W tym roku mija setna rocznica wybuchu I wojny światowej, nazwanej przez potomnych Wielką Wojną. Jeszcze nigdy tylu Polaków nie wzięło udziału w walkach na froncie. U wszystkich zaborców panował powszechny pobór, także naprzeciw siebie stanęły ponad 3 miliony polskich żołnierzy. Niestety, walczyli oni w obcych mundurach armii zaborczych. Prowadziło to do bratobójczych walk, które toczyły się, zwłaszcza na Wschodzie, na przestrzeni tysięcy kilometrów kwadratowych. Niejednokrotnie los krzyżował jednak ludzkie plany i poza frontem rodziły się miłość i przyjaźń. O tym opowiada w swej książce Meandry wojny Bieszczadem naznaczone (Wydawnictwo Oskar) Krzysztof Jan Drozdowski. Dzięki fabule osadzonej w historycznych realiach czytelnik może na własnej skórze przekonać się, czym była I wojna światowa i wojna polsko-bolszewicka. Książka pozwala także odtworzyć dylematy, przed jakimi stawali nasi przodkowie u progu niepodległości.