Strona główna » Niemieckie reparacje dla Polski

Niemieckie reparacje dla Polski

przez historyk
0 komentarz

Niemieckie reparacje dla Polski

I NOŻYCE ODEZWAŁY SIĘ…

Drodzy Czytelnicy portalu Historyk, znacie zapewne powiedzenie

Uderz w stół a nożyce się odezwą”?

No właśnie……

 

Stadtfernsehen Saltzotten czy Sältzer TV to lokalne stacje obsługujące bardzo specyficzny obszar Niemiec – trójkąt Paderborn – Detmold – Bielefeld. Specyficzny, gdyż tamtejsi Niemcy są „najbardziej germańscy ze wszystkich Niemców”, albowiem to właśnie tamtejsze lokalne plemiona germańskie zjednoczyły się w czasach Juliusza Cezara i w Teutoburskim Lesie, w 9 roku naszej ery, pokonały rzymskie legiony pod wodzą Publiusza Kwintyliusza Warusa. Na kolejne 4 stulecia ustanowiły opartą o Ren granicę między Rzymem a obszarem Germanii a historia ta w XIX wieku kształtowała niemiecki nacjonalizm. To chyba wystarczy, by kątem oka rzucać czasami na to, co właśnie tam mówią o sprawach polsko-niemieckich?

 

A jest, tak się składa, o czym mówić…..

W sierpniu przedstawiciele polskiego rządu zaczęli przypominać, że to Niemcy rozpętali wojnę i powinni zapłacić Polsce za wojenne zniszczenia i straty sowite reparacje. Uderzono w stół. Zdawać by się mogło, że pięścią, i to w żelaznej rękawicy.

Byłem ciekaw, co o tym sądzą niemieccy politycy? Nie ci związani z gabinetem Angeli Merkel bezpośrednio, bo tych obowiązuje zasada „o sprawach międzynarodowych wypowiada się kanclerz lub minister spraw zagranicznych; reszta mordy w kubeł!”, ale właśnie ci z drugiego, może i trzeciego szeregu i w dodatku właśnie „z kolebki Niemiec”. Niby z CDU czy CSU (zatem sojusznicy obecnego rządu), ale związani z lokalnymi władzami i społecznościami, prawicowymi aż do bólu, nawet skrajnie prawicowymi, by nie nazwać ich nacjonalistycznymi. Ale jest też i prawdą, że ci politycy są dokładnie tacy, jak ich społeczeństwa – „czysto niemieccy”. Tam do dziś nie ma miejsca dla „obcych”, a „czystości rasy niemieckiej” przestrzega się z pełną bezwzględnością. Nie ustawami, ale w rodzinach, które małżeństw „mieszanych” po prostu nie tolerują.

Jako, że w Niemczech okres przedwyborczy i kampania idzie pełną parą, walka idzie nie tylko o miejsca w Bundestagu, ale też i o „serca i umysły” lokalnych społeczności. Tych niemieckich, z prawem do glosowania. Zatem i politycy w tej walce uczestniczący odchodzą od „zrównoważonego tonu Berlina” jeśli tylko czują, że lokalne nastroje są zdecydowanie bardziej radykalne, co w tym „zaklętym germańskim trójkącie” jest normalne, wręcz zaszczepione genetycznie. No i niemieckie nożyce po polskim walnięciu w stół odezwały się.

Otóż ci prawicowi politycy niemieccy (bardziej na prawo są już tylko Alternative für Deutschland i PEGIDA) cieszą się wręcz, że polscy politycy rzucają kwestię rozliczeń na stół. Powód? No cóż, błędy i pośpiech zwycięzców.

1 września 1939 roku państwo niemieckie (czyli Rzesza Niemiecka, bo tak od 1871 roku ów twór polityczny się nazywa-sic! i póki co nic się w tym względzie nie zmieniło) napadł na Polskę (jak chce prawie cały świat) / rozpoczął działania wojenne przeciwko Polsce (jak chcą Niemcy i dość liczne grono "naukowców" z Anglii i USA). Fakt, któremu trudno zaprzeczyć.

W trakcie pięciu ponad lat wojny znaczna część Polski (mówimy tu o ziemiach leżących w granicach przedwojennej Rzeczypospolitej) została zrujnowana. To także fakt. Jakieś zadośćuczynienie za te straty, choćby materialne, Polsce się bezsprzecznie należy. I taki rachunek ponoć powstał. Ale skoro powstał rachunek z jednej strony, to druga też milczeć nie będzie.

Niemcy wojnę przegrały. No właśnie, czy aby na pewno przegrały? I tu zaczyna się „rozjazd” oficjalnego stanowiska Berlina i poglądów „lokalnej” niemieckiej prawicy. 8 maja 1945 roku podpisana została kapitulacja. Ale nie Rzeszy, jak niektórzy twierdzą, a wyłącznie niemieckiej „regularnej” armii. Kapitulował Wehrmacht, na rozkaz naczelnego dowódcy OKW admirała Dönitza. Podległe mu wszystkie rodzaje sił zbrojnych: armia lądowa, lotnictwo i marynarka wojenna miały z chwilą podpisania kapitulacji zaprzestać walki. Ale czy to była kapitulacja niemieckiego państwa? Niemieccy dyskutanci pokazali analogię z Polską – we wrześniu 1939 roku kapitulowały polskie armie, twierdze i wydzielone punkty oporu. Jednakże ich kapitulacja nie oznaczała zaprzestania walki przez państwo polskie. I padło dobre, moim zdaniem, pytanie: jak Polacy mogą twierdzić, że Rzesza skapitulowała, skoro nic takiego miejsca nie miało (bo akt kapitulacji nie został podpisany przez umocowanych do tego przedstawicieli niemieckiego państwa) a skapitulowała jedynie armia, tak jak ta w Polsce w 1939 roku?

Konstytucja Rzeszy (Verfassung des deutschen Reich; przypomnę: oficjalnie nie istniało nic takiego jak III Rzesza; wprawdzie po Anschlussie Austrii wprowadzono w konstytucji zmianę na Rzesza Wielkoniemiecka, ale „nie weszła w życie z przyczyn związanych z konstytucją – Hitler był jedynie kanclerzem sprawującym urząd prezydenta Rzeszy a nie pełnoprawnym prezydentem!) jest dość podobna w swoim brzmieniu jak inne, w tym Konstytucja Rzeczypospolitej. Umowa międzynarodowa (a taką jest kapitulacja i przyjęcie jej warunków za obowiązujące) wymaga podjęcia przez parlament Rzeszy (Reichstag) ustawy, którą podpisuje legalnie wybrany (tj. zgodnie z konstytucją Rzeszy i prawem wyborczym) Prezydent Rzeszy i dopiero na podstawie takiego upoważnienia ustawowego Kanclerz Rzeszy lub Prezydent Rzeszy (albo inny upoważniony ustawą członek niemieckiego rządu lub wyspecyfikowaną ustawą delegacja państwowa) może podpisać dokument regulujący relacje międzypaństwowe. Kto podpisał kapitulację Rzeszy? Nikt, gdyż takiej nie było. Kto podpisał Deklarację Poczdamską? Przedstawiciele USA, Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego. Niemieckiego podpisu pod tą deklaracją nie ma, gdyż nikt nie byłby do tego zgodnie z niemieckim prawem upoważniony! Mamy deklarację woli zwycięzców, którzy zapomnieli uzyskać na ich ustalenia zgodę państwa niemieckiego, zatem kto ponosi odpowiedzialność za realizację poczdamskich ustaleń? Na pewno nie państwo niemieckie! Ba, któryś z niemieckich dyskutantów był bardzo dobrze wyedukowany, znał nawet „Potop” Henryka Sienkiewicza i przywołał scenę, jak to pan Zamoyski Inflanty ofiarowuje królowi Szwecji. I od razu komentuje, że dokładnie na takiej samej zasadzie Wielka Trójka ustaleniami Konferencji Poczdamskiej dała Polsce znaczną część Prus Wschodnich, całe Pomorze Wschodnie (po niemiecku to ziemie od Odry na wschód), Lubuszczyznę, część prowincji poznańskiej i Śląsk. Bo zgodnie z niemiecką konstytucją (tą obowiązująca do śmierci Paula von Hindenburga czyli do 1935 roku) i całym o konstytucję opartym prawodawstwem Rzeszy te ziemie ciągle są niemieckie. Państwo niemieckie o nazwie Deutsches Reich prawnie istnieje, choćby jednym dokumentem ich się nie zrzekło, a deklaracje składane przez Bundesrepublik Deutschland… No cóż, to tylko celowo powołana spółka z ograniczoną odpowiedzialnością (tak dokładnie), w dodatku celowa. Bundesrepublik Deutschland Finanzagentur GmbH, bo tak brzmi pełna nazwa tego tworu, została powołana do zarządzania sprawami państwa niemieckiego pod okupacją i jest Ersatzem czyli zamiennikiem państwa niemieckiego, ale państwem nie jest!

No i nożyce odezwały się z pełną mocą. Czy Niemcy powinny militarnie dążyć do odebrania tych ziem, które według traktatów granicznych z Polską z okresu po I wojnie światowej były niemieckie a obecnie są polskie? Absolutnie nie. To zbyt drogi interes. To byłby, w ich mniemaniu. absolutny absurd, Niemcy po prostu wiedzą, ile kosztowało ich wchłonięcie byłej NRD i kolejnego takiego „interesu” sobie nie życzą. Ale wykorzystać wartość tych ziem do rozliczeń z Polską? No cóż, czemu nie? W archiwach niemieckich spoczywają sprawozdania majątkowe niemieckich gmin z końca 1944 lub z marca 1945 roku. Gmin, które znalazły się w granicach państwa polskiego. Z pełnym zestawieniem ilościowym i majątkowym wszystkiego. Od wodociągów i kanalizacji, przez drogi i budynku mieszkalne, obiekty użyteczności publicznej po infrastrukturę przemysłową. No i pełna dokumentacja katastralna – działki, ich zagospodarowanie, zabudowa, ilościowo i wartościowo. Niemcy mogą wystawić Polsce bardzo precyzyjny rachunek, ile i czego oddali. Ba, w minionych latach wykorzystali „współpracę międzynarodową” i skopiowali w naszych polskich archiwach, co się dało. Choćby akty pierwszych przydziałów poniemieckich domów wraz z elementami wyposażenia. Potrafią udowodnić ponad 90% nieruchomości – ile i czego w nich pozostało. Wraz z wartością. Jak na tym tle wyglądać będą polskie wyliczanki? Pewnie niezbyt precyzyjnie. W dodatku będą spory. Jak obiekty zostały zniszczone przez nacierające wojsko polskie i armię sowiecką to kto odpowiada za ich zniszczenie? Pewnie nie Niemcy. To samo będzie dotyczyć majątku zrabowanego przez Rosjan i wywiezionego do ZSRR (już padły te słowa – Polacy powinni pilnować tego, co mieli dostać, my, Niemcy, zostawiliśmy to nietknięte!) czy zniszczonego już przez samych Polaków. Celowo, aby uzyskać „oryginalną gotycką” cegłę na odbudowę warszawskiej starówki czy przez szabrowników. Ale za to przecież oni, Niemcy, odpowiedzialności nie ponoszą. To już kwestia polskich relacji z Armią Czerwoną, ZSRR czy decyzji polskich władz.

Warszawa zaczęła bardzo niebezpieczną grę. Berlin, póki co, dyplomatycznie milczy i czeka. Ale praca w „terenie” wre. Tam już się szykują do rozliczeń z Polską. I z całą pewnością wymuszą, aby Berlin był „uległy” wobec woli narodu niemieckiego. Ceną jest pozostanie gabinetu Angeli Merkel u władzy i los kilku już (prawdopodobnie) milionów tzw. uchodźców. A po stronie dochodów może pojawić się zakończenie tego „stanu wojny i okupacji państwa niemieckiego”. Jeśli miałoby stać się tak, że za cenę rozliczeń za II wojnę wznowi działalność Rzesza Niemiecka, to lepiej się zastanowić, czy aby ta gra warta jest skórki…

 

 

Pozdrawiam, Piotr H. „baron”

 

Zdjęcie Wikipedia:

https://goo.gl/images/RjYuZM

 

 

 

 

You may also like

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Zakładamy, że się z tym zgadzasz, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. OK Więcej

Polityka prywatności i plików cookie