Początek końca pokoju?
Groźny niemiecki zwrot w prawo!
Euroentuzjaści wieszczą sukces. Angela Merkel pozostanie nadal na urzędzie Kanclerza Bundesrepublik. Może to i sukces, ale historia nakazuje przyjrzeć się wynikom ostatnich wyborów znacznie głębiej i poważniej.
Dlaczego?
No cóż, na politycznej scenie Niemiec właśnie obserwujemy zdecydowany zwrot w prawo. I to ku skrajnej prawicy.
Zacznę od historycznego porównania. W 1924 roku NSDAP i jej wódz Adolf Hitler przegrali. Zdobyli zaledwie 14 mandatów poselskich na blisko 600 miejsc w Reichstagu. 4 lata temu Alternative für Deutschland nawet nie weszła do Bundestagu.
W 1928 roku NSDAP zdobyła ponad sto mandatów i stała się trzecią siłą polityczną w parlamencie Republiki Weimarskiej. Tegoroczny wynik AfD jest podobny.
W 1932 roku NSDAP zdobyła tylko 30% głosów, ale reszta była tak wewnętrznie skłócona, że w styczniu 1933 Adolf Hitler otrzymał misję utworzenia gabinetu. I przy poparciu co bardziej radykalnych chadeków z CDU a przede wszystkim bawarskiej CSU otrzymał votum zaufania i objął władzę w Niemczech.
Jak będzie za 4 lata?
Nie chcę być złym prorokiem, ale może być podobnie. A może i wcześniej, gdyż A. Merkel będzie mieć groźną opozycję wewnątrz swoich popleczników.
W poprzednich wyborach w Bawarii i Szwabii (z Bielefeld, Paderborn i Lippe-Detmold) CSU zdobyła jakieś 30% głosów koalicyjnych, resztę wzięła CDU. W niedzielę sytuacja się odwróciła. CSU, która żąda wyrzucenia z Bawarii imigrantów o nieustalonym statusie, zgarnęła tam prawie 50% lokalnych mandatów, AfD zdobyła tam 30% poparcia. Potem ulokowali się socjaldemokraci a CDU dostało raptem 7% głosów. W Szwabii poszło niewiele lepiej. Wprawdzie CDU zmieściło się na podium, ale dostało tam 11% głosów. CSU i AfD wzięły po blisko 40%!
CSU będzie współrządzić Niemcami. A wprowadziło do Bundestagu posłów o zdecydowanie prawicowych poglądach, bliższych skrajnej prawicy niż CDU.
Niemcy już zaczynają mówić o zagrożeniu. Czują, że czas zbieżności polityki Brukseli, Berlina i Paryża dobiega końca.
Czy przewidują przyszłą wojnę?
Nie!
O tym nawet liderka AfD, pani doktor Petra Frauke nie wspomina. Ale głośno żąda wyrzucenia arabskich „imigrantów”, przeglądu imigrantów z Europy (nielegalnych lub żyjących z „socjalu” wywalić na zbity pysk!) no i innego ułożenia relacji Niemcy – UE – Rosja. Pani Frauke chce powrotu do tradycyjnej niemiecko-rosyjskiej współpracy gospodarczej i politycznej bez sankcji i ograniczeń wprowadzonych przez Unię.
Frau Frauke ma też inną broń na podorędziu – Anglia miała dość brukselskiej głupoty i postawiła na samodzielność. Brexit. Czy Niemcy, największy zasilacz unijnego budżetu nie mogą rąbnąć pięścią w brukselskie biurka i zawołać „Albo Unia po naszemu albo żegnaj, Unio!” Czemu nie? Pani Frauke na razie pyta. Głośno i wyraźnie. I równie głośno i wyraźnie takie same pytania zadaje coraz większa rzesza zwykłych Niemców.
Nie chcą płacić podwyższonych podatków na socjal dla „uchodźców”. Nie chcą dzielić się swoim ciężko wypracowanym dobrobytem z uboższymi krajami Unii. Chcą mieć surowcowe Eldorado w Rosji i tamtejszy rynek zbytu dla swoich wyrobów i technologii. Rosja chce tego samego.
Angela Merkel ma trudny orzech do zgryzienia. W jej własnym obozie wrze niczym w wulkanie. Ma do wyboru: gasić pożar mając pozycję w Unii „gdzieś” lub bronić Brukseli i patrzeć, jak lokalni liderzy z jej własnego obozu doprowadzają do wybuchów niepokoju w Niemczech i dogadują z AfD co do wspólnego rządu.
Czy Petra Frauke ma w sobie tyle charyzmy, ile miał Hitler?
Dziś trudno to ocenić, ale nie można nie zauważyć, że szybko się uczy. Jest pewna siebie jak nigdy wcześniej. I, co jest bardzo wymowne, to ona w kampanii wyborczej cytowała Franza Josepha Straussa, premiera Bawarii sprzed lat, jednego z najwybitniejszych polityków CSU. Konserwatywnego, niemalże ultraprawicowego. Któremu jak najbardziej po drodze było z Ziomkostwami Wypędzonych i HIAG, oficjalnym stowarzyszeniem byłych żołnierzy Waffen-SS. Wprawdzie symboli tamtych zbrodniczych czasów w kampanii AfD nie było, ale hasło „Czas przywrócić Niemcy Niemcom”, niby nieoficjalne, nie pojawiające się drukiem, było wielokrotnie powtarzane.
Petra Frauke wie, co robi. Tłumaczy Niemcom, że Francuzi, Duńczycy, Belgowie czy Holendrzy zarabiają lepiej a mniej, w przeliczeniu na głowę mieszkańca na Unię płacą. I nie mają tak wielu Muzułmanów do utrzymania.
Niemcy już to zaczęli kupować. AfD i radykalnie prawicowa część CSU to już prawie 23% niemieckiego parlamentu. I nie będzie w nim zgody na kontynuację dotychczasowej polityki. Zmiany, oczywiście na prawo albo bunt i przedterminowe wybory. I rozwód CSU z CDU.
Dla Polski i Polaków to niezwykle ważne. Z jednej strony niemiecki młot Thora, z drugiej – kowadło rosyjskiego Iwana Groźnego. A ich wspólnym interesem zawsze było dogadanie się. Kosztem Polski i nie tylko, ale przede wszystkim Polski…
Pozdrawiam, Piotr H. „Baron”