Home Książki i albumy „Operacja Zamek” Odcinek VIII

„Operacja Zamek” Odcinek VIII

przez historyk
0 komentarz

Odcinek VIII

 

Pułkownik Walter Knote wysiadł z samochodu. Natychmiast otoczyli go spadochroniarze.

– Zamknijcie go razem z tym pijakiem. Przynajmniej będzie miał z kim porozmawiać. Jutro będzie dowódca bazy to postanowi co z nim zrobić – major Hoffe wydawał się z siebie zadowolony. Jeden z żołnierzy pokazał Walterowi gdzie ma iść. Weszli do małego domku, stojącego na uboczu. Za drzwiami przy biurku siedział starszy wiekiem sierżant.

– Major kazał go zamknąć razem z kapitanem

– A kto to ? – podoficer był bardzo zdziwiony widząc cywila na terenie tajnej bazy.

– Ptaszek z SS. Staranował naszą bramę swoim samochodem.

Sierżant pokiwał głową z dezaprobatą.

– Taaaaaaaa, dobre im się kurwa wydaje że wszędzie są u siebie i że wszystko mogą.

– Pewnie, ale nie tu. Ciekawe że akurat przypadkiem wjechał do tajnej bazy. Ja w to nie wierzę. Z tego co wiem SS już kilka razy próbowało wejść na teren KG 200, ale nasz dowódca ich pogonił. Może teraz liczyli że się przestraszymy. A my się nie boimy i kropka. Tutaj jeszcze na razie rządzi Luftwaffe a nie te czarne psy – mówiąc to splunął pod nogi Waltera.

Podoficer tylko kiwnął głową, po czym powoli wstał, podszedł do wiszącej obok biurka szafki, wyciągnął z niej klucz.

– Idziemy – warknął pokazując Walterowi drzwi na końcu pokoju. Pułkownik nacisnął klamkę, otworzył drzwi i wszedł do małego pokoju, gdzie było tylko łózko, szafa i mały stolik z dwoma krzesłami. Sierżant zamknął za nim drzwi i zakluczył.

Na łóżku leżał mężczyzna w mundurze Luftwaffe z dystynkcjami kapitana. Wydawało się że śpi, ale nagle otworzył oczy i usiadł.

– Hm…. a pana chyba nie znam….. Nie wygląda pan na pilota – mówiąc to mężczyzna uśmiechnął się. Knote spojrzał na niego, ale nie odwzajemnił uśmiechu. Oficer wyglądał na trzydzieści kilka lat. Powoli wstał i wyciągnął rękę do powitania.

– Major, a właściwie już kapitan Adolf Hertz. Jak pan się tu dostał, to super tajna baza ?

– Walter Knote pułkownik SS. Jechałem z Poznania z ważnymi dokumentami. Ścigali mnie Polacy. Chciałem im uciec. Jadąc, zobaczyłem stojące za płotem pojazdy wojskowe. Pomyślałem że to jakaś jednostka wojskowa. A że ścigający mnie byli tuż za mną nie było czasu na nic innego jak tylko wjazd do środka. Niestety brama była zamknięta i musiałem ją wyważyć, uderzając samochodem – Walter odparł smutnym głosem.

– Ooooooo kurwa !!!!

Wyważył pan bramę i wjechał na chama do tajnej jednostki?????

57

Ma pan jaja nie ma co, ale też pecha i to wielkiego. To Luftwaffe, a do tego ta baza ma status X-8 wie pan co to znaczy ?

– Nie – odparł szczerze Walter.

– To oznacza że dostęp tutaj mają tylko wybrani i wyselekcjonowani oficerowie i podoficerowie. To jedna z tych baz których oficjalnie nie ma. Rozumiemy się !

– O cholera, wygląda na to, że wdepnąłem w potężne gówno !!!

– Nie. Pan nadepnął na minę wielkości czołgu. Tu nawet szef SS może mieć problem z wydostaniem pana, bo takie obiekty jak ten to oczko w głowie marszałka Goeringa. Wydaje mi się, że lepiej było dalej uciekać niż trafić tutaj. Może gdyby był pan pułkownikiem Wehrmachtu, albo Kriegsmarine to by się jakoś dało załatwić, ale pan jest z SS, a tu nikt nie lubiCzarnego Zakonu” jak was po cichu nazywają, a do tego Hoffe nienawidzi was także

prywatnie – Hertz pokiwał z dezaprobatą głową.

– Prywatnie ??? – wyrwało się Walterowi.

– Tak. Jego brat latał podobnie jak ja Junkersami J-52 do oblężonych wojsk pod Stalingradem. To było piekło na ziemi. Lataliśmy po dwa, trzy razy dziennie zawożąc amunicję, leki i wszystko co dało się zmieścić w samolocie. Z powrotem zabieraliśmy głównie rannych.

Sam lot to była loteria, bo o ile na początku mieliśmy osłonę myśliwców, tak później na niebie widzieliśmy już tylko Ruskich.

Było ich tak wiele, że czasami jeden nasz samolot goniło ich kilka. Atakowali nas ze wszystkich stron. Nie raz po kilka samolotów naraz. A do tego ta ich cholerna zima, czasami temperatura spadała poniżej – 30 st. i zamarzało wszystko w cholerę i nawet nie wyłączaliśmy silników, bo jak zamarzły to już nie było szans odpalić. Szybki rozładunek, czasami pod ogniem artylerii, załadunek rannych i do góry. Samoloty były tak przeciążone że ledwie udawało się nam wystartować. Tam nikt nie patrzył na to ilu możemy wziąć. Pakowano żołnierzy jak śledzie do beczki tak długo, aż nie szło już wcisnąć igły. Nie jeden samolot rozbił się tylko dlatego że skończył się pas, a za nim były drzewa. A inne trafione pociskami płonęły jak pochodnie z ludźmi którzy nie mieli żadnych szans wyjść z kabiny. Kiedyś kołujący przede mną samolot dostał jakimś potężnym pociskiem i dosłownie wybuchł, rozlatując się na drobne kawałki z których największym była opona. Najgorsza była panika. Kiedy Ruscy atakowali

lotnisko każdy chciał dostać się do samolotu. Jednak żandarmeria i SS starały się pilnować tego żebyśmy brali tylko rannych. Nie raz wartownicy strzelali do oszalałego tłumu który biegł do samolotów.

58

Setki przerażonych, głodnych i często rannych ludzi próbowało dostać się na pokład. Czasami udawało im się przerwać kordon strażników i wtedy nam nie pozostało nic innego jak natychmiast startować bo inaczej ten tłum rozerwałby samoloty na strzępy. Potem trzeba było dolecieć a to była zabawa ze śmiercią. Czasami na dziesięć samolotów dolatywały dwa, trzy, ale posiekane kulami tak, że wyciągano z nich same trupy. Ja akurat miałem szczęście bo nie zostałem zestrzelony ani razu, choć nie raz lądowałem postrzelany z uszkodzonym jednym silnikiem, albo ze skrzydłami posiekanymi kulami. Co by nie powiedzieć Junkersy sprawdzały się. Nawet dawało się lecieć na dwóch silnikach.

Nazywaliśmy je „Ciotka Ju”.

A wracając do Karla Hoffe. Otóż podczas jednego z lotów powrotnych Karl uszkodził podwozie i musiał lądować na brzuchu. Niestety samolot był już tak uszkodzony, że przy końcu pasa przewrócił się. Zginęło dwunastu rannych. W sprawę wmieszało się SS i przekazało pilota

pod tzw. sąd doraźny, który potraktował to jako sabotaż. Rozprawa trwała podobno 10 minut. Kapitana skazano na karę śmierci. Na szczęście jego brat (ten którego pan niedawno poznał) dowiedział się o tym i poleciał na front. Dotarł do feldmarszałka Wolframa von Richthofena

którego znał jeszcze ze szkoły lotniczej. Po jego interwencji SS uwolniło Karla, ale dopiero po kilku tygodniach. Kiedy wyszedł z więzienia wyglądał jak żywy trup. Esesmani torturowali go, głodzili, wyganiali nagiego na mróz. Po tym wszystkim trafił na dwa miesiące do szpitala Luftwaffe. Jednak z tego co słyszałem już nie może latać, bo esesmani uszkodzili mu wzrok i na jedno oko prawie nie widzi. Teraz już pan wie dlaczego nasz major tak was nienawidzi.

Knote tylko westchnął. Adolf miał rację, gorzej trafić nie mógł.

– A pan kapitanie dlaczego tu jest ? Też pana zamknęli? – zapytał tylko po to żeby kontynuować rozmowę, bo tak naprawdę nic go to nie obchodziło.

Pilot uśmiechnął się, po czym sięgnął pod stół i wyciągnął butelkę rosyjskiej wódki.

– Jak latałem do Stalingradu to po dwóch tygodniach już tylko wódka albo spirytus trzymały nas na chodzie. Mieliśmy sporo zapasów które dostaliśmy w mieście. Tego były sterty i jak ktoś umiał się zakręcić to za żarcie można było dostać całe skrzynki. Ja tego nawiozłem tyle, że

jeszcze mam zapas. Ale niestety coś za coś. Teraz już nie potrafię dobrze latać na trzeźwo, bo mi się trzęsą ręce. Niestety tutaj nie lubią jak ktoś pije, a potem leci. My testujemy tu różne nowe wynalazki pewnie w cholerę drogie i nasz dowódca boi się żebyśmy nie spadli na ziemię. A tak

poważnie to dorwali mnie już trzeci raz sprawdzając po locie. Miałem pecha bo rzadko to robili do tej pory.

59

Teraz szczególnie takich weteranów jak ja sprawdzają praktycznie po każdym locie. Nasz dowódca pułkownik Hans von Rode to cholerny służbista, który chyba nawet swoją żonkę dmucha według regulaminu. Dla niego lot na lekkim gazie to jak zdrada państwa. Mnie się długo udawało, bo byłem tu czymś w rodzaju świętej krowy. Za Stalingrad dostałem awans i Krzyż Rycerski i kiedy tu przybyłem traktowali mnie jak bohatera, co mi ułatwiało życie. Jednak czasem pułkownik zaczął się czepiać: że mam nieregulaminowy mundur, że chodzę bez czapki, albo że się spóźniam na odprawy. Ja to olewałem aż w końcu przegiąłem pałę. Zalałem się w trupa i rano ledwie dowlokłem się na odprawę. A tam był jakiś generał który akurat skoro świt przyleciał na kontrolę. No i mnie zobaczył. Ryczał jak ranny Tygrys, a mój dowódca razem z nim. Miałem totalnego pecha bo ten świr był służbistą. No i zdegradowali mnie o stopień niżej i zakazali lotów. Mam zostać wysłany na front. Czekam tylko na przydział. To wszystko.

Knote słuchał pilota bez większego zainteresowania. Jednak kiedy ten powiedział o swojej wpadce zaczął słuchać uważniej. W jego głowie zaczął kiełkować pomysł wykorzystania kapitana. Jednak poczekał aż ten skończy i dopiero wtedy odezwał się starając się mówić w miarę normalnym głosem.

– To rzeczywiście pech. Ale teraz znowu wróci pan na front. Szkoda takiego pilota. A może by pan przeszedł do SS? My mamy wiele tajnych projektów, także takich związanych z lotnictwem.

Kiedy to powiedział zauważył zmianę na twarzy Hertza. Gdzieś zniknął ironiczny uśmiech. Kapitan nic nie odpowiedział, sięgnął po butelkę postawił na stole. Z szafki wyciągnął druga szklankę i nalał tak prawie do połowy. Ruchem reki wskazał na nią. Walter wziął szklankę i wypił dużego łyka. Kiedy przełknął oczy prawie mu wyszły na wierzch. To był bardzo mocny trunek. Ponaglony wypił do końca i poczuł jak fala ognia przetacza się przez jego ciało.

– A może pan to załatwić ? – Adolf zapytał poważnym głosem.

– Tak. Jestem czymś w rodzaju oficera śledczego i podlegam bezpośrednio pod Reichsführera SS. A do tego często współpracuje z generałem SS Schellenbergiem. Mogę panu załatwić przeniesienie do SS w stopniu majora i przydział do któregoś z tajnych projektów. Jest ich wiele i miałby pan w czym wybierać i proszę mi wierzyć o niektórych z nich nawet generałowie Luftwaffe nie mają pojęcia – pułkownik nie chciał powiedzieć zbyt dużo, więc postanowił skończyć na tym stwierdzeniu. Nie znał tego człowieka, ale musiał zaryzykować, bo to była jedyna szansa na wydostanie się z tego syfu.

60

Pilot wstał i zaczął chodzić po pokoju. Widać było że intensywnie myśli, a pewnie chodzenie pomagało mu się skupić. Knote już nie raz widział takie zachowanie więc spokojnie czekał. Po kilku minutach lotnik stanął tuż przy nim.

– Hm…. sam nie wiem. Nie znam pana, ale w odróżnieniu od reszty tutaj nie jestem wrogiem SS. Widziałem na froncie co potrafią wasi ludzie z Waffen, to byli prawdziwi twardziele. Walczyli jak Lwy i wielu rannych właśnie im zawdzięczało to że przeżyli. Pamiętam jak pewien batalion

SS (podobno tylu ich zostało z całej dywizji) bronił lotniska. Widziałem setki Ruskich i dziesiątki czołgów które falami zalewały broniących. Już myślałem że dostanę się do niewoli, ale oni trwali dalej, mimo ogromnej przewagi atakujących. Kiedy tam byłem odparli dwanaście ataków. Kiedy później lotnisko padło do niewoli dostało się ośmiu i to wszyscy ranni. Reszta zginęła. Dobrze, powiedzmy że wstępnie się zgadzam. Jak pan to chce rozegrać ?

Knote milczał dłuższą chwilę. Musiał wszystko przemyśleć, bo sytuacja nie była prosta. Fakt że Adolf jest chętny dawał jakąś szanse ale ta baza to nie była zwykła jednostka. Walter widział spadochroniarzy. To byli weterani z jakieś jednostki specjalnej. Postanowił zapytać licząc że może kapitan coś więcej mu powie.

– Mam pewien pomysł, ale najpierw kilka pytań.

– Słucham

– Z tego co usłyszałem waszego dowódcy nie ma ?

– Nie. Poleciał chyba do Monachium. Wraca jutro

– Jak pan myśli dałoby się z nim dogadać ?

– Z nim !!!!!

To cholerny służbista. To co pan zrobił to dla niego jak zamach na Goeringa.

Wykluczone !!!! Jak go znam to sam nie podejmie co do pana żadnej decyzji tylko będzie dzwonił wyżej i czekał na rozkazy. Tak więc jutro o panu dowiedzą się w dowództwie Luftwaffe. Ten kutas może dzwonić wszędzie.

– Rozumiem, a czy może pan wyjść i zadzwonić do Berlina bez świadków?

– Tak. Ten sierżant to mój kolega. Mogę spokojnie chodzić po jednostce, ale – spojrzał na zegarek

– Dopiero za godzinę, kiedy skończy służbę Hoffe. Ten sukinsyn mnie nie lubi. Po nim obejmie służbę porucznik Wanke, a to spokojny gość. Nie będzie się czepiał.

– To dobrze. Dam panu numer telefonu. Zadzwoni pan, poprosi do telefonu generała Schellenberga koniecznie jego. Ale gdyby go nie było to majora Kellera. Kiedy zgłosi się generał powie że ma wiadomość ode mnie.

61

Zaraz po tym powie pan „Czarna Wdowa” To upewni go że wiadomość jest ode mnie. Opowie mu pan jak się tu dostałem i poprosi o pomoc – kiedy to mówił nagle pomyślał o spadochroniarzach.

– Widziałem spadochroniarzy. Co to za oddział ?

– Strzelcy spadochronowi (niem. Fallschirmjäger ) wypożyczeni do ochrony tego obiektu.

– Co pan o nich sądzi ? Dobrzy są ?

– To elita. Nazywamy ich „Zielone Diabły” Coś jak Waffen SS.

– Jasna kurwa. Ilu ich jest ?

– Dwudziestu czterech.

Pułkownik złapał się za głowę. To kolejny problem. Ta baza to była istna forteca. Z początku chciał żeby generał przysłał tu swoich ludzi, ale teraz to nie miało sensu. Knote wstał i podszedł do okna.

– To cholerny problem. Oni nie dadzą się zaskoczyć, a nie chce tu małej wojny.

– A może byśmy wyszli stąd. Wiem jak można opuścić bazę niezauważony – przerwał mu tchnięty nagła myślą Adolf.

– To dobry pomysł, ale Hoffe ma moją teczkę z dokumentami. Bez niej nie mam po co jechać do Berlina. Mam tylko nadzieję że ten kutas nie zajrzał do środka.

– A tego bym się nie bał. To nygus, na pewno już śpi na kanapie w wartowni. Jak go znam napisał krótki meldunek do dowódcy i poszedł spać.

– Jest pan tego pewien? – Knote powiedział to tak lodowatym głosem, że kapitan aż się wzdrygnął.

– Tak…… On nic nie robi dopóki nie musi, a do tego o tej porze kiedy nie ma dowódcy, ani lotów pewnie już cała kadra rozjechała się do swoich kwater, więc major nikogo nie musi się obawiać.

– A dało by się jakoś wykraść moją teczkę z wartowni?

– Nie wiem. Tam zawsze ktoś się kręci. Wejść mogę, ale co dalej ????

Pułkownik westchnął ale nic nie powiedział. Nalał sobie wódki i wypił. Sytuacja wydawała się bez wyjścia. A on musiał odzyskać teczkę, bo gdyby jej zawartość trafiła do Goeringa byłoby istne trzęsienie ziemi. Walter na samą myśl o tym dostawał dreszczy. Jeśli pilot miał racje to ma czas do jutra i musi go wykorzystać. Inaczej może być bardzo źle, jak bardzo tego nawet nie był sobie w stanie wyobrazić. Nagle jakby doznał olśnienia. Pomysł jak zwykle przyszedł niespodziewanie.

– Macie tu na pewno składy paliwa do samolotów.

– No mamy ale………

62

– Da się tam podkraść niepostrzeżenie ?

Kapitan zrobił wielkie oczy.

– Chyba nie chce pan……..

– Tak, chce je podpalić tak żeby wybuch zwabił tam cała wartę i tych spadochroniarzy także. A pan w tym czasie znalazłby moja teczkę.

– To…….. szaleństwo… jak nas złapią to już nikt nam nie pomoże, nawet Himmler – w głosie Adolfa słychać było przerażenie.

– Do cholery, latał pan do Stalingradu, uciekał przed myśliwcami a teraz boi się pan małej dywersji?

– E….no…. nie… ale to tajna jednostka. Skażą nas na śmierć !!!!!

– Tak. Jak nas złapią, a postaramy się żeby nas nie złapali. To da się podkraść ?

– Chyba tak, tam co prawda jest wartownik ale zazwyczaj nie stoi na dworze tylko siedzi w magazynie bo tam cieplej.

– Dobra, a ten sierżant tu. Przepuści pana ale mnie na pewno nie. Trzeba go unieszkodliwić.

– Zaraz…zaraz , chce pan go zabić ???

– Nie. Po co. Wystarczy że zaśnie na kilka godzin. Wiem jak to zrobić.

– A te składy są na dworze i w magazynach tak?

– Tak. Kilka beczek stoi zawsze przy hangarze, tak żeby mechanicy mieli mniej problemów z ich załadunkiem.

– Trafie tam sam? Może mi pan narysować drogę ?

– To nawet niedaleko stąd. Ten domek jest tuż obok magazynów i hangaru. Wartownia i reszta

budynków jest po drugiej stronie bazy.

– I bardzo dobrze, to nam ułatwi zadanie.

– Pan zwariował pułkowniku. To nie może się udać ???? Mogą mnie dorwać, a pana zobaczyć !!

– Hertz niech pan się weźmie w garść. To się może udać. Robiłem już takie rzeczy. Niech pan nie panikuje. Damy radę. Jak nam się uda resztę załatwię z Reichsführerem. Nawet panu włos z głowy nie spadnie. Ma pan moje prywatne słowo honoru. A takich zawsze dotrzymuje.

Adolf patrzył na pułkownika i widać było autentyczny strach w jego oczach. Knote wiedział, że jak kapitan spanikuje to wszystko szlak trafi. To co wymyślił było może do przyjęcia dla doświadczonego oficera wywiadu czy kontrwywiadu ale nie dla zwykłego pilota. Trzeba było to inaczej rozegrać. Musi go przekonać, bo inaczej będzie katastrofa.

– Panie Hertz powiem panu tyle ile mogę, dlaczego muszę mieć dokumenty i dotrzeć z nimi do Berlina. Otóż jeden z naszych agentów w dowództwie Armii Krajowej wie pan co to ?

63

– No…. nie za bardzo. Jakiś ruch oporu ?

– Nie jakiś. To najpotężniejsza organizacja podziemna w całej Europie. Mają struktury, własne wojsko, oddziały dywersyjne itd. Jest ich kilkaset tysięcy i są bardzo dobrze zorganizowani. To nasz najgorszy wróg z jakim mamy do czynienia. Oni przeprowadzają zamachy na naszych

oficerów, wysadzają nasze transporty kolejowe, atakują nasze jednostki itd. To na prawdę groźna organizacja. W teczce mam spis agentów którzy pracują dla nich w Gestapo w Berlinie, Kripo, Abwerze a także w pańskiej Luftwaffe. To dzięki nim są prawie bezkarni, bo zawsze ktoś zdąży

ich uprzedzić. Teraz mamy szansę uderzyć w nich tak mocno, że się nie pozbierają bardzo długo. Niech pan mi wierzy te dokumenty to wielodniowa praca kilku ludzi którzy dla nas narażali swoje życie. A co jeszcze ważniejsze musimy zareagować natychmiast bo inaczej  zdążą powiadomić swoich agentów, a ci znikną. Dlatego tak ważny jest czas. Oni wiedzą że dostałem ten spis i inne równie ważne dokumenty. Dlatego mnie ścigali. A teraz zamiast przekazać je Reichsführerowi siedzę tu jak jakiś kretyn. Teraz już pan wie jakie to ważne dla mnie, a także dla wszystkich Niemców, bo jak sparaliżujemy AK to uratujemy wielu naszych.

Czy pan mnie rozumie? Był pan na froncie, ale tutaj także jest front szczególnie na terenach byłej Polski. Tam też giną nasi ludzie zabijani przez polskich bandytów. Teraz możemy to zatrzymać, albo chociaż bardzo ograniczyć – Knote zakończył swój wywód, ciesząc się w duchu że akurat taki pomysł przyszedł mu do głowy. To co wymyślił miało sens. Po minie Adolfa widział że jego argumenty przemówiły do niego.

– To co jest pan ze mną ?

Hertz nie odpowiedział od razu. Usiadł i widać było że się zastanawia. Po chwili podszedł do stołu nalał sobie pół szklanki i wypił jednym haustem, tak jakby to była woda mineralna. Usiadł i zapatrzył się w ścianę. Widać było, że nie może się zdecydować. Knote patrzył na niego niemal błagającym wzrokiem. To nie była łatwa decyzja. To tylko pilot, może i odważny ale co innego latanie nawet pod ostrzałem, a co innego taka akcja, za którą można dostać wyrok śmierci. Jednak pułkownik miał nadzieje, że kapitan jednak zdecyduje się mu pomóc i się nie pomylił. Hertz wstał, stanął na baczność i niemal krzyknął.

– Tak jest panie pułkowniku.

Dziękuję za przeczytanie VI odcinka. Zapraszam wszystkich do czytania kolejnych które będą dostępne w każdą kolejną sobotę. Wszystkich którzy przeczytali proszę o choć krótką wypowiedź w komentarzach. Będę bardzo wdzięczny za każda opinię pozytywną czy krytyczną. Powieść jest co prawda już prawie gotowa, ale zawsze mogę coś zmienić.

Autor

Ireneusz Piątek

 

 

 

 

 

 

 

You may also like

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Zakładamy, że się z tym zgadzasz, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. OK Więcej

Polityka prywatności i plików cookie