Strona główna » Ireneusz Piatek – IV Rzesza – powrót brunatnej dyktatury

Ireneusz Piatek – IV Rzesza – powrót brunatnej dyktatury

przez historyk
0 komentarz

 

Luty 2018. Zamek Wewelsburg niedaleko Paderborn w Nadrenii Północnej-Westfalii.

Przy okrągłym stole, wykonanym jeszcze w 1943 roku siedziało pięciu mężczyzn. Przy każdym leżał wykuty ze stali miecz ze swastyką na rękojeści. Na ścianach wisiały czerwone flagi, a wśród nich wielki obraz przedstawiający Führera III Rzeszy Adolfa Hitlera. Było dokładnie tak samo, jak za czasów, kiedy zasiadał tu Reichsführer SS Heinrich Himmler wraz ze swoimi najważniejszymi współpracownikami. Zamek kupiony przez podstawionych ludzi stał się na powrót Mekką wyznawców wodza Tysiącletniej Rzeszy. Sala została stworzona na wzór tej, w której według legendy obradował Król Artur i jego rycerze. Mit o tym władcy opanował umysł szefa SS tak bardzo, że postanowił z zamku zrobić kopię Camelotu (choć nikt tak naprawdę nie wie, jak on wyglądał).

Teraz, po latach jego następcy przywrócili mu dawną świetność. Wśród siedzących tylko jeden poznał osobiście Himmlera, jeszcze w Berlinie w 1944 roku, kiedy jako jeden z członków Hitlerjugend został wybrany na spotkanie z wodzem Czarnego Legionu, jak nazywano esesmanów. Teraz miał ponad osiemdziesiąt lat, ale trzymał się całkiem dobrze. Trzech kolejnych przekroczyło sześćdziesiątkę. Każdy z nich należał do najpotężniejszych ludzi w Niemczech. Mieli ogromną władzę i tylko jeden człowiek był ważniejszy od nich. To na niego zwrócone były wszystkie oczy. Lekko już siwiejący, liczący pięćdziesiąt trzy lata, nadal wyglądał młodo. Jego twarz przypominała maskę, a oczy stalowo szare patrzyły na portret wiszący na ścianie. Nikt się nie odzywał, wszyscy czekali, aż głos zabierze gospodarz tego miejsca.

– Witam. Jak wiecie, dzisiaj zaczniemy na nowo tworzyć historię. Nasze wieloletnie starania, wreszcie przyniosły efekt. Szkoda tylko, że mój ojciec, syn naszego Wielkiego Führera Adolfa Hitlera nie dożył tej chwili. Gdyby nie wypadek lotniczy, siedziałby tu zamiast mnie. Niestety odszedł i teraz ja kończę jego wielkie dzieło. Czekaliśmy na to długo, zbyt długo, lecz wreszcie udało się przeprowadzić całą operację idealnie według naszego planu. Dokładnie trzydzieści minut temu, na dwóch największych stadionach w Paryżu i Berlinie rozpoczęły się mecze piłkarskie. Tu muszę przyznać po raz kolejny – mężczyzna wskazał ręką jednego z siedzących.

– Że twój pomysł uczczenia podpisanego 7 lutego 1992 roku traktatu z Maastricht w formie meczów piłkarskich, na największych stadionach w Paryżu i Berlinie, był genialny. To nie dość, że pozwoliło nam skupić ponad sześćdziesiąt tysięcy ludzi w obu miastach, ale także zaprosić tam władze Unii Europejskiej, obu prezydentów, premierów, a także prawie wszystkich znaczących polityków. Oczywiście poza tymi, którzy pracują dla nas – po tych słowach uśmiech zagościł na jego twarzy.

– Mało tego – odważył się wtrącić siedzący po lewej stronie wodza Helmut.

– Nie wypadało nawet odmówić zaproszenia

– Tak, to był istny majstersztyk. Teraz mamy wszystkich razem i wykorzystamy to, żeby zakończyć tę polityczną farsę, którą nazywają Unią Europejską. Wypalimy wszelkie lewackie bzdurne hasła, które przeniknęły nasz kraj i rozniosły się jak najgorsza zaraza. Jak oni to nazywają potocznie – tu zawiesił głos.

– Poprawność polityczna – wtrącił kolejny z siedzących, po którym widać było, że jest oficerem. Siedział wyprostowany jak struna, a jego twarz ukazywała człowieka przyzwyczajonego do wydawania rozkazów.

– Dokładnie generale. Właśnie miałem Cię zapytać, czy wszystko gotowe ?

– Tak Mein Führer. Moja dywizja pancerna czeka na rozkazy.

– To dobrze, bo właśnie dla takiej chwili, staraliśmy się, żeby miała najnowsze czołgi, a do tego znakomitą i odpowiednio zmotywowaną ideologicznie kadrę wojskową. Hans teraz nastał twój czas – Führer wstał i podszedł do okna.

– To historyczna chwila nie tylko dla nas, ale dla całych Niemiec, ba, nawet dla tej całej chorej na

bezsilność Europy – po tych słowach zamilkł. Generał Hans von Bellow wstał i spokojnym, ale bardzo pewnym głosem przemówił.

– Na stadionach, zaraz po meczach odbędą się przemówienia. Kiedy do mikrofonu podejdzie Szef Rady Europy Tusk, a obok będą stali prezydent i kanclerz Merkel odpalimy fajerwerki. Część to rzeczywiście różne wybuchowe zabawki, ale z kilku wyleci gaz XR-27, wynaleziony i dopracowany przez naszych naukowców. Działa prawie natychmiast. Atakuje system nerwowy, a głównie mózg. Nie znam szczegółów, ale widziałem, jak działa. Człowiek, który zetknie się z nim, dostaje szału niczym oglądane na filmach zombie. Każdy, dosłownie każdy, bo gaz działa jednakowo na wszystkich, zamieni się w bestię i będzie zabijał, kogo tylko dopadnie. Kilka minut później wysadzimy zasilające stadion transformatory, a także wszelkie zapasowe przyłącza. Zgaśnie światło, a do tego nie będą działać zasilane prądem bramki wyjściowe.

Wybuchnie panika. Kogo nie dosięgnie gaz, tego zabiją inni, albo zadepczą ze strachu. Podobnie uczynią nasi ludzie w Paryżu. Mamy nadzieję, że w pierwszej kolejności zginą najważniejsi przywódcy europejscy, a także większość naszych unijnych przydupasów.

Wtedy wkroczymy do akcji. Kiedy na obu stadionach zapanuje totalny chaos, służby będą się starały opanować sytuację, to oczywiste, dlatego, żeby im to utrudnić akcję, rozpylimy ten sam gaz naokoło stadionów. To spowoduje, że będący tam w gotowości policjanci sami zaczną się zabijać. Nim ktokolwiek zapanuje nad sytuacją, minie godzina, może dwie. W końcu dojdą do tego, że to gaz, ale będzie już za późno. XR-27 przenika przez ubranie, tak więc maski nic nie dadzą. Będą musieli ściągnąć specjalny oddział obrony chemicznej, co nie będzie łatwe, bo ten akurat ma ćwiczenia przy granicy z Belgią. Odczekamy dwie godziny i wtedy to moja dywizja pancerna plus kilka jednostek specjalnych wkroczy do Berlina. Pod pozorem opanowania chaosu, jaki zapanuje, moi ludzie zajmą siedzibę parlamentu i urząd kanclerski.

Przejmiemy władzę jako tymczasowy rząd, niby dla opanowania sytuacji, a później postaramy się, żeby nikt już nam jej nie odebrał.

W chwilę później usłyszeli dźwięk telefonu. Nowy Führer szybko i dość nerwowo podniósł słuchawkę. Chwilę słuchał, po czym bez słowa ją odłożył.

– Zaczęło się – w jego głosie słychać było wielkie napięcie, ale także jakąś nutkę ulgi. Wreszcie spełnią się marzenia jego dziadka, ojca i wszystkich tych, którzy służyli im wiernie przez tyle lat. Marzenia o IV Rzeszy, która odbuduje siłę Niemiec, wyrzuci wszelkich czarnych, Arabów i innych nierasowych mieszkańców ich ojczyzny.

Chwile później generał von Bellow włączył rzutnik. Na ścianie pokazał się obraz z dwóch specjalnie umieszczonych nad stadionami dronów. Niewiele było widać, po tym, jak zgasło światło. Dopiero jak oficer sterujący nimi przełączył kamery na podczerwień, pojawił się bardzo niewyraźny obraz. To, co ujrzeli, przekraczało wszelką wyobraźnię i najlepsze horrory. Tysiące ludzi walczyło ze sobą. Widać było, jak oszalały tłum miota się na wszystkie strony. W niektórych miejscach stosy ciał sięgały już powyżej wzrostu człowieka. Kolejny dron pokazywał bardzo podobne sceny, które rozgrywały się naokoło stadionu. Tam również wszyscy walczyli z wszystkimi. To była istna apokalipsa albo jak kto woli dzień sądu ostatecznego, jednak nie Bóg tym sterował, a sami ludzie ogarnięci szaleństwem. Kiedy przybyły jednostki specjalne policji chaos tylko się powiększył. Teraz już do akcji wkroczyła broń zarówno krótka, jak i maszynowa.

– To nawet przekracza naszą wyobraźnię, myślałem, że szybciej się zorientują, co ich zaatakowało – wtrącił jeden z siedzących i obserwujących wydarzenia.

– Max, oni nie znają tego gazu, a do tego, jak na razie nie sprowadzili tu żadnego oddziału z odpowiednimi skafandrami. To dla nas nawet lepiej, choć jak wiecie XR – 27 za jakąś godzinę przestanie działać. Tak został zmodyfikowany, ale wtedy będzie już, jak podejrzewam, przynajmniej dziesięć do dwudziestu tysięcy trupów na samych stadionach i dodatkowo kilka tysięcy na zewnątrz.

Po mniej więcej godzinie pojawiły się pierwsze specjalne samochody obrony przeciwchemicznej. Wyszli z nich ludzie w specjalnych kombinezonach, choć gaz już nie działał, czego oczywiście nikt tam nie wiedział. Po kolejnych trzydziestu minutach opanowano sytuację na tyle, że udało się odblokować wyjścia ze stadionów. Fala tych, którzy jakimś cudem przeżyli to piekło i nie zostali zabici, ruszyła do wyjść, przy okazji tratując się wzajemnie. Kolejne setki jak nie tysiące ofiar.

– Hans ruszaj. Powodzenia. Spotkamy się w parlamencie – nowy Führer IV Rzeszy uśmiechnął się. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Mało tego, ci, którym udało się przeżyć i teraz są przewożeni do berlińskich i nie tylko szpitali, czeka jeszcze gorsza niespodzianka. Oprócz gazu zostali zaatakowani najnowszym wirusem Katharsis, który był zmutowaną wersją jednej z odmian Eboli. Ten jednak nie dość, że śmiertelny dla 98% populacji, to nie było na niego ani lekarstwa, ani szczepionki. To znaczy była, ale tylko dla prawdziwych Aryjczyków, którzy już zostali zaszczepieni.

Führer IV Rzeszy wiedział o tym, mało tego sam osobiście załatwił fundusze dla pewnej prywatnej kliniki, która ten wirus stworzyła. Kiedy był już gotowy, a szczepionka okazała się skuteczna, dało mu to broń, która uczyniła go niemal Bogiem, który trzyma w rękach życie pół miliardowej populacji europejczyków. Teraz, kiedy wirus już rozprzestrzenia się w obu stolicach, nikt o zdrowych zmysłach nie stanie mu na drodze, kiedy ogłosi się jako zbawca. Choroba zabija tak samo wielkich, jak i małych. Każdy będzie mu jadł z reki, chcąc dostać szczepionkę. Oczywiście rozda ją, ale tylko tym, którzy według niego na nią zasługują, czyli nowych narodowych-socjalistów i nikomu więcej, bo jak sam twierdził wiele razy przez takie działanie, Niemcy oczyszczą się same z wszelkiego śmiecia.

– Gaz i wirus, jakie to genialnie proste – przeszło mu przez myśl.

– Takie małe, mikroskopijne, a dokonają tego, czego nie udało się dywizjom pancernym jego

dziadka.

Kilkaset metrów dalej w starej, dawno już nieużywanej wieży ciśnień, siedziało dwóch ludzi ze słuchawkami na uszach. Za oknem widać było stary, sfatygowany talerz anteny satelitarnej, wyglądający tak, jakby go ktoś tam zainstalował wiele lat temu. Mistyfikacja była nie mal idealna.

Dzięki niej dwóch agentów CIA mogło bez problemów podsłuchiwać to, o czym rozmawiali gospodarze i goście zamku. Od kilku minut nie odrywali słuchawek od uszu. Kiedy usłyszeli ostatnie zdanie, nie mal natychmiast wysłali specjalnym szyfrem informację do centrali, gdzie przy wielkim okrągłym stole siedzieli szefowie agencji, a także kilku trzy i czterogwiazdkowych generałów. Kiedy na olbrzymim ekranie pojawił się tekst, wszyscy zaczęli go czytać.

Po chwili kilku złapało się za głowę, a po sali przeszedł szmer. Jedynie szef połączonych sztabów czterogwiazdkowy generał Malcolm Wayne wydawał się nie zaskoczony. To na niego skierowały się wszystkie twarze. W chwilę później cichym brzęczeniem odezwał się leżący tuż przed nim specjalny telefon satelitarny. Wayne odebrał i po może dwudziestu sekundach odłożył telefon. W ogólnym hałasie nikt jakby nie zwrócił na to uwagi. Szef CIA, czyli nominalnie gospodarz zapytał.

– Co robimy generale ? Powiadamiamy Niemcy i Francję ?

Najważniejszy amerykański generał pokiwał głową.

– Nie. Mamy większy problem. Właśnie dostałem wiadomość, że trzy rosyjskie dywizje pancerne, w tym 1 gwardyjska uderzyły z terytorium Białorusi na Polskę, a kolejne trzy na Łotwę, Litwę i Estonię. Moi panowie właśnie wybuchła trzecia wojna światowa.

Po tych słowach zapadła całkowita cisza. Wszyscy wstrzymali oddech, zdając sobie sprawę, że ich świat właśnie się zawalił


 

Ireneusz Piątek

 

You may also like

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Zakładamy, że się z tym zgadzasz, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. OK Więcej

Polityka prywatności i plików cookie