Home Książki i albumy „Operacja Zamek” Odcinek IV

„Operacja Zamek” Odcinek IV

przez historyk
0 komentarz

Odcinek IV

 

Kapitan Konrad Wolltke siedział w samochodzie patrząc na odjeżdżającego kuzyna. Ostatnie dwie godziny przewróciły jego świat do góry nogami. Jeszcze wczoraj siedział sobie swobodnie w fotelu i popijał kawę ciesząc się ze skierowania do Cesarskiego Zamku. Nie było tu praktycznie nic do roboty. Przez pierwsze kilka dni jego ludzie przetrząsnęli prawie wszystkie pomieszczenia, nie znajdując nic podejrzanego. Sprawdzono także personel, ale tu także nie było nikogo widniejącego w dokumentach Gestapo. Sprawa była wyjątkowo prosta, dlatego Konrad już od dwóch dni praktycznie nic nie robił, poza codziennym obchodem wszystkich pięter. Oczywiście nie musiał tego robić osobiście, ale znając życie nakazał sobie taki obowiązek wychodząc z założenia że ktoś może obserwować jego zaangażowanie. Takie rzeczy się zdarzały nie raz i warto było poświęcić tę godzinkę i pokazać się na terenie całego Zamku.

Teraz siedząc czuł jak trzęsą mu się ręce. To co miał zrobić dalece wykraczało poza wszystko to co robił do tej pory. Nie dość, że miał się podać za pułkownika SS nie mając odpowiednich dokumentów, to jeszcze musiał polecieć do Berlina i tam udać się do samego szefa kontrwywiadu SS Waltera Schellenberga. Mało tego, to co miał przekazać było tak szokujące, że kapitan czuł jak ogarnia go przerażenie. W duchu przeklinał skierowanie go do ochrony zamku. Jednak po pierwsze wybrał go jego kuzyn, a przecież nawet Walter nie wiedział w co się wpakuje przylatując do Poznania. Z drugiej strony może i dobrze się stało, bo obaj mieli do siebie zaufanie. Konrad zawsze podziwiał kuzyna, najpierw kiedy robił błyskawiczną karierę w wywiadzie wojskowym, a potem w SS. Sam fakt że był osobistym wysłannikiem wszechwładnego Reichsführera SS czynił w jego oczach obiekt zazdrości i podziwu, jak zresztą pewnie każdego oficera noszącego czarny mundur. A do tego był winien wielką przysługę Walterowi, który mu pomógł dostać przydział w Poznaniu.

Kiedy Konrad kilka lat temu poznał dość zresztą przypadkowo na wycieczce w Dreźnie swoją przyszłą żonę, ta mieszkała na stałe w Poznaniu. Spotykali się bardzo rzadko ponieważ on służył najpierw w Monachium, a potem w Berlinie. Kiedy jednak po dwuletniej znajomości oświadczył się, oboje postanowili wziąć ślub i zamieszkać razem. Niestety Gerda nie chciała opuszczać Poznania, gdzie pracowała w szkole, a on nie mógł sobie załatwić przeniesienia. Po kilku próbach kiedy przełożeni odrzucali kolejne prośby nie pozostało mu nic innego jak iść po pomoc do Waltera. Ten tylko uśmiechnął się, wziął papiery i kazał mu poczekać. Kiedy wrócił po niecałej godzinie miał w ręku skierowanie dla Konrada do placówki Gestapo w Poznaniu. Na pytanie jak tego dokonał pułkownik po raz kolejny uśmiechną się, ale zaraz po tym dodał z wyrzutem w głosie.

25

– Powinieneś z tym przyjść już dawno. Widzisz przy mojej pozycji tutaj łatwiej załatwić wiele spraw, ponieważ ludzie wiedzą że dobrze mieć u mnie dług. Dlatego też niewielu odważy się odmówić. Tu jest jak w dżungli i kto chce się utrzymać przy życiu musi zawierać

nieformalne układy z takimi jak ja. Ale akurat z twoim przeniesieniem nie było problemu, bo szef kadr Gestapo był mi winien przysługę. To wszystko.

Konrad wyszedł z centrali Gestapo szczęśliwy jak dziecko. Dodatkowo ucieszył go fakt, że jego zapobiegliwy kuzyn załatwił mu jeszcze dwa tygodnie wolnego między zakończeniem poprzedniej służby, a rozpoczęciem nowej. Tak wiec młody małżonek mógł spokojnie spędzić 14 dni razem ze swoją ukochana. Czyż można było chcieć więcej. Teraz mogli zamieszkać razem i snuć konkretne plany na przyszłość. Co prawda była wojna, ale oboje wiedzieli, że mimo tego jakoś uda im się wszystko spokojnie pookładać. Najważniejsze że się kochali, a reszta nie była ważna. Te dwa tygodnie były najszczęśliwszym okresem w jego życiu.

Niestety to co się stało zaledwie niecałe dwie godziny temu postawiło wielki znak zapytania co do dalszych losów zarówno jego jak i Gerdy. Kapitan zdawał sobie sprawę, że jak coś pójdzie nie tak i przykładowo dorwą go ludzie Bormanna, albo berlińskiego Gestapo to ani jemu, ani jego żonie nikt nie zdoła pomóc. Gra toczyła się o tak dużą stawkę, że nawet Walter mimo swojej pozycji zostałby po ciężkich torturach zabity razem z nimi. Tu chodziło o władzę nad III Rzeszą, a taka stawka determinowała ludzi do działania i skłaniała do najbardziej bestialskich czynów. A do tego pamiętał co mówił Walter. Podobno w Berlinie wielu oficerów SS przeszło nieformalnie na stronę Bormanna widząc w nim przyszłego zastępce Hitlera. Jak się okazało wierność nawet w tych niby elitarnych służbach była bardzo względna i jak zwykle przegrywała z prywatą.

Takie smutne myśli towarzyszyły kapitanowi w drodze na lotnisko. Kiedy już dojeżdżał jeszcze jedna myśl nie dawała mu spokoju. Miał co prawda odręczne pismo Reichsführera, ale zastanawiał się co zrobi kiedy jakiś zawzięty żandarm, albo co gorsza oficer uprze się żeby zobaczyć jego dokumenty. Wtedy okaże się że nie jest pułkownikiem Knote, a tego już nie będzie łatwo wytłumaczyć. Przyszło mu nawet do głowy żeby jednak uprzedzić kontrolę na lotnisku, że pułkownik nie może lecieć i wysłał w zamian Konrada. Ten pomysł miał jednak wielką wadę, otóż gdyby ktoś chciał potwierdzić jego wersję na pewno zażąda numeru telefonu do Waltera, a ten przecież nie odbierze bo jedzie samochodem do Berlina.

– Jasna cholera muszę wybierać. Albo udaje pułkownika, albo nie – kapitan nie mógł się zdecydować, bo obie wersje były bardzo ryzykowne. A do tego wszystko działo się tak szybko, że nie było nawet czasu spokojnie się zastanowić.

26

Jednak kiedy podjechał pod bramę lotniska zdecydował się zaufać kuzynowi. Miał tylko nadzieję, że nikt nie zapamiętał twarzy Waltera który przecież niedawno przyleciał do Poznania.

– Cóż, na to nic nie poradzę – pomyślał podjeżdżając pod bramę, która akurat była otwarta.

Stojący przy wjeździe wartownik podszedł wolnym krokiem do samochodu. Widać było że jest znudzony, a do tego pewnie i zmarznięty co nie zbyt dobrze wróżyło.

– Dokumenty – warknął dość nie sympatycznym głosem, widząc że kierowca jest ubrany w garnitur. Gdyby był w mundurze pewnie zapytałby delikatniej.

Konrad lekko opuścił szybę, tak by nie było zbyt dobrze widać jego twarzy i odrzekł starając się żeby jego głos zabrzmiał spokojnie, ale też i niezbyt głośno.

– Pułkownik SS Knote. Czeka tu ma mnie samolot !

Na wartowniku nie zrobiło to żadnego wrażenia. Widać było, że albo nic nie wie, albo mimo wszystko chce zobaczyć dokumenty kierowcy.

– Powiedziałem dokumenty – tym razem głos był już dużo bardziej władczy.

– Kapralu, nie mam czasu na pierdoły, czekają na mnie w Berlinie. Jak nie wiecie kim jestem to zadzwońcie do oficera dyżurnego i sprawdźcie, tylko szybko bo ja się spieszę – po tych słowach ostentacyjnie zamknął szybę i poczuł jak ciarki zaczęły mu przechodzić po plecach. Wiedział że najbliższe sekundy zadecydują o wszystkim. Jeśli kapral zadzwoni do oficera ten powinien wiedzieć o uszykowanym do lotu samolocie, ale jak się uprze to sytuacja będzie dużo gorsza.

Konrad zamknął oczy bojąc się że wartownik może w nich wyczytać strach. Kiedy po chwili je otworzył zobaczył z ulgą że kapral zniknął w dyżurce. To była dobra wiadomość, przynajmniej tak mu się wydawało. Następne minuty wydawały mu się godzinami. Czuł już nie tylko ciarki, ale także zimny pot na całym ciele, a ręce tak mu się trzęsły że opuścił je na dół i schował pod nogami. Kiedy wartownik w końcu wyszedł wydawało się że minęła przynajmniej godzina, choć pewnie były to góra trzy minuty. Podniósł lekko głowę tak by nie patrzeć na kaprala, ale kątem oka zobaczył, że ten zatrzymuje się kilka kroków od samochodu i pokazuje mu że może jechać.

– Teraz tylko delikatnie na sprzęgle i gazie, bez pospiechu, tak jakby był pewien że taka będzie decyzja – gestapowiec powoli ruszył i bardzo wolno skierował się na parking. Kiedy stanął delikatnie obejrzał okolice, ale na szczęście było pusto. Powoli otworzył drzwi, wyszedł i jeszcze raz rozejrzał się, dostrzegając niedaleko kilka stojących samolotów. Jeden z nich transportowy Junkers Ju-52 przykuł jego uwagę, gdyż koło niego stało dwóch jak poznał po specjalnych kombinezonach pilotów.

27

Założył płaszcz, sięgnął po teczkę, zamknął samochód i ruszył w stronę samolotu.

Piloci zauważyli go, stanęli w bezruchu, a kiedy był już kilka metrów od nich starszy z nich podszedł do niego i stanął na baczność, oddał honory po czym odezwał się ciepłym głosem.

– Witam panie pułkowniku. Kapitan Moltke melduje samolot gotowy do lotu.

Konrad stanął, kiwnął głową i odrzekł tak spokojnym tonem na jaki było go stać.

– Dziękuje kapitanie – po tych słowach pilot odwrócił się i wskazał drzwi wejściowe do samolotu.

– Zapraszam do środka, odlatujemy za 15 minut.

Kiedy Konrad wszedł do środka okazało się, że komendant dotrzymał słowa, cały samolot należał do niego, pozostałe dwanaście miejsce było puste. Kapitan usiadł przy oknie i zapiął pasy. Na szczęście nie był to jego pierwszy lot, gdyż przed wojną miał okazję kilka razy skorzystać z transportu lotniczego. Leciał także tego typu Junkersami które przewoziły pasażerów po całych Niemczech.

Z tego powodu nie czuł strachu tym bardziej że dowódca załogi wyglądał na doświadczonego pilota, który poprowadzi samolot delikatnie mając na pokładzie tak ważnego gościa. Już pewnie dowódca bazy wydał w tej sprawie odpowiednie rozkazy. Z drugiej strony teraz kiedy trwała wojna w Rosji każdy pilot cieszył by się z latania daleko poza frontem i na pewno zrobi wszystko żeby takiego przydziału nie stracić.

Po mniej więcej 20 minutach samolot powoli ruszył i zaczął kołować na pas startowy. Ju-52 przy tak małym obciążeniu bardzo szybko nabrał prędkości i płynnie uniósł się nad ziemią. Wolltke czuł drżenie samolotu kiedy ten zaczął się wznosić. Kiedy po kilku minutach przestał kapitan rozpiął pasy i rozsiadł się wygodnie. Starał się dokładnie przeanalizować to co mu kazał zrobić kuzyn. Miał wylądować w Berlinie na lotnisku Tempelhof i stamtąd dojechać do mieszkania generała Schellenberga. Niby było to logiczne, ale z drugiej strony Konrad zaczął się zastanawiać czy rzeczywiście powinien tam jechać, bo przecież ludzie pracujący dla Bormanna mogli obserwować mieszkanie szefa kontrwywiadu wiedząc że ten jest bardzo blisko związany z Reichsführerem. To było bardzo prawdopodobne. Im więcej o tym myślał tym bardziej dochodził do wniosku, że to nie najlepszy pomysł. Mało tego, samo lądowanie na dużym lotnisku też wydawało mu się dość ryzykowne. Nie miał żadnego rozkazu wyjazdu, co przy kontroli na pewno wydałoby się podejrzane, a przecież nie mógł byle żandarmowi pokazywać pisma od Himmlera. Konrad nagle zdał sobie sprawę jak wiele ryzykuje i jak łatwo może jego wyjazd zakończyć się klęską kiedy go aresztują i zamkną w areszcie. Przecież Berlin był miastem gdzie wszędzie były patrole, na każdej ulicy, dosłownie na każdym kroku, a co dopiero na lotnisku.

28

Kapitan doszedł do wniosku, że nie ma praktycznie szans przejścia przez teren lotniska bez choćby jednej kontroli. To by zakrawało na cud, a on na cuda nie mógł liczyć. Walter na niego liczył i Konrad wiedział że musi coś wymyślić i to jak najszybciej, bo lot do Berlina nie trwa zbyt długo, jak mu się wydawało powinni lądować za jakieś półtora godziny. Czyli miał spory problem, a na jego rozwiązanie mniej więcej godzinę.

Siedział i czuł jak tysiące myśli pojawią się i znikają, jednak nic nie przychodziło mu do głowy, a czas uciekał. Mijały minuty, a on czuł że na pewno jest rozwiązanie tylko jakoś nie może na nie wpaść. Trwało to tak długo, że zaczynało go ogarniać przerażenie. Spojrzał na zegarek. Lecieli już czterdzieści minut. Czyli albo teraz , albo pozostanie mu jakoś dać sobie rade na lotnisku. Nagle doznał olśnienia. Major Hans Keller. To było rozwiązanie. Konrad poczuł ogromną ulgę. Tak, to do niego trzeba dotrzeć. Jego raczej nie obserwują.

Tylko jak ????

Musiał jakoś ominąć kontrolę na Tempelhof.

Ominąć !!!!! – to było słowo klucz. Kapitan zaczął wreszcie normalnie myśleć. Keller mieszkał w innej części Berlina niż generał i dotarcie do niego oznaczało przejechanie prawie połowy miasta. To było bardzo, bardzo ryzykowne i raczej mało prawdopodobne żeby nie był kontrolowany choć raz. A byłoby to o jeden raz za dużo.

Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. A może by wykorzystać fakt, że piloci mieli go za wysokiego oficera SS i nakazać im lot na inne lotnisko. To mogło mieć sens.

Tylko gdzie ????

Konrad zaczął w myślach przeglądać plan Berlina. Na szczęście służył tu i miał okazję dość dobrze poznać stolicę Niemiec. Po chwili już wiedział gdzie mógłby wylądować. Tuż za miastem w małej miejscowości Baden był klub szybowcowy w którym szkolono pilotów. Kapitan miał kiedyś okazję być tam na pokazach szybowcowych jeszcze przed wojną. Jeśliby się udało tam wylądować sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej niż na duży, lotnisku. Tam raczej nikt by go nie kontrolował, a nawet gdyby to powinien sobie poradzić. Ważne było to, że stamtąd było naprawdę blisko do mieszkania Kellera.

Zdecydował się działać. Wstał i poszedł do kabiny pilotów. Kiedy otworzył prowadzące do niej drzwi usłyszał dużo większy hałas niż w kabinie pasażerskiej. Tu praktycznie nie dało się mówić. Kiwnął kapitanowi pokazując kabinę pasażerską. Pilot zdjął odpiął pasy i ruszył za nim. Kiedy zamknął za sobą drzwi Konrad zapytał.

– Zna pan takie małe lotnisko w Baden, tam gdzie przed wojną był klub szybowcowy ?

29

Na twarzy pilota pojawił się wyraz zaskoczenia, ale bardzo szybko się opanował

– Tak jest panie pułkowniku

– Da pan radę tam wylądować ?

Oficer Luftwaffe odpowiedział od razu.

– Oczywiście

– To lecimy do Baden – tym razem Konradowi udało się powiedzieć to tak jakby wydawał rozkaz.

– No…..ale ja mam roz….

– Panie kapitanie, mnie nie interesują pańskie rozkazy. Tu i teraz rozkazy wydaje ja !!!!!!!

Czy to jasne???????

Pilot chciał jeszcze coś powiedzieć, ale widząc minę swojego rozmówcy zrezygnował. Pewnie zdał sobie sprawę, że z tym dupkiem z SS nie da się dyskutować. Mógł co prawda powołać się na niepisany rozkaz mówiący o tym, że w powietrzu to dowódca załogi jest najważniejszy, ale wiedział że w stosunku do wysokiego oficera SS nic to nie da. Z drugiej strony nie chciał sobie robić wroga z kogoś kto mógłby mu poważnie zaszkodzić.

– Tak jest panie pułkownika – w jego głosie czuć było lekką irytacje, ale Konrad udawał że tego nie zauważył. Usiadł na fotelu i ostentacyjnie wyciągnął się wygodnie dając znać pilotowi że rozmowa dobiegła końca.

Kiedy dowodzący samolotem kapitan wrócił do kabiny, Konrad poczuł jak wiele kosztowała go ta rozmowa i złapał się na tym, że nie potrafi tak na luzie udawać zimno krwistego sukinsyna jakim według kuzyna miał być. Każdy gest każde słowo kosztowało go bardzo wiele. Jednak jak na razie radził sobie całkiem nieźle i miał nadzieję że tak będzie dalej. Po chwili poczuł że samolot skręca co oznaczało, że pilot kieruje się na nowe lotnisko. Kapitan znowu poczuł ulgę. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Spojrzał na zegarek. Od startu minęła niecała godzina, za kilkadziesiąt minut powinni wylądować. Wtedy będzie musiał jak najszybciej opuścić lotnisko i jakoś dostać się do Berlina. Na razie nie miał pomysłu jak to zrobić, ale postanowił na razie nie zawracać sobie tym głowy. Teraz najważniejsze było to, żeby wydostać się z lotniska bez zwracania na siebie uwagi.

Junkers wylądował równie gładko jak wystartował co bardzo dobrze świadczyło o pilocie. Widać było że zna swój fach. Kiedy Wolltke wyszedł z samolotu podszedł do niego pilot.

– Jest pan na miejscu pułkowniku – w jego głosie słychać było lekkie zdenerwowanie.

– Dziękuje kapitanie, może pan wracać do Poznania – Konrad postanowił na tym zakończyć rozmowę.

30

– Tak jest panie pułkowniku – pilot chyba to zrozumiał bo zasalutował i odwrócił się w stronę samolotu, zapewne ciesząc że za niecałe dwie godziny skończy służbę.

Konrad poprawił płaszcz, wziął teczkę i ruszył spokojnym krokiem w stronę małego budynku. W pierwszej chwili po wyjściu z samolotu miał zamiar wyjść z lotniska prosto przez bramę, ale powstrzymał się. Musiał wejść do środka i starać się wyglądać tak jakby lądowanie wojskowego samolotu transportowego na tym małym lotnisku było czymś absolutnie normalnym. Kiedy wszedł do środka od razu poczuł ciarki na plecach. Zobaczył samych oficerów. Kilku siedziało jakby czekając na swój lot, ale jeden w stopniu porucznika siedział za szerokim biurkiem i przeglądał jakieś dokumenty. Konrad z wrażenia stanął. Zrozumiał natychmiast. Lotnisko przejęło wojsko, a dokładnie Luftwaffe. Jego wahanie trwało zaledwie kilka sekund. Musiał się opanować i to natychmiast.

Przybrał surową minę i poszedł do biurka.

– Pułkownik SS Knote, właśnie przyleciałem – Wolltke starał się żeby jego głos brzmiał spokojnie ale stanowczo. Jednak na poruczniku nie zrobiło to żadnego wrażenia. Spojrzał butnym i aroganckim wzrokiem w którym nie było nawet odrobiny strachu.

– Nie wiem kim pan jest, ale lądowanie bez uprzedzenia, bez zezwolenia jest przestępstwem. Co pan sobie mys……….. – w tym momencie Konrad wrzasnął na cały głos.

– Niech pan się zamknie i posłucha. Jestem osobistym wysłannikiem Reichsführera SS i jak muszę, to mogę sobie lądować gdzie chce. Nim pan cokolwiek powie radzę spojrzeć na to – wyciągnął z teczki pismo Himmlera i rzucił je na biurko. Na sali zapanowała całkowita cisza, a oczy wszystkich skierowały się na Konrada i oficera lotnictwa. Wolltke zagrał va banque, ale w takiej sytuacji było to jedyne wyjście. Jednak jeśli oficer uprze się i będzie chciał zobaczyć jego dokumenty wtedy pokazanie pisma bardziej mu zaszkodzi niż pomoże. Porucznik już chciał coś powiedzieć, ale pohamował się i wziął do ręki dokument. Kiedy go czytał na jego twarzy pojawił się strach, ale także niedowierzanie. Kapitan wiedział że musi działać teraz dopóki oficer jest zajęty czytaniem.

– Poruczniku mnie tu nie było. Samolotu także nie. Czy my się rozumiemy !!!! – ostatnie słowa powiedział dużo cichszym głosem, tak żeby słyszało go jak najmniej ludzi.

– Ale ja nie mogę………. – porucznik odłożył pismo na biurko.

– Pan mnie chyba nie zrozumiał !!!! Czy mam stąd zadzwonić do Reichsführera i powiedzieć mu że spóźnię się na spotkanie, bo jakiś porucznik z zapyziałej wiochy przeszkadza mi w drodze???

31

Chce pan tego!!, ale uprzedzam że po takim telefonie może pan pożegnać się z ciepłą fuchą dwa tysiące kilometrów od frontu, gdzie nikt nie strzela ani dupa nie marznie na mrozie.

Porucznik stał jak wryty. Pewnie spodziewał się że pasażer samolotu będzie się starał tłumaczyć, przepraszać ale ten oficer SS wcale nie miał takiego zamiaru. Mało tego okazał taki dokument przed którym nawet dużo wyższy rangą czy stopniem oficer zastanowiłby się dwa razy zanim by cokolwiek zrobił. A do tego wzmianka o froncie wschodnim. Tego obawiał się każdy bez względu na stopień czy przydział. A tu pod Berlinem było cicho i spokojnie, bo nawet coraz częstsze naloty na stolicę Niemiec ich akurat omijały. Porucznik nie chciał tego stracić.

– Rozumiem. Pana tu nie było, a samolotu nie uwzględnię w raporcie.

– Ciesze się że doszliśmy do porozumienia. Heil Hitler !!!! – Konrad podniósł prawą dłoń, a oficer Luftwaffe zasalutował, choć widać było że zrobił bardzo niedbale jakby od niechcenia. Kapitan nawet tego nie zauważył, po prostu odwrócił się i skierował do drzwi. Kiedy tak szedł serce biło mu jak dzwon. Cały czas miał wrażenie, że ktoś go zatrzyma, albo przynajmniej będzie próbował. Szedł powoli choć miał ochotę biec. Jeden krok, drugi, trzeci. Nic. Cisza. Widać nikt z obecnych nie chciał się narazić pułkownikowi SS. Otworzył drzwi i po chwili był już na zewnątrz.

Wyglądało na to że znowu mu się udało. To by go zapewne ucieszyło gdyby nie fakt, że nagle poczuł że robi mu się słabo, a przed oczami zaczęły wirować czerwone kropki. Stanął i zaczął głęboko oddychać. Tego mu teraz jeszcze brakowało, żeby dostał zawału, albo innego cholerstwa. Musiał żyć bo od tego zależało życie wielu ludzi. Czuł ucisk w klatce piersiowej, a do tego chyba bolało go serce, przynajmniej tak mu się wydawało. Oddychał i starał się opanować. Trwało to kilka minut, ale na szczęście ból przeszedł, a inne objawy także. Kiedy poczuł się lepiej ruszył przed siebie. Teraz musiał znaleźć jakiś transport do Berlina.

Dziękuję za przeczytanie IV odcinka. Zapraszam do czytania kolejnych które będą dostępne w każdą kolejną sobotę. Wszystkich którzy przeczytali proszę o choć krótką wypowiedź w komentarzach. Będę bardzo wdzięczny za każda opinię pozytywną czy krytyczną. Powieść jest co prawda już prawie gotowa, ale zawsze mogę coś zmienić.

Autor

Ireneusz Piątek

You may also like

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Zakładamy, że się z tym zgadzasz, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. OK Więcej

Polityka prywatności i plików cookie