Gwiezdne wojny Hitlera.
Część III.
Sänger sięga kosmosu?
Przypomnę wszystkim P.T. Czytelnikom portalu HISTORYK.EU, że w innym artykule opublikowanym na portalu przywołałem dwie informacje: że w sierpniu 1941 rakieta A-4 osiągnęła wysokość 160 kilometrów (nie wiemy gdzie ta próba się odbyła) a latem tego roku Obergruppenführer Carl Graf von Pückler-Burghauß miał prezentować prototypowy pojazd lotniczy Hitlerowi i Heydrichowi (wiemy wprawdzie gdzie, ale nie wiemy kiedy dokładnie i co prezentowano).
Z pewną dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że chodzi o to samo zdarzenie. Wystrzelenie rakiety A-4 w kosmos.
Takie założenie pozwala na zbudowanie ciągu logicznego, przyczynowo skutkowego i wnioskowanie. Można przyjąć, że skoro latem 1941 roku Niemcy mieli rakietę zdolną wyjść w przestrzeń kosmiczną na wysokość 160 kilometrów, to wcześniej musieli mieć rakiety o nieco mniejszej donośności. Takie sięgające nieznacznie ponad linię Kármána… A to było już wystarczające, aby prowadzić doświadczenia nad wejściem rakiety z kosmosu w atmosferę. Tak oto ponownie wchodzimy na poletko Eugena Sängera i jego zespołu.
O zespole Sängera i o nim samym niewiele się mówi (bo i niewiele wiadomo). Swoje prace rozpoczął w laboratoriach fabryki Lofera w okolicach Salzburga. Tam powstała koncepcja „Srebrnego ptaka” (bo tak tłumaczy się niemiecką nazwę Silbervogel), samolotu-pojazdu kosmicznego, który miał osiągać wysokość 160 kilometrów, pędzić z prędkością ponad 22,5 tysiąca kilometrów na godzinę… Ale miał to być pojazd jednomiejscowy, w sumie niewielki i niezdolny do dłuższego przebywania w przestrzeni kosmicznej. Konstrukcyjnie bardziej myśliwiec niż bombowiec. Jeśli miał zaprojektowany jakiś tam udźwig bomb, było to na poziomie może kilkuset kilogramów. Na potrzeby broni biologicznej od biedy by starczyło, ale by myśleć o przenoszeniu wielkich ładunków, a szczególnie broni atomowej – zdecydowanie zbyt mało.
Göring chciał najprawdziwszego operującego w kosmosie (i z kosmosu) bombowca, czegoś, co dziś określilibyśmy promem kosmicznym. Sänger postanowił sprostać temu zadaniu. Dokooptował do swojego zespołu Waltera Dornbergera oraz Kraffta Ehricke z ośrodka w Peenemünde i dostał, wiosną 1939 roku, nowe laboratorium w Bawarii (w zasadzie tuż przy głównych obiektach KL Dachau). Zimą 1939/40 jego zespól przeniósł się w pobliże Pragi (w której Sänger się zresztą, w roku 1905, urodził). Wiemy, że Pückler-Burghauß miał tajne laboratorium w Pilznie, ale w nim pracowano nad „klasycznymi” technologiami, jak choćby odrzutowy myśliwiec Messerschmitt Me 262 Schwalbe (jaskółka). Do Pragi to niespełna 100 kilometrów z Pilzna, ale ośrodek Pückler-Burghaußa to jednak lotnictwo, nie kosmos. Laboratorium zespołu Sängera mogło znajdować się na niemieckim poligonie rakietowym Luftwaffe nad jeziorem Klicava. Niezwykle malowniczym zaporowym jeziorem. Do dziś leżącym na odludziu, pośród gór – od centralnej części jeziora do najbliższej miejscowości przynajmniej 5 kilometrów. I do dziś o tym, co Niemcy tam robili do wiosny 1945 roku, nic nie wiadomo. Wszystko wywieźli, co się dało – wysadzili, potem czołgiści i artylerzyści armii czechosłowackiej ćwiczyli tam ostre strzelanie. Dziś trudno znaleźć pozostałości żelbetonowych budowli. Klicava to świetna lokalizacja dla tajnego przedsięwzięcia. A przy okazji zmniejsza się odległość do Pilzna do 60 kilometrów i do około czterdziestu do Pragi…
Zatem wróćmy do doświadczeń. Hitler, Heydrich, Pückler-Burghauß i, być może, jeszcze inni oficjele oglądają pokaz „prototypu lotniczego”. Być może w Klicavie. Być może jest to pokaz rakietowy, zakończony „wizytą” dopracowanej A-4 w kosmosie na 160 kilometrze od powierzchni naszej planety…
Taki pokaz bez głównego aktora hitlerowskiego lotnictwa? Bez Göringa, który wówczas jest jeszcze niekwestionowanym człowiekiem nr 2 w Rzeszy?
Pückler-Burghauß to SS. Heydrich także. Obaj niemalże ze szczytów władzy w SS.
Ktoś powie: Göring uznał, że skoro Hitler dał ludziom Himmlera z SS zgodę na te właśnie badania i doświadczenia, to niech SS biorą na swoje barki odpowiedzialność za ewentualne niepowodzenie.
Tyle, że „poznałem” Göringa od podszewki. Czyżby chciał tych dwóch wystawić na odstrzał? O nie! Nie zgodzę się z takim podejściem. Myślę, że Adolf Hitler nie zostałby zaproszony na pokaz, gdyby istniała choćby najmniejsza szansa na niepowodzenie. Do udziału w takich „roboczych testach” zapraszano drugi, a może i trzeci garnitur rządzących Rzeszą (państwem, partią, SS czy armią – bez znaczenia). Jeśli organizowano pokaz dla Führera, wynik był znany. Z wielu, bardzo wielu wcześniejszych prób.
Jestem zatem przekonany, że po prostu Göring znał już wyniki testu, ba, on już z nich korzystał. To znaczy jego ludzie, w innych tajnych obiektach badawczych Luftwaffe.
Göring swoją nieobecnością grał, i owszem, ale przeciw… Himmlerowi. No bo skoro na pokazie „nowości kosmiczno-lotniczych” powstających we współpracy SS z Luftwaffe nie ma Göringa, to znaczy, że sprawa do „najistotniejszych” nie należy. Tak miał myśleć Himmler.
Czy sztuczka się udała? Na pewien czas – z pewnością. Choćby i poprzez fakt, że Himmlera tam nie było możemy domyślać się, że Göring dobrze to rozegrał. Heydrich za rok zginie, jego obowiązki przejmie zaprzyjaźniony z Göringiem Pückler-Burghauß, który nigdy nie będzie „człowiekiem Himmlera”.
Na przynajmniej 2 lata Göring i jego ludzie mają święty spokój ze służbami Himmlera. Dopiero zbliżająca się wraz z Armią Czerwoną katastrofa – widmo totalnej klęski III Rzeszy sprawiło, że z rozkazu Hitlera ta cała maszyna badań technologicznych pod hasłem „WUNDERWAFFE” nabrała tempa. SS przejmowało rozproszone zespoły, tworzyło z nich większe organizacje i zaczęło szykować nowe „placówki badawczo-naukowo-produkcyjne”. Takie jak „RIESE”.
Świetny odwracacz uwagi. Genialny wręcz pomysł – rozpocząć wielką budowę, puścić plotkę, że to właśnie tu miała powstawać WUNDERWAFFE i niech w tych niedokończonych tunelach szukają. A „stare dobre” laboratoria są starannie ukryte w innym miejscu, może nawet niezbyt odległym…
Piotr H. „baron”
Gwiezdne wojny Hitlera Cześć II
Gwiezdne Wojny Hitlera Część I