Strona główna » Wywiad z Andrzejem Nowakiem-Arczewskim

Wywiad z Andrzejem Nowakiem-Arczewskim

przez historyk
0 komentarz

 

            Sięgam do spraw najtrudniejszych

            Rany muszą się dobrze zrosnąć

 

 

Czy ma Pan ustalony porządek dnia, pracuje Pan systematycznie czy raczej czeka na wenę?

            – To pytanie z dziedziny warsztatu. W mojej pracy dziennikarskiej i literackiej stawiam na pewną dyscyplinę, systematyczność. Piszę jednak fragmentarycznie i tylko wtedy, gdy mam ciekawą myśl, pomysł na scenę, dialog.  Potem wszystko składam w danym rozdziale. Oczywiście, że trzeba wczuć się w temat. Jednak czekanie tylko na wenę mogłoby przynieść w rezultacie mizerne efekty. Bo można byłoby się jej w ogóle nie doczekać.

 

Jest Pan reporterem i publicystą, czy spotkał się Pan z zarzutami o nierzetelne opisanie faktów lub przeinaczanie prawdy?

            – Opisuję sytuacje widziane oczami wielu osób, zbieram różne relacje. Wyznaję zasadę polifonii. Wszystkie wypowiedzi staram się autoryzować. Zdarza się jednak, że ktoś inaczej zachował w pamięci minione zdarzenia, inaczej niż inni rozmówcy lub celowo  nie chce o nich pamiętać. Nie znaczy to wcale, że ja zrezygnuję z opisu. Bywa, że na tym tle dochodzi do kontrowersji, ale powstają one z powodu niezrozumienia przyjmowanej przeze mnie konwencji. Na przykład moja poprzednia książka „Pseudonim Tarzan” jest o tym, jak mój bohater żyje w legendzie, w świadomości społecznej. A ponieważ był postacią nietuzinkową, ciągle więc wzbudza różne emocje i spory.  A gdy do tego dołożymy jeszcze nasze obecne spory o żołnierzy wyklętych, to nic dziwnego, że książka jest różnie odbierana i wzbudza kontrowersje.  

 

Woli Pan pisać o ludziach, którzy żyją i wydarzeniach, które miały miejsce niedawno, czy raczej o sprawach dawno zapomnianych?

      – Piszę o ludziach i zdarzeniach z przeszłości, najczęściej z czasów okupacyjnych i powojennych. Jednak w przedstawianych przeze mnie relacjach prezentuję także nasze współczesne postawy, stosunek do najbardziej dramatycznych zdarzeń. Są więc to także książki o nas samych, o obecnych czasach, które jednocześnie charakteryzują świat tu i teraz. Minione zdarzenia przeplatają się ze współczesnymi i trudno je oddzielić od siebie.

 

Jaka jest Pana główna motywacja do pisania o rzeczach trudnych i bolesnych?

            – Wyznaję zasadę, że trzeba sięgać do najtrudniejszych spraw z naszej przeszłości, by rany dobrze się zrosły. Staram się je oświetlać z różnych stron.  Mówiąc językiem współczesnym, nie chcę zamiatać pod dywan spraw nieprzyjemnych, nieuczciwych. Na naszą historię składają się bowiem zdarzenia i chwalebne, i niegodziwe. Nie jesteśmy narodem aniołów.  

 

Jak długo trwa zbieranie dokumentacji zanim zacznie Pan pracować nad tekstem? A może to odbywa się w sposób równoległy?

            – Zbieranie dokumentacji trwa nieustannie. Tu nigdy nie ma końca. Jeden temat się kończy, drugi zaczyna. I równolegle trwa pisanie, gdy tylko mam koncepcję pewnej całości. 

 

Co lubi Pan robić w wolnym czasie?

            – Dobra książka, spacery. Muzyka. Tym najczęściej wypełniam wolny czas, ale nie jest go za dużo.    

 

Najnowsza książka o tytule „Przykosa” opowiada o dosyć kontrowersyjnej postaci. Czy pisząc o takiej osobie potrafi Pan zrozumieć motywy jej postępowania?

            – Starałem się, chociaż przychodziło mi to z trudem. Właściwie cała książka jest o tym, jak to się stało, że wybitny żołnierz, bohater czasów wojny tak zniszczył swoją biografię. Nie krytykowałem go, tylko przedstawiałem różne fakty.

  

Czy uważa Pan, że można usprawiedliwić zachowanie bohatera?

            – Tak duże zaangażowanie bohatera w pracy agenta, donosiciela nie ma usprawiedliwienia. W grę nie wchodził szantaż, walka o życie. Mógł przecież w każdej chwili, zwłaszcza w późniejszych latach, zrezygnować z pracy wywiadowczej, ale on wykonywał ją  ze szczególnym zapałem, robił znacznie więcej niż od niego wymagano. I najgorsze, zdradzał swoich najbliższych, kolegów z czasów okupacji, sąsiadów z jednego bloku, rodzinę. Postępował tak, jakby zdradę miał we krwi. 

 

Co było dla Pana największym wyzwaniem podczas pracy nad książką „Przykosa”?

            – Rozmowy z krewnymi mojego bohatera, ludźmi, którzy mieli o nim całkiem inne wyobrażenie. Musiałem rozmawiać z nimi ostrożnie, pokazywać coraz to inne dokumenty, prosić o refleksje. Nigdy nie wiedziałem, jaka będzie reakcja. Bałem się, że nasza współpraca może się nagle zakończyć  Na szczęście udało nam się dobrnąć do końca.  

 

Czy Pana zdaniem, gdyby zdarzenia, które są tłem dla Pana najnowszej książki, wydarzyły się obecnie, to historia potoczyłaby się inaczej? Mam na myśli to, czy uważa Pan obecne młode pokolenie za gotowe do walki, poświęceń, wyrzeczeń na rzecz czegoś, wydawać by się mogło dość abstrakcyjnego z perspektywy mediów społecznościowych i współczesnego dobrobytu.

             – Nigdy nie wiemy, jak my zachowalibyśmy, uczestnicząc w tamtych zdarzeniach. Tu mądre są słowa Wisławy Szymborskiej: Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Współczesne młode pokolenia nie różnią się od poprzednich. Też są pełne zapału, wyrzeczeń.  Oczywiście nie możemy generalizować, mówimy o czołówce peletonu, liderach.

 

Zdradzi Pan temat kolejnej książki?

            – Jeszcze przed epidemią zainteresowały mnie losy kilku rodzin, gdy podczas okupacji panował tyfus u podnóża Świętego Krzyża. Tematem książki będzie miłość w tamtych okrutnych czasach, zdarzenia, których konsekwencje i dzisiaj nie pozwalają nam zasnąć. Wzbudzają zdenerwowanie, bezsilność, rozpacz, nie pozostawiają nas obojętnymi. I znowu minione wybory będą determinować biografie nas współczesnych.     

 

 

 

 

You may also like

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Zakładamy, że się z tym zgadzasz, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. OK Więcej

Polityka prywatności i plików cookie