Polska będzie mieć kłopoty?
Drodzy Czytelnicy!
Pamiętacie zapewne mój tekst o niemieckich nożycach, które się odezwały. Co poniektórzy wątpili, czy aby na pewno mam rację i żądali, bym udowodnił podobieństwo sytuacji Niemiec z lat 20. ubiegłego wieku i obecnej. Co nieco napisałem, wdałem się, mimochodem, w polemiki, a tu proszę – dynamizm sytuacyjny za Odrą sprawia, że sięgam po temat kolejny już raz.
Pamiętacie zapewne „entuzjastyczne” (przynajmniej w niektórych mediach) komentarze po wyborach w Niemczech, że oto marsz prawicy ku panowaniu nad Europą został powstrzymany a Angela Merkel pozostanie w fotelu Kanclerza Bundesrepublik? Dziś, po dwóch miesiącach od tamtego wydarzenia okazało się, że „dobrze żarło i zdechło!” Frau Merkel wprawdzie pełni urząd kanclerza Niemiec, ale tylko pełni. Bo Bundestag nie udzielił jej wotum zaufania. I nie udzieli. Negocjacje wprawdzie trwają, ale raczej nie mają one na celu powołania nowego rządu z panią Merkel na czele, a raczej ustalenie, co ewentualnie po nowych wyborach? Tak oto wszystko wygląda na powtórkę z rozrywki (z lat 20. ubiegłego wieku).
Wtedy, przed niespełna stu laty, w grudniu 1924 roku wydawało się, że skoro NSDAP przegrała z kretesem (wcześniej, na wiosnę, zdobyła prawie 11% głosów wyborców, ale Reichstag nie zdołał powołać trwałego rządu większościowego, doszło do przedterminowych wyborów, po których ugrupowanie Hitlera zdobyło ledwie 14 mandatów), to prawicowy ekstremizm na niemieckiej scenie przestaje się liczyć. Okazało się, że na krótko. Rządy zmieniały się równie często, jak eleganckie damy tamtej epoki zmieniały rękawiczki, prowizorka w polityce i gospodarce wywoływała chaos
w społeczeństwie, kolejne obietnice bez pokrycia odsłaniały słabość rządzących.
Wówczas Hitler nie obiecywał gruszek na wierzbie. Mówił o odbudowie wielkich, silnych Niemiec z wielką armią i odzyskaniu przez Niemcy panowania nad Europą. Poskutkowało. W 1928 roku NSDAP w wyborach poszło „lepiej”, w 1932 – jeszcze lepiej. Po ostatnich grudniowych dogrywkach w wyborczym okręgu Lippe-Detmold partia Hitlera stała się najliczniejszą w Reichstagu, dogadała się z prawicą z bawarskiej CSU i – zgodnie z niemiecką konstytucją – prezydent Paul von Hindenburg powierzył Adolfowi Hitlerowi misję utworzenia nowego gabinetu. Chciałbym to podkreślić – to było absolutnie zgodne z prawem.
Nie jest prawdą, że „Hitler omamił Niemców”, którzy nie mieli bladego pojęcia, do czego zmierza. Przecież jego manifest, sygnowana jego nazwiskiem książka „Mein Kampf”, była znana i komentowana od 1924 roku, gdy ukazało się jej pierwsze wydanie. Nie będę komentować „Mein Kampf”, ale chciałbym posłużyć się cytatem z rosyjskiego filmu z 2012 roku „Biały Tygrys”. Ta dość kiepska strzelanka wojenna ma jedną, moim zdaniem rewelacyjną scenę – stanowiący zakończenie filmu monolog Hitlera. Siedzi w pięknym salonie, na wprost niego…. Pan. Romantyk. Nietsche? Göthe? A może któryś z bohaterów niemieckiej literatury? Słuchacz tego monologu nie został przedstawiony, ale strój i wygląd, szczególnie fryzura a’la Chopin (z włosem roztarganym, jakby piorun weń strzelił) pozwala sądzić, że to ktoś z tamtej właśnie epoki, drugiej połowy XIX wieku. Czasu, kiedy rodził się niemiecki nacjonalizm.
Pozwoliłem sobie wytłuścić pewne fragmenty tego monologu.
„Wojna jest przegrana. Wiem o tym. Nie tylko jest przegrana, cała Europa została rozgromiona. Ale może Pan sobie wyobrazić co będzie jutro… Nieszczęsnym Niemcom będą przypisywane wszystkie śmiertelne grzechy. Naród niemiecki uczynią winnym za wszystko. Napiszą tysiące książek, wynajdą tysiące okropnych dokumentów, wymyślą setki wspomnień. I my – ja i Niemcy, staniemy przed światem jako niespotykani wrogowie rodzaju ludzkiego. A my po prostu znaleźliśmy w sobie odwagę zrealizować to, o czym marzyła Europa. Powiedzieliśmy: „Przestańmy o tym myśleć, zróbmy to wreszcie!” To jak chirurgiczna operacja, najpierw ból, ale później organizm wraca do zdrowia. Czyż nie zrealizowaliśmy skrytego marzenia każdego europejskiego włodarza? Czyż nie to było powodem wszystkich naszych zwycięstw? Przecież wszyscy wiedzieli, że to, czego oni bali się powiedzieć nawet własnym żonom, ogłosiliśmy jasno i odważnie jak przystoi mężnemu i zwartemu narodowi.
Oni nigdy nie lubili Żydów!
Całe życie bali się tego mrocznego i ogromnego kraju na wschodzie, tego wrogiego ociężałej Europie centaura – dzikiej Rosji. Powiedziałem: „Po prostu rozwiążmy te dwa problemy. Rozwiążmy raz na zawsze.” Czyż wymyśliliśmy coś nowego? Nie. Po prostu uczyniliśmy jasnymi wszystkie kwestie, w których cała Europa chciała jasności, to wszystko.
Dopóki Ziemia obraca się wokół słońca, dopóki istnieje zimno i gorąco, burze i świecące słońce, dopóty trwać będzie walka. W tym również pomiędzy ludźmi i narodami. Gdyby ludzie zaczęli żyć w raju – zgniliby. Ludzkość stała się tym, czym jest dzięki walce. Wojna jest naturalną, normalną rzeczą. Wojna trwa zawsze i wszędzie. Nie ma początku, nie ma końca. Wojna to samo życie. Wojna to punkt wyjścia.”
Niby tylko tyle, ale też AŻ TYLE! To akurat bardzo dokładnie, wprost i bez prób zawoalowania jest napisane w „Mein Kampf”. I zostało zrealizowane. Na tyle, na ile losy wojny pozwoliły. Dla narodu żydowskiego niemalże w stu procentach. Totalna zagłada. „Ostateczne rozwiązanie”, jak to eufemistycznie zostało nazwane. Polska i Polacy zapłacili także bardzo wysoką cenę za realizację zbrodniczych idei „Mein Kampf”.
Tyle o przeszłości. A przyszłość? Co dalej na zachód od Odry? Przewidzieć nietrudno – pozycja dotychczasowej koalicji rządowej osłabła, wzmocniło się natomiast prawe skrzydło Bundestagu.
Niemcy „zmądrzeli”. Rząd chce się pozbyć nielegalnych imigrantów, jak przez ostatnie dwa, może i trzy lata nawoływała Alternative für Deutschland. Propozycja Angeli Merkel jest jasna: 7 tysięcy euro za legalny wyjazd z Niemiec. Gdzie? Kierunek nie został określony.
Niemcy zaczynają wyłapywać wszystkich, którzy na ich terenie przebywają bez ważnej wizy. Ci będą deportowani jako pierwsi. A spośród całej reszty jedynie dwieście tysięcy osób rocznie ma dostawać prawo stałego pobytu w Niemczech. Ale uwaga! Dotyczy to także obywateli Unii. Polaków, Hiszpanów, Włochów, Greków… To też istotna zmiana.
Tak całkiem mimochodem padła informacja, że Niemcy chcieli zasiąść do negocjacji z Polską, grając kartą „rezygnujemy z Nordstream II” w zamian za odstąpienie od reparacji wojennych. Nikt nie skazuje milionów czy miliardów euro już wsadzonych w ten gazowy biznes dla wątpliwej jakości roszczeń. Czyli, całkiem niespodziewanie, to właśnie z niemieckiej strony pada potwierdzenie słuszności polityki obecnego polskiego rządu.
I oto kolejna nowość. Burmistrz Berlina Śródmieścia (to takie miasto w mieście) Stepfan von Dassel, z klasą właściwą dla ludzi z von przed nazwiskiem, bardzo uprzejmie i eleganckimi słowy poprosił polski konsulat w Berlinie o współpracę przy deportacji około ośmiu tysięcy polskich bezdomnych. Oczywistym jest, że bezdomni psują wizerunek niemieckiej stolicy. Brudni, cuchnący fekaliami, załatwiają swoje fizjologiczne potrzeby w parkach i dość bezpardonowo „atakują” wszystkich dookoła o jałmużnę dla bezdomnego żebraka. Też tego nie lubię.
Ale padło też inne uzasadnienie: pan von Dassel obawia się, żeby „nietolerancja i ogólna dezaprobata” dla zachowań polskich bezdomnych nie przerodziły się w antypolskie wystąpienia, bo przecież w Śródmieściu legalnie mieszka i pracuje 200 tysięcy Polaków…
NIETOLERANCJA?
DEZAPROBATA?
CHĘĆ ZAPROWADZENIA PORZĄDKU?
No cóż, teraz chyba łatwiej zrozumieć, dlaczego przed instytucjami żydowskiej kultury czy religii w Berlinie stoją budki z uzbrojoną policją. I wcale nie musi chodzić o ochronę przed terroryzmem ludzi powiązanych z ISIS czy podobnymi nieeuropejskiego pochodzenia radykałami. Po prostu te typowo niemieckie cechy, które tak łatwo przeradzają się w poczucie wyższości (wobec innych) i nienawiść do wszystkiego, co niemieckie nie jest, mają się dobrze. A że media ich nie pokazują? Przecież to byłby wstyd dla tych „wielkich nazwisk świata dziennikarskiego”, które głosiły jakże wielką przemianę narodu niemieckiego, przyznać się do porażki…
Mamy zatem co mamy. Ordnung muß sein! Porządek musi być! I Niemcy zaczynają robić porządek. Całkiem po cichu niemiecka policja wyłapała prawie setkę Czeczenów, którzy przebywali na terenie Berlina bez ważnych wiz. Ponieważ wjechali oni na teren Unii na podstawie wiz wystawionych przez polskie urzędy konsularne i via polskie lotniska, zostali odstawieni na polską granicę.
Niemiecka „gra” o oczyszczenie własnego podwórka z nieproszonych gości już się zaczęła. Po cichu, bez fanfar, ale z niemiecką skutecznością. Skończył się czas OTWARTYCH DRZWI dla każdego przybysza, skończyło się MULTI-KULTI. Niemcy pragną, by z ich potęgi i dobrobytu korzystali tylko Niemcy. Nur für Deutsche. Zdążyliście już zapomnieć, co to znaczy? Jeśli nawet, to najwyższa pora, abyście sobie przypomnieli! Niemcy uczynili z siebie, za zgodą zwycięzców II wojny, lokomotywę Europy. Dodatkowo obsadzili najważniejsze stanowiska decydujące o kierunku jazdy. Nie tylko gospodarcze przywództwo. Polityczne też. Zmiana w Niemczech to zmiana warunków gry dla całej reszty Europy. Za wyjątkiem Rosji, bo coraz więcej głosów w Niemczech wzywa do korekty europejskiej polityki wobec Rosji. Rosji ma być w niemieckiej gospodarce więcej. I więcej niemieckich produktów oraz technologii w rosyjskiej gospodarce. Kolejny pieniądz, którym Niemcy chcą zatkać usta niepokornym. Kto chętny, by dalej ufać wielkim Niemcom, niech pamięta: francuscy czy belgijscy Żydzi też ufali, że jadą na wschód, by tam pracować dla dobra Niemiec. Skończyli w komorach gazowych tak jak ich polscy ziomkowie i kilka milionów innych ofiar holocaustu. W nowej rzeczywistości nie będzie komór gazowych, nie będzie wojny. Ale będzie pauperyzacja i doprowadzanie do ruiny każdego, kto ośmieli się sprzeciwić.
Pieniądz potrafi zabijać skuteczniej niż najskuteczniejsza broń. Pieniądz zabija społeczeństwa i państwa. Na chwilę obecną wspólny pieniądz Unii Europejskiej, euro, to Niemcy! Spełniło się marzenie wielkiej niemieckiej powojennej trójki: Konrada Adenauera, Friedricha Flicka i Gustava Kruppa. Europa pod niemieckim przewodnictwem i będąca zapleczem dla niemieckiej gospodarki. Granic Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej Adenauer nigdy nie uznał. Helmut Kohl był ponoć bardzo zdolnym uczniem Adenauera.
O Angeli Merkel mówi się, że to „Helmut Kohl w spódnicy”, co jest chyba przesadą, gdyż ona zwykle nosi spodnie. Wiemy, co robiła przez ostatnie lata. Ale nie mamy pojęcia, na ile może zmienić kurs własnej (i niemieckiej) polityki, gdy będzie zmuszona walczyć o utrzymanie się przy władzy. Z pewnością pójdzie na prawo. Jeszcze bardziej niż już to uczyniła. Czy na antypolskie tory zbudowane przez Adenauera? Czas pokaże, ja obawiam się, że tak się stanie.
Piotr H. „baron”