Home Artykuły Rok 2018. Kilka bardzo ważnych rocznic!

Rok 2018. Kilka bardzo ważnych rocznic!

przez historyk
0 komentarz

Rok 2018!

Kilka bardzo ważnych rocznic!

Rok 2018, co jest słusznie podkreślane, to przede wszystkim stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości.

Nie chcę roztrząsać, czy stało się tak za sprawą geniuszu militarnego Józefa Piłsudskiego czy też geniuszu politycznego i wielkości Ignacego Paderewskiego. To spór, który nigdy nie będzie mieć końca, gdyż Piłsudski ma tyluż zwolenników co i przeciwników. Jedno jest pewne – nie byłoby niepodległej Rzeczypospolitej, gdyby nie upadek Cesarstwa Niemieckiego i Królestwa Prus.

Historia, o czym się nie mówi, idealnie przygotowanego oszustwa, jakie w miesiącach poprzedzających listopad 1918 roku perfekcyjnie wykonali przedstawiciele dyplomacji Wielkiej Brytanii i Francji. Właśnie sto lat temu, w marcu 1918 roku Niemcy uwierzyli, że skoro przystępują do negocjacji w sprawie zakończenia wojny i zawarcia traktatu pokojowego, to tak się stanie. Alianci mieli jednak inne plany. Mieli opracowany plan demontażu Niemiec „krok po kroku”. Najpierw doprowadzili do wstrzymania walk. Potem do trwałego rozejmu. Na jesieni 1918 roku, gdy Niemcy, zgodnie z ustaleniami, zaczęli rozbrajać linię frontu okazało się, że druga strona postanowiła wykorzystać szansę. Ameryka dostarczyła bowiem do Europy takie ilości wojska i uzbrojenia, że nawet zatrzymanie demobilizacji nie dawało choćby cienia nadziei na utrzymanie linii frontu. Na początku listopada Alianci osiągnęli niebywały sukces polityczny – sprzyjający im bawarski polityk Kurt Eisner dokonał przewrotu politycznego. 6 listopada królewska rodzina Wittelsbachów została zdetronizowana. Dzień później Eisner ogłosił się premierem Bawarii, która jako Wolny Kraj Bawaria odłączyła się od Cesarstwa Niemiec. Bawarskie jednostki wojskowe otrzymały ogłoszony publicznie rozkaz opuszczenia zajmowanych pozycji i powrotu do ojczyzny… Dzień później Cesarstwo opuściły dwa inne kraje: Westfalia i Brunszwik. Decydujący cios przyszedł jednak ze wschodu, z Rosji, z którą Niemcy pół roku wcześniej zawarły traktat pokojowy.

Wydawało się, że po 3 marca 1918 roku, po zawarciu pokoju z bolszewikami i ich Republiką Rad, Niemcy będą mogli wycofać z frontu wschodniego potężne ilości żołnierzy i zaopatrzenia. Niemcy poczuły się bezpieczne, zresztą pierwsze miesiące pokoju pokazały, że współpraca układa się dobrze, nad wyraz dobrze. Ale bolszewicka Rosja miała inne plany. Zawiodły armie i miliony żołnierzy, ale od czego jest propaganda? Na początku listopada sterowane z Moskwy i suto przez nią wspierane pieniędzmi i bronią bojówki komunistyczne zajęły wszystkie ważniejsze miasta portowe: Hamburg, Bremę i Kilonię oraz przejęły kontrolę nad Berlinem. Alianci mogli w tym momencie położyć karty na stole: o traktacie pokojowym mowy nie ma. Ma być kapitulacja! Wilhelm II uznał, że tak hańbiącego Niemcy dokumentu nie podpisze i 10 listopada opuścił kwaterę główną w belgijskim Spa, oddając się pod opiekę neutralnej Holandii…

A jednak jest w tej marcowej historii coś, o czym też się zwykle nie mówi. Zalążek traktatu Ribbentrop – Mołotow. Linia walk rosyjsko-niemieckich była przesunięta bardzo daleko na wschód od granic z początku wojny, ba, nawet daleko na wschód od linii Curzona, która miała stanowić, według wstępnej propozycji negocjacyjnej, nową granicę między Rosją a Niemcami. Sowieci grali na zwłokę, Niemcy stawiali kolejne żądania; w efekcie granica między Rosją a Rzeszą została przesunięta dość daleko na wschód, od Zatoki Ryskiej po okolice Witebska (bo tematu granicy z niepodległą wówczas Ukrainą w tym traktacie nie poruszano). Ale ważne były także inne ustalenia. Rosja zobowiązała się rozpuścić i rozbroić złożone z Polaków oddziały wojskowe. Owszem, były takie; za masową ochotniczą służbę Polaków w carskiej armii i ich „bohaterski wkład” w obronę Słowiańszczyzny przed Prusakami oferowano elitom społeczno-politycznym Kongresówki przywrócenie Królestwa Polskiego. Wprawdzie w federacji z Rosją, ale z namiastką niepodległości.

Idea pochodząca z Cesarstwa Austrii i Królestwa Węgier, miała nawet swoich zagorzałych zwolenników w polskim społeczeństwie Warszawy, Mazowsza, aż po Litwę. Polskie wojsko, marzenie od prawie stu lat. Niektórzy z Witoldem Ostoją-Gorczyńskim już widzieli się na białym koniu jako Naczelny Wódz Legionów Polskich w służbie Imperatora Rosji… Podobne marzenia mieli zapewne kierujący powstaniem polskich jednostek wojskowych oficerowie: rotmistrz Adam hrabia Zamoyski i pułkownik Jan Rządkowski. Wzór był, i to dość niedaleko. I Kompania Kadrowa i jej następca – Legiony Polskie z Józefem Piłsudskim (no akurat na kasztance, nie na białym ogierze) nie były niczym innym jak wydzielonymi narodowo „tylko dla Polaków” oddziałami Armii Austro-Węgierskiej.

Car zagrał zatem dokładnie taką samą kartą, jak cesarz Franciszek Józef. Zbierzcie ludzi, stwórzcie silne oddziały wojskowe i dajcie je nam pod komendę, a jak wszystko pójdzie dobrze (no co, ma ktoś wątpliwości, czy pójdzie dobrze? To podważanie autorytetu naszego cesarskiego / carskiego majestatu i defetyzm. Ktoś chętny na zarzut zdrady?) to My, Cesarz – My, Car pomyślimy, jak wam jakieś Królestwo Polskie przywrócić. Może na ziemiach zdobytych przez waszych żołnierzy na Naszych nieprzyjaciołach? Rezultat wielki nie był, ale uzbierało się tego dwie dywizje w pełnym składzie etatowym, szumnie zwane I Korpusem Polskim, tak niespełna 30 tysięcy żołnierzy i oficerów. Niby kropla w morzu, ale pod koniec wojny (na wschodzie) miało się okazać, że to całkiem solidna bryła soli, która wcisnęła się w oczy tak Sowietów jak i Niemców. Korpus Polski zdobył Twierdzę Bobrujsk, zdobył panowanie nad obszarem od południowej Litwy po północną Ukrainę i stał się wrogiem tak dla Sowietów jak i dla Niemców… Koniec końców w lutym i marcu 1918 roku Sowieci przypuścili szturm i zmusili Korpus do… nawiązania współpracy z Niemcami. Ci, dość szybko, zaczęli realizować postanowienia Traktatu Ryskiego i 11 maja po prostu rozbroili polskich żołnierzy a kontrolowany przez nich obszar oddali Sowietom!

Podobnie stało się na Ukrainie. II Korpus, jeszcze mniejszy, bo liczący sobie kilka tysięcy ludzi, operujący na Ukrainie w rejonie naddnieprzańskim (od Dniepropietrowska po Kijów), zmuszony był po zdobyciu przez Sowietów Kijowa, przebijać się w stronę Ukrainy Naddnieprzańskiej. Już wtedy Korpus toczył zacięte walki z atakującymi go oddziałami Ukraińców. Wrogość Ukraińców do Polaków była tak wielka, że dowodzący Korpusem pułkownik a od kwietnia 1918 roku generał Józef Haller von Hallenburg postanowił otoczyć wojskową ochroną Polaków zamieszkujących tamte ziemie. 21 maja 1918 roku pod Kaniowem Niemcy zaatakowali Polaków. Mimo bardzo ciężkich i momentami kończących się rozbiciem atakujących Niemców walk, zaczęło brakować amunicji, wskutek ostrzału artyleryjskiego kolejne polskie pozycje były rozbijane… W takiej sytuacji większość żołnierzy Korpusu skapitulowała, choć generałowi Hallerowi udało się uniknąć wzięcia do niewoli. W lipcu dotarł do Francji, gdzie 4 października stanął na czele Błękitnej Armii – organizowanego we Francji polskiego wojska, które nieco wcześniej, układem z 28 września 1918 roku zostało uznane przez państwa Ententy za samodzielną, sojuszniczą i jedyną współwalczącą armię polską.

Rok 1918 to także stulecie wydarzeń, które wtedy się rozpoczęły a swoje apogeum osiągną wiosną
i latem 1943 roku, przechodząc do historii pod nazwą Rzezi Wołyńskiej, o której, tak myślę, nieco więcej napisze niebawem Irek Piątek w 75 rocznicę tego dramatu… Ale właśnie rok 1918 był sygnałem, że są na Ukrainie rachunki krwią pisane, z tej dawnej i nieco bliższej przeszłości, a które,
w połączeniu ze skrajnym nacjonalizmem, doprowadziły do popełnionych wówczas zbrodni na tysiącach Polaków.

Na przełomie 1917 i 1918 roku na obszarach Ukrainy: w Łucku, Równem, Sarnach, Krzemieńcu, Zasławiu, Korosteniu, Starokonstantynowie, Płoskirowie, Barze i Kamieńcu Podolskim rozpoczęto formowanie, pod egidą Austro-Wegier, III Korpusu Polskiego. Dowództwo stacjonowało początkowo w Kijowie, ale po jego zajęciu przez Sowietów zostało przeniesione do Winnicy (nomen omen: to właśnie stamtąd Hitler dowodził bitwą na Łuku Kurskim) i Żytomierza. I już wtedy musiało się tam dziać źle, skoro dowódcy III Korpusu: generał Eugeniusz de Herming-Michaelis i jego następcy: podpułkownik Przemysław Barthel de Weydenthal oraz pułkownik Juliusz Rómmel zdecydowali się objąć miejscową ludność polską wojskową ochroną. Przed kim? Sowieci byli daleko, austro-węgierski okupant sprzyjał „swoim”… Można jedynie domyślać się, że animozje polsko-ukraińskie osiągnęły tam taki poziom wrogości, że już wówczas musiało dochodzić do wielu, bardzo wielu zbrodni. Zresztą najbardziej znamiennym sygnałem o narastającym między Ukraińcami a Polakami konflikcie na tle tak narodowościowym jak i niepodległościowym były zaciekłe walki zbrojne, które tak wojska Hallera na Naddnieprzu jak i oddziały Barthela de Weydenthala na Wołyniu toczyły z „masami zrewoltowanego ukraińskiego chłopstwa”, jak to w swoich wspomnieniach określił generał Haller. Skoro dochodziło do ataków na wielotysięczne oddziały regularnego wojska, to powstaje pytanie o wielkość i determinację przeciwnika. Musiała być duża, przeogromna… No cóż, wniosek nasuwa się sam: rok 1918 to nie tylko setna rocznica powstania polskiego wojska (28 września) czy także setna rocznica odzyskania niepodległości (11 listopada), ale też setna rocznica wybuchu konfliktu narodowościowego pomiędzy Ukraińcami a Polakami! I przypada właśnie teraz, na marzec i kwiecień. Jak ją uczcić? Nie wiem zresztą, czy to dobre określenie. Może jedynie upamiętnić, spowodować, abyśmy na relacje ukraińsko-polskie spojrzeli ze znacznie dłuższą perspektywą…

A przy okazji tamtych wydarzeń: sto lat temu Niemcy zaczęli współpracować z Rosją Sowiecką przeciw Polakom. Tam, gdzie jedna czy druga strona wycofywała się zgodnie z ustaleniami granicznymi traktatu ryskiego, miejscowości przekazywano sobie z rąk do rąk. I, co gorsza, przekazywano sobie informacje o polskich aktywistach niepodległościowych czy przedstawicielach lokalnej inteligencji celem „nadzoru i uspokojenia nastrojów”. Dokładnie tak samo stało się po 17 września 1939 roku, gdy antypolska współpraca Gestapo i NKWD była ukierunkowana na możliwie najszybszą eliminację elit polskiego społeczeństwa…

3 marca. Setna rocznica traktatu ryskiego, który zapoczątkował antypolską współpracę Niemiec
i Rosji. Potwierdzonego cztery lata później (1922) w Rapallo, co umożliwiło Niemcom przygotowanie się do kolejnej wojny i w 1939, gdy Niemcy i Rosja napadły na Polskę, dokonując przy okazji jej rozbioru… Co znamienne: zarówno w Rydze jak i w Rapallo głównym negocjatorem niemieckim był Walter Rathenau. Zdeklarowany wróg Polski i Polaków, zwolennik „Wielkich Niemiec”. To, że do dziś funkcjonuje instytut-fundacja oraz nagroda jego imienia, wiele mówi
o prawdziwych poglądach ludzi piastujących najwyższe urzędy w Niemczech. I równie dużo o „wybitnych” polskich ponoć politykach, którzy taką nagrodę przyjmują…

Kwiecień. Setna rocznica pierwszych zbrodni Ukraińców popełnianych na Polakach z przyczyn nacjonalistycznych. Wstęp do Zbrodni Wołyńskiej.

28 września. Setna rocznica powstania wojska polskiego. Szkoda, że „czcimy” rocznicę Bitwy Warszawskiej. Gdyby nie Błękitna Armia generała Hallera we Francji, tej rocznicy by nie było…

11 listopada. Setna rocznica odzyskania niepodległości. ??? Ja tam osobiście nie jestem przekonany, że wjazd Piłsudskiego do Warszawy to początek niepodległości Rzeczypospolitej.

27 grudnia. Setna rocznica wybuchu Powstania Wielkopolskiego, jedynego udanego niepodległościowego czynu zbrojnego Polaków.

Drodzy P.T. Czytelnicy portalu Historyk.eu, to by było właściwie tyle o naszych polskich setnych rocznicach przypadających na rok 2018 – mam nadzieję, że zechcecie wypowiedzieć się, czy Waszym zdaniem 11 listopada to najlepsza z dat do świętowania? I jak uczcić (?) upamiętnić (?) pozostałe? Na pamięć z pewnością zasługują. Szczególnie rocznica traktatu ryskiego, początku antypolskiej współpracy Rosji (nawet i tej dzisiejszej) i Niemiec (wszelkich nazw, aż po Bundesrepublik Deutschland) warta byłaby, moim zdaniem, na publiczne upowszechnienie. Niech choćby wiedzą, że pamiętamy i patrzymy im na ręce.

Tymczasem chciałbym zapowiedzieć, że przed latem pozwolę sobie przypomnieć Wam „czarny tydzień dla Polski”, którego 75 rocznica przypadnie między 30 czerwca a 5 lipca. Tydzień, podczas którego bohatersko walczące Państwo Polskie straciło dwóch wielkich dowódców. Komendanta Głównego Armii Krajowej generała Stefana Roweckiego (30 czerwca) oraz Naczelnego Wodza i premiera generała Władysława Sikorskiego (5 lipca). Niby dwa oddzielne tak co do miejsca jak i daty zdarzenia, które osobno rozpatrywane pozwalają na użycie stwierdzenia „tragiczny zbieg okoliczności”, ale rozpatrywane łącznie pozwalają na postawienie tezy, że coś je łączy. Przypadek czy zaplanowana i doskonale zrealizowana zbrodnia?

Piotr H. „baron”

You may also like

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Zakładamy, że się z tym zgadzasz, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. OK Więcej

Polityka prywatności i plików cookie