieś pomiędzy”. Litwa nadaje się do tego idealnie, Wilno – w szczególności. Jest miastem pięciu narodów. Wilno to przede wszystkim Polacy i Litwini. Ale także Żydzi, Rosjanie (pełno ich tutaj jeszcze od czasów carskich) oraz Niemcy. Potomkowie tych, którzy w carskim imperium budowali przemysł i zapewniali wykwalifikowaną kadrę. Urzędniczą, techniczną, naukową i wojskową. W ówczesnym Wilnie każdy może się „rozpłynąć”. Pomiędzy 19 września 1939 roku, kiedy to Wilno zostało zajęte przez wojska sowieckie a 10 października, kiedy to na podstawie traktatu litewsko-sowieckiego zostało włączone do Republiki Litewskiej, władzę w mieście sprawują Sowieci a NKWD prowadzi czystkę wśród polskiej inteligencji. Armia litewska wkroczy do miasta dopiero 27 października… Jeśli zatem Kalkstein współpracuje z rosyjskim wywiadem, Wilno pasuje jak najbardziej na miejsce „specjalnego szkolenia agenturalnego”. Sowieckie NKWD i GRU ściśle współpracują z niemiecką Abwehrą oraz służbą kontrwywiadu SS – Sicherheitsdienst. Wystarczy zatem, że Kalkstein zgłosi się do oficera Abwehry, a szybko trafi pod opiekę moskiewskich mocodawców. Być może kontakt zostanie nawiązany przez drugą stronę – w Warszawie działa już „przedstawicielstwo” sowieckiego dowództwa. Oficer NKWD przyjedzie do Warszawy, z oficjalnymi papierami, po czym bez problemu zabierze kilku potencjalnych szpiegów, w tym Kalksteina, do Wilna.

Nie tylko Wilno, ale cała ówczesna Litwa, Łotwa i Estonia są przesiąknięte sowiecką agenturą. Nie bez powodu – te trzy kraje chcą wspólnie z Finlandią zawrzeć sojusz wojskowy. Antysowiecki niewątpliwie. Wprawdzie sowiecka armia musi z ich zajęciem poczekać na zaopatrzenie, które w tym momencie płynie na granicę z Finlandią, gdzie lada moment wybuchnie nieudana dla Sowietów wojna zwana zimową, ale atmosfera niepokoju i sowieckiego zagrożenia jest w całej Pribałtyce powszechna. Rosjanie zaczynają tworzyć we wszystkich tych krajach „oddziały samoobrony”. Taka sowiecka V kolumna. Za kilka miesięcy wesprą wojska sowieckie w szybkim zajęciu tych maleńkich państw. Teraz przygotowują dla NKWD listy „lokalnych nacjonalistów i wrogów ludu wymagających aresztowania”. I prowadzą dywersję. Kiedy na początku listopada 1939 roku w pożarze, jaki wybuchł w koszarach w Wilnie armia litewska traci 10 swoich czołgów i tankietek (z łącznej liczby 50 – sic!), właśnie Sowietów i ich „oddziały samoobrony” podejrzewano o sabotaż.

Do tego i takiego właśnie Wilna dociera Kalkstein… Jeśli istotnie znalazł się w Wilnie, to z pewnością nie w ramach polskiej konspiracji wojskowej. W Wilnie „oficjalna” delegatura Służby Zwycięstwu Polsce, protoplasty Armii Krajowej, zostanie utworzona dopiero w styczniu 1940, przez wysłanych tam rozkazem generała Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego oficerów: podpułkownika Nikodema Sulika oraz majora Aleksandra Krzyżanowskiego. Ich i zarazem litewskim dowódcą polskiego podziemia na Litwie miał być pułkownik Janusz Gaładyk, ale nie dotarł do Wilna. Wpadł po drodze w ręce NKWD! No właśnie, taki doświadczony i wyposażony w fałszywki oficer wpadł, a młokos Kalkstein jakimś cudem nie??? Kolejne pytanie, które trzeba postawić brzmi zatem: z jakim ruchem oporu miał Kalkstein w Wilnie współpracować? No cóż, z polskim nie, bo jeszcze go tam nie było. Niemcy swoich bojówek tam nie tworzyli, gdyż zgodnie z układem Ribbentrop – Mołotow uznali te tereny jako strefę wpływów sowieckich. Litwini ruchu oporu nie potrzebowali. Byli u siebie, we własnym niepodległym kraju. Żydzi? Oni jeszcze robili interesy ze wszystkimi. Ale sowieckie oddziały samoobrony już były, zatem czy to z nimi Kalkstein nawiązał współpracę? Niekoniecznie. Z Wilna do Smoleńska raptem pięćset kilometrów. Może kilkanaście godzin jazdy pociągiem czy samochodem. Do szkoły agentów wywiadu GRU… Choć być może to ktoś ze Smoleńska przyjedzie do Wilna, aby nie wystawiać nowych nabytków GRU na oglądanie przez innych potencjalnych szpiegów. Przecież wśród nich może być podwójny agent. Jak było – nie wiadomo, ale papiery ze szkolenia znajdą się w Smoleńsku i tam znajdą je ludzie z RSHA i SD.

Ufam Schellenbergowi. W tej sprawie nie miał potrzeby kłamać czy przejaskrawiać „swoich własnych zasług”. Opisał kilka spotkań z Roweckim, zawiedziony odmową współpracy czy ujawnieniem najważniejszych informacji o strukturze organizacyjnej Armii Krajowej. I nie krył, że aresztowanie Roweckiego było im wszystkim „bardzo nie na rękę”. Stało się to ponoć w momencie, kiedy Spilkera nie było w Warszawie – był akurat na naradzie u szefa gestapo, Heinricha Müllera. Berlińska „czołówka SS” (Himmler, Schellenberg i Müller) była po prostu wściekła – aresztowanie Roweckiego zamykało bowiem jakiekolwiek możliwości rozmów z Armią Krajową. Padła ponoć koncepcja, aby uwolnić Roweckiego „pod pozorem pomyłki w aresztowaniu”, ale informacja z Warszawy została przekazana także do Martina Bormanna i Ernsta Kaltenbrunnera, szefa RSHA, dzięki którym Hitler z Göbbelsem dowiedzieli się o tym zdarzeniu przed Himmlerem!

Schellenberg przedstawił inną historię pozyskania Kalksteina do współpracy. Aresztowania czy tortur nie było. Kalkstein przyjął propozycję współpracy bez większych zastrzeżeń. Był łasy na pieniądze, chciał żyć w luksusie. Jeśli na samym początku trochę się wahał, zmiękł pod wpływem… żony! Obiecywała mu dziecko, ale chciała „żyć w warunkach odpowiednich do wychowania potomka – niemieckiego szlachcica!” Mieszkanie, wyposażenie, zaopatrzenie… Inne niż dla Polaków w Generalnej Guberni przydziały i kartki, możliwość jeżdżenia na zakupy do Paryża czy Wiednia… Blanka umiała owinąć sobie mężczyznę wokół palca. Zmiękł i zgodził się pracować przeciw Polakom i Armii Krajowej, będąc przy okazji podwójnym agentem – niemieckim szpiegiem w sowieckiej agenturze wywiadu w Generalnej Guberni. Stworzył liczącą ponad 150 osób własną organizację, która identyfikowała ludzi polskiego, brytyjskiego i sowieckiego wywiadu oraz oficerów z wyższego dowództwa Armii Krajowej, po czym „wystawiała cele” dla gestapo. I do jesieni 1944 roku karmił Moskwę informacjami spreparowanymi przez Schellenberga.

Kalkstein idealnie wpisywał się w zadania operacyjne RSHA, szczególnie działającej w Warszawie specjalnej grupy (Sonderkommando IV) doktora Alfreda Spilkera oraz niemalże tajnego jej pododdziału, tzw. Rollkommando pod dowództwem Ericha Mertena. Kogo tam wskazał do aresztowania, ten przepadał na amen.

Ale i z Sowietami specjalnie nie zadzierał. Z jednej strony mógł chronić niektórych agentów sowieckich jako „ludzi z jego siatki wywiadowczej”, z drugiej – mógł wskazywać gestapowcom tych oficerów Armii Krajowej, którzy powinni być, zdaniem Moskwy, wyeliminowani.

Perfekcyjna zagrywka Moskwy! Eliminować polskie elity wojskowe i polityczne rękami Niemców, na współpracę z którymi poszedł polski zdrajca „niemieckiego pochodzenia i jeszcze z von w nazwisku”. Zrobili z Kalksteina modelowego wroga i zdrajcę.

Rękami Kalksteina Stalin zaczynał realizować swoją wizję wejścia Armii Czerwonej do Polski, w której AK jest rozbite a polityczne przywództwo w Londynie skłócone i pozbawione posłuchu u Roosevelta czy Churchilla. Następca Roweckiego na stanowisku Komendanta Głównego Armii Krajowej generał Bór-Komorowski był wspaniałym jeźdźcem konnym z olimpijskimi medalami w tej dyscyplinie sportu i doskonałym technicznie kawalerzystą, ale bardzo przeciętnym oficerem. Na tyle przeciętnym, że nie skierowano go do Wyższej Szkoły Wojennej. Jako szef wyszkolenia w Akademii Kawalerii miał uczyć polskich oficerów wszystkich co trudniejszych meandrów jazdy konno. Na taktyce czy strategii znać się nie musiał. Nie posiadał praktycznie żadnego doświadczenia w pracy sztabowej czy w dowodzeniu na tak wysokim szczeblu (Wyższa Szkoła Wojskowa kształciła oficerów do dowodzenia dywizją i większymi związkami taktycznymi). Nie był przygotowany do pełnienia tak wysokiej funkcji, na dodatek w tak trudnych i ryzykownych czasach. Ale to właśnie jemu Londyn, już bez Sikorskiego, powierzył dowodzenie Armią Krajową. Był z tych, o których w czasach sanacji mówiono „mierny, ale wierny” – Londyn chciał mieć w Warszawie posłusznego wykonawcę rozkazów a nie dowódcę z charyzmą.

Rowecki myślał o przygotowaniu Armii Krajowej do powstania. Przeciw Niemcom, choć może już później, przeciw Sowietom. Ale przeanalizował sytuację i wskazał wiele uwarunkowań, bez spełnienia których powstanie byłoby skazane na klęskę. Bór-Komorowski jako dowódca Armii Krajowej nie miał zamiaru dyskutować z Londynem o spełnieniu nakreślonych przez Roweckiego warunków. Miał ponoć powiedzieć „Londyn wie od Roweckiego wszystko, co wiedzieć powinien a my wykonamy otrzymane rozkazy jak należy!” Bez wiedzy, bez doświadczenia, bez wywiadowczego rozpoznania wydał rozkaz o wybuchu powstania w Warszawie. 14 sierpnia wydał kolejny rozkaz – aby wszystkie oddziały AK ruszyły Warszawie z odsieczą. Większość została rozbita po drodze. Najsilniejsze – Grupę Kampinos udało się Niemcom całkowicie rozbić pod koniec września.

Grupa Kalksteina spowodowała aresztowanie doświadczonego Roweckiego, którego zastąpił Bór-Komorowski. Nieprzygotowany, posłuszny Londynowi i otoczony niekoniecznie najwłaściwszymi ludźmi. On, rozkazami o wybuchu powstania w Warszawie i późniejszym, o odsieczy dla walczącej stolicy praktycznie usunął Armię Krajową z drogi Stalina. Niemcy rozbili podążające z odsieczą oddziały bez większych trudności, a powstanie… Przez 63 dni bohaterscy powstańcy toczyli nierówną i skazaną na klęskę walkę. W końcu zginęli albo poszli do niemieckiej niewoli.

Stalin dostał co chciał. Polskę bez silnego i dobrze przygotowanego do walki podziemia. Dostał to między innymi dzięki Kalksteinowi i jego ludziom. Czy to nie zasługiwało na nagrodę i dożywotnią opiekę ze strony Moskwy???


Piotr. H. Baron

You may also like

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Zakładamy, że się z tym zgadzasz, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. OK Więcej

Polityka prywatności i plików cookie