Strona główna » Henryk Strąpoć – czyli opowieść o tym, jak to polski rolnik poradził sobie z czy

Henryk Strąpoć – czyli opowieść o tym, jak to polski rolnik poradził sobie z czy

przez historyk
0 komentarz

Choć pistolety maszynowe powstały w okresie pierwszej wojny światowej, a ich rozwój nastąpił w latach 20-tych i 30-tych, to w Polsce nie była to broń zbytnio znana przed wybuchem wojny. Owszem, w połowie lat trzydziestych zakupiono niewielką ilość pistoletów maszynowych Thompson M1928 (16 sztuk dla KOP i około 50 dla Policji Państwowej, ale w modelu M1921) oraz pistoletów maszynowych Suomi KP/31 (20 sztuk Ministerstwo Spraw Wojskowych, z tego 10 otrzymał 1 Dywizjon Żandarmerii ochraniający instytucje centralne oraz około 50 sztuk dla Policji Państwowej), ale broni jako takiej, w WP nie było.

Od połowy lat trzydziestych próbowano skonstruować taki pistolet maszynowy u siebie, ale niewiele dobrego z tego wyszło. Po przyjrzeniu się kilku konstrukcjom, najbardziej chyba pistoletowi maszynowemu Erma EMP, podjęto prace nad tym zagadnieniem w FK 
w Warszawie. Opracowaniem zajęła się spółka P.Wilniewczyc i J.Skrzypiński, która miała na koncie opracowanie pistoletu Vis. Niestety, choć w przypadku konstrukcji Visa konstruktorzy stworzyli całkiem udaną kompilację istniejących rozwiązań (Colt M1911 i FN Browning wz. 1928), to w przypadku konstruowania pm-u bardziej postawili na pomysły własne. Przyjęli jednak niezbyt szczęśliwe rozwiązania, które doprowadziły do tego, że choć w pierwotnej wersji ich pistolet maszynowy wyglądał całkiem rozsądnie to strzelał z nie akceptowalną szybkostrzelnością około 1200 strz./min. Potem było już tylko gorzej …

Nie dopatrzono się faktu, że podstawowym błędem było stworzenie komory zamkowej o zbyt małej średnicy, co nie pozwoliło na odpowiednie zwiększenie masy zamka, co spowodowałoby zmniejszenie szybkostrzelności. Zamiast tego wymyślono „pneumatyczny opóźniacz”, urządzenie może i ciekawe, ale nie mające prawa funkcjonować poprawnie w warunkach polowych zanieczyszczeń (stalowy, ciasno spasowany tłok pracujący w stalowej tulei). Do tego zaczęto kombinować z urządzeniami, które były typowym udziwnieniem, raczej szkodliwym niż przydatnym. Wymyślono sobie samoczynne zwalnianie magazynka. Tak, aby nie trzeba było wciskać przycisku przy jego wymianie. Po ostatnim strzale, magazynek był więc zwalniany i trzymał się tylko dzięki tarciu – wystarczyło go wysunąć. Niby ułatwienie, ale powstał jeden problem; Co zrobić, gdy magazynek nie został całkowicie opróżniony, a żołnierz chciałby go zamienić pełnym? Całe urządzenie miało kilkanaście części (nawet po uproszczeniu) i w sumie nie dawało niczego więcej niż dobrze umieszczony zatrzask (jak w innych pm-ach), składający się z 2-4 części – a jeszcze utrudniało żołnierzowi życie. Do tego dołożono skopiowaną z pm Erma EMP podpórkę (tylko, że w Ermie nie była wyposażeniem broni seryjnej), która w sumie nie wiadomo do czego miała służyć. W efekcie powstała broń zbyt długa, nieporęczna i w zasadzie, nie mająca prawa działać poprawnie na polu walki. Wyprodukowano serię 50 sztuk, bo tylko tyle zdążono przed wojną. Choć pewnie gdyby nie wojna, to próbna eksploatacja szybko by ten pistolet maszynowy wojskowym z głowy wybiła. 

Wojna wybuchła, została w 1939 przegrana, a na terenie okupowanego kraju zaczęły tworzyć się różne organizację ruchu oporu. W jednej z takich organizacji nazywanej początkowo Straż Samorządowa, a potem Ludowa Straż Bezpieczeństwa, która weszła na zasadach zachowania pewnej odrębności w skład Batalionów Chłopskich, działał Henryk Strąpoć. Był to młody, urodzony w 1922 roku rolnik ze wsi Podlesie (zwanej też Czerwona Góra w woj. Kieleckim), który swoją edukację skończył na „szkole powszechnej”, a już w jej trakcie wykazywał „niezdrowe” zainteresowanie konstruowaniem urządzeń, które strzelają. Co prawda gdy w wieku 15 lat się tym pochwalił nauczycielowi, to skończyło się na wizycie policji i „rozmowie ostrzegawczej”, popartej użyciem pasa. Jednak nie wybito mu tego z głowy i dalej tworzył swoje pistolety. Tyle, że ostrożniej. Jego zdolności wykorzystano w partyzantce, gdzie zajął się rusznikarstwem – doprowadzając do użytku i naprawiając broń w swojej organizacji, gdy ta przystąpiła do BCh (wcześniej produkował granaty z piast kół do furmanek).

W toku walk partyzanckich bronią, do której najbardziej tęskniono był pistolet maszynowy. Broń poręczna, dająca dużą siłę ognia na bliskich odległościach, na których zwykle toczono walkę w konspiracji i partyzantce. Problem jednak polegał na tym, że zdobyć taką broń nie było łatwo. W 1942 nawet zaopatrywana zewnętrznie AK nie miała dużych dostaw, które zaczęły się dopiero po zdobyciu baz we Włoszech. Ponadto AK i BCh nie bardzo się „lubiły”, głównie zresztą za sprawą AK, która miała chęć podporządkowania sobie BCh. Jedyną możliwością były zdobycze na oddziałach niemieckich – tyle, że wbrew temu, co ukształtowała kinematografia, to pomocniczo-policyjne oddziały okupacyjne miały taka broń w ilościach śladowych i to raczej wzorów starych lub przejętych w krajach okupowanych. MP.40, tak często pokazywanych na filmach jako uzbrojenie co drugiego niemieckiego okupanta, brakowało nawet dla frontu, a i tak etatowo wcale nie było ich dużo (jeden na drużynę w 1941 i dwa w 1943).

Gdy zaproponowano Strąpociowi (pamiętając jego przedwojenne talenty) skonstruowanie takiej broni to powstał problem, bo przyszły konstruktor BCh-owskiej broni nie miał pojęcia jak takowa działa. Wiedział, że strzela amunicją pistoletową i strzela ogniem ciągłym. Mógł też wiedzieć jak takowa broń wygląda, ale nie miał żadnej możliwości przyjrzenia się konstrukcji. W przeciwieństwie do przedwojennych inżynierów, zaczynał więc w zasadzie od zera. Musiał wymyślić wszystko, łącznie z zasadą działania. Jednocześnie założeniem dla broni było działanie skryte (łatwość ukrycia broni przed przystąpieniem do walki) oraz szybkość jego użycia – czyli typowe dla konspiracji, dywersji etc.

Tak naprawdę nie jest jasne na ile zasada działania broni (konstrukcji zamka 
i mechanizmu odpalającego), nietypowa jak na ówczesne pm-y – choć tak często spotykana we współczesnej broni tej klasy czyli strzelania z zamkniętego zamka, z kurkowym mechanizmem odpalającym było wynikiem faktu, że Henryk Strąpoć znał tylko konstrukcję pistoletu samopowtarzalnego i ją powielił, czy jednak było to wynikiem świadomych przemyśleń. Taka konstrukcja, co prawda utrudniała budowę broni, bo zamek wewnątrz musiał mieć dość skomplikowany kształt, tak jak to jest w pistoletach, ale dawała możliwość przenoszenia broni gotowej do natychmiastowego otwarcia ognia.

Konstrukcja broni była bardzo ciekawa i w sumie nowatorska. Pistolet maszynowy, zwany „Bechowcem” od nabitych litej BH na zamku (nie było to wynik problemów z pisaniem konstruktora, tylko wynik braku litery „C” w zestawie), był niewielką bronią o długości 445mm i długości lufy 240mm (czyli zestawienie całkiem niezłe, wręcz dobre) oraz niewielkiej masie wynoszącej około 2,45kg dla broni nie załadowanej amunicją. 

Jego zasada działania opierała się na odrzucie zamka swobodnego, ale broń strzelała z zamka zamkniętego. Po załadowaniu broni, czyli wprowadzeniu naboju do komory, broń była gotowa do strzału. Nacisk na spust powodował zwolnienie kurka (kurek wewnątrz broni) z zaczepu i jego uderzenia w tylną część iglicy, co powodowało strzał. Broń można było zabezpieczyć przed strzałem przypadkowym, oraz mogła strzelać zarówno ogniem pojedynczym, jak i ciągłym. I tutaj ciekawostka – Henryk Strąpoć stworzył coś, co jest współczesnym standardem czyli bezpiecznik będący jednocześnie przełącznikiem rodzaju ognia i do tego tak umieszczonym, że można było operować nim za pomocą kciuka dłoni obejmującej chwyt. I to w czasach gdzie pistolety maszynowe tworzone przez inżynierów i produkowanych przez fabryki miały mniej lub bardziej wygodne bezpieczniki w postaci różnych kołków, wycięć z komorach zamkowych, elementów przesuwnych w różnych miejscach broni (nie wspominając o takich, które bezpieczników, czy przełączników nie miały wcale). Nawet posiadający „nowoczesne” manipulatory skrzydełkowe Thompson, miał rozdzieloną funkcję bezpiecznika i przełącznika rodzaju ognia. To właśnie w tym czasie polski rolnik podszedł do problemu logicznie i ergonomicznie, tworząc trójpołożeniowy bezpiecznik skrzydełkowy, zintegrowany z przełącznikiem rodzaju ognia po prawej stronie nad chwytem. 

Broń zresztą była też ciekawa, bo strzelała z zamka odkrytego (nie jest on ukryty w obudowie, jest elementem zewnętrznym) – trochę podobnie jak późniejszy polski PM-63 „Rak” (nawiasem mówiąc, w którego konstruowaniu brał udział do 1960 roku, czyli do swojej śmierci P.Wilniewczyc – ten od Visa i Morsa), ale odmiennie jak w „Raku” strzelanie rozpoczyna się z przedniego położenia zamka, a sam zamek ze względu na swoją masę porusza się na bardzo krótkiej drodze (jakieś 4-5cm). Zamek obejmuje lufę swą przednią częścią, a na lufie znajduje się sprężyna powrotna (podobnie jak to jest w pistoletach ze swobodnym zamkiem). Broń jest zasilana z magazynka o pojemności 32 naboi i jest to też magazynek specjalnie stworzony do tej broni – solidny (w przeciwieństwie do „stenopodobnych”) i mający otwory, wskazujące na stan jego załadowania. Dołączany jest od dołu, przed chwytem i stanowi jednocześnie przedni uchwyt broni. Broń nie miała kolby, ale raczej to wynik założenia (broni dywersyjnej), bo patrząc na konstrukcję Strąpocia – raczej trudno mieć wątpliwości, że byłby w stanie ją stworzyć.

Wytworzono przy współpracy innych członków organizacji 12 pistoletów maszynowych tego typu z tego większość w kalibrze 9mm x 19 i 3-4 w kalibrze 7,62mm x 25 (na naboje radzieckie, bardziej dostępne pod koniec wojny) – oznaczanych też na zamku po drugiej stronie wspomnianych liter BH (w okręgu), wybijaną sygnaturą S.H. W. 44. (Strąpoć Henryk wz. 1944). Pozostało też sporo gotowych elementów do złożenia kolejnych kilkunastu sztuk (w sumie półfabrykatów powstało na jakieś kilkadziesiąt sztuk), ale przemieszczający się front temu zapobiegł.

Na tle innych, pewnie bardziej znanych konstrukcji konspiracyjnych, pistolet maszynowy Henryka Strąpocia zasługuje na uwagę, głównie ze względu na swoją nietypowość (trochę przypomina rozwiązaniami to, co powstawało po wojnie oraz (co ważniejsze) na fakt, że konstruktor do tych rozwiązań doszedł samodzielnie. Nie jest to kopia, czy zmodyfikowana lub uproszczona kopia czegokolwiek (jak te wszystkie Błyskawice, Kisy i inne konstrukcje konspiracyjne, choć były w produkcji łatwiejsze). Jest to całkowicie oryginalny twór człowieka, który nigdy nie otrzymał wykształcenia i do wszystkiego dochodził sam, nie mając nawet pojęcia o rysunku technicznym. 

Oglądając tę broń (znajduje się Muzeum WP w Warszawie), oczywiście widać, że jest to broń „domowej roboty” (choć potem wytwarzano elementy w oparciu o Zakłady Ostrowieckie), a w zasadzie prototyp wykonywał Strąpoć w oparciu o kuźnię brata. Jednak w porównaniu z innymi konspiracyjnymi pm-ami, uderza dopracowanie konstrukcji. Oczywiście nie przyczyniało się to pozytywnie do późniejszej produkcji (choć w chwili gdy Strąpoć tworzył taką broń, to nie było jej w planach, nawet chyba nie wiedział, że mu się uda to zrobić poprawnie). Jednak ten pistolet maszynowy stanowi namacalny dowód, że polski rolnik, mający do dyspozycji tylko kuźnię brata, bez dostępu do wzorców i literatury – wywiązał się ze swojego konstrukcyjnego zadania znacznie lepiej niż „utytułowani” inżynierowie z zakładów zbrojeniowych.

 

You may also like

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Zakładamy, że się z tym zgadzasz, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. OK Więcej

Polityka prywatności i plików cookie