Home Książki i albumy „Operacja Zamek” Odcinek VII

„Operacja Zamek” Odcinek VII

przez historyk
0 komentarz

Odcinek VII

Pułkownik Walter Knote poczuł mrowienie na całym ciele. To uczucie powstało tak nagle, że aż zdjął automatycznie nogę z gazu. Samochód zaczął zwalniać. Po chwili ustało, ale wiedział co to oznacza. Coś było nie tak. Walter spojrzał w lusterko. Za nim jakieś sto metrów jechał czarny Mercedes, dalej było pusto, ale jakieś trzysta metrów dalej zobaczył kolejnego Mercedesa.

– Jasna cholera chyba ktoś mnie śledzi – przeleciało mu przez myśl. Zwolnił i patrzył w lusterko. Oba jadące za nim samochody również zwolniły. Poczuł strach. Dwa samochody to czterech do ośmiu ludzi. Nie ma szans na cokolwiek. Musi jechać dalej. Im bliżej Berlina tym jego szanse wzrosną. No chyba że to Gestapowcy. Ci nie odpuszczą nawet w stolicy Niemiec. Jednak po chwili doszedł do wniosku, że jeśli chcą go dopaść, to zaatakują kiedy wjedzie w las. Tam mogą spokojnie dogonić go i zatrzymać. Najgorsze było to , że nie znał możliwości samochodu którym jechał. Nie miał pojęcia jak szybko może nim jechać, a wiedział że samochody pościgowe Gestapo mają podrasowane silniki i potrafią wyciągnąć dużo większe prędkości niż zwykłe auta.

Pułkownik mając takie dokumenty w teczce nie mógł dać się złapać nikomu, bez względu na to kto go śledził. Podejrzewał że to raczej ktoś inny, a nie Gestapo bo jak stwierdził polski oficer wszyscy zostali zlikwidowani i Knote miał tylko nadzieję, że się nie mylił. Ale jeśli nie Gestapo to właściwie są tylko dwie możliwości: albo to Polacy, przeciwnicy Zakrzewskiego, albo ludzie Bormanna o których Armia Krajowa nie wiedziała. Jednak wszystko wyglądało na Polaków. Pewnie jakiś grupa oficerów pracująca dla Rosjan dowiedziała się o spotkaniu Waltera z Zakrzewskim i teraz chce go złapać żeby zdobyć dowody. Gdyby im się to udało załatwili by nie tylko szefa wywiadu AK, ale pewnie także Grota-Roweckiego. Na samą myśl o tym Walterowi przeszły ciarki po plecach.

– Może zrobiłem błąd i trzeba było jednak zaryzykować i polecieć samolotem – przeszło mu przez myśl. Teraz było już jednak za późno. Knote wiedział że musi coś wymyślić bo to co miał w teczce było niczym potężna bomba i właśnie zaczął tykać jej zegar. Jechał tak kilkanaście minut i nic konstruktywnego nie wpadło mu do głowy. Postanowił jednak nie przyspieszać bo to by oznaczało że wie iż jest śledzony. Jechał już ponad godzinę więc do Berlina było jeszcze przynajmniej trzy godziny. Nagle pewna myśl wpadła mu do głowy.

– Jeśli Konrad dotrze szybko do Schellenberga to ten powinien wysłać ze stolicy jakiś ludzi żeby go znaleźli i eskortowali. To miało sens i dlatego powinien jechać jak najwolniej, żeby im dać czas na dojazd – Niestety jak szybko sobie obliczył taka pomoc może nadejść za jakieś dwie godziny, a wtedy najprawdopodobniej będzie już trupem. Najgorsze było to że Knote nie wiedział gdzie mogą zaatakować i ile zostało mu czasu. Mimo wszystko zwolnił.

51

Niestety jadące za nim samochody również. Pułkownika zaczęła ogarniać panika, uczucie którego praktycznie nie znał. To było dla niego coś nowego i nieoczekiwanego. Do tej pory zawsze dawał sobie rade praktycznie w każdej sytuacji. Jednak teraz nie miał pomysłu. Pierwszy raz nie wiedział co ma zrobić, a tysiące rożnych myśli przelatywało mu przez głowę. Z jednej strony chciał wcisnąć gaz do dechy i liczyć że uda mu się dojechać do Berlina. Z drugiej zdawał sobie sprawę że raczej mu się to nie uda. Czas biegł, a on po prostu jechał, próbując zebrać myśli.

Chwilę później zobaczył po obu stronach drogi las. Prawie automatycznie przyspieszył, jednocześnie zajrzał do schowka. Zobaczył pistolet Parabellum i leżące obok dwa zapasowe magazynki. Wziął broń i położył na siedzeniu obok. Spojrzał w lusterko. Oba samochody jechały już obok siebie i przyspieszały. Knote wcisnął pedał gazu. Samochód skoczył do przodu trochę na oko zbyt mocno jak na zwykły samochód. Docisnął mocniej i zobaczył że odległość od jadących za nim lekko wzrosła. Wyglądało na to że jednak samochód jest chyba szybszy niż na to wygląda. To była szansa na to że uda mu się uciec, albo chociaż nie da się wyprzedzić.

Knote jeszcze w Abwehrze przeszedł kurs tak zwanej „Specjalnej Jazdy” i teraz to się bardzo przydało. Pułkownik nie był może jakimś ekstra kierowcom, ale potrafił jechać szybko i miał nadzieję że uda mu się utrzymać odległość i dojechać tak daleko że spotka wysłane wsparcie. Po kilku minutach las się skończył. Po bokach były pola. Jak na razie udawało mu się utrzymać dość bezpieczną odległość, ale nie był pewien jak długo samochód wytrzyma tak szybka jazdę. Nagle zobaczył stojący na drodze patrol żandarmerii. W pierwszej chwili chciał stanąć przy nich, ale kiedy był już blisko zobaczył że żandarmów jest tylko trzech, co oznaczało że nim zdąży im wytłumaczyć o co mu chodzi jadący za nim zabiją ich, a jego złapią. Dodał gazu i włączył klakson przejeżdżając bardzo szybko obok nich. Spojrzał w lusterko ale ku jego rozpaczy żołnierze stali dalej. Widać uznali że nie będą reagować. Pewnie uznali że prowadzący samochód jest kimś na tyle ważnym żeby nie zatrzymywać się przy byle patrolu.

Nie pozostało nic innego jak jechać dalej. W pewnej chwili pułkownik usłyszał dziwne dźwięki dobiegające z przodu samochodu. Coś było nie tak. Knote miał nadzieję ze da radę przejechać jeszcze choć kilkadziesiąt kilometrów, ale teraz wyglądało na to, że się to nie uda. Poczuł lekkie drżenie a samochód zaczął zwalniać.

– Jasna kurwa zaraz mnie dorwą – Walter zaklął głośno. Zwolnił lekko nogę z gazu i od razu zobaczył że ścigające go samochody zbliżyły się. Docisnął gaz i na szczęście poczuł jak auto przyspiesza. Teraz liczył się każdy kilometr, ale pułkownik zdawał sobie sprawę, że praktycznie tylko odwleka wyrok. Musiał szybko coś wymyślić albo przegra z kretesem i całą operację

52

szlak trafi. Przez kolejne kilkanaście kilometrów udawało mu się zachować dość sporą odległość od pogoni, ale samochód znów zaczął zwalniać mimo że Knote dusił gaz do dechy. Odległość powoli ale systematycznie zaczęła się zmniejszać. Nagle pułkownik kątem oka zobaczył ogrodzenie, a za nim pojazdy wojskowe.

– Jednostka wojskowa – przeleciało mu przez myśl. To była szansa. Zwolnił wypatrując bramy wjazdowej. Po chwili zobaczył ją, ale była zamknięta. Na szczęście nie widać było wartownika. Nie namyślając się skręcił w prawo i z całym impetem wjechał w bramę której prawa część wyleciała z zawiasów spadając z hukiem na ziemie. W chwilę później samochód zahamował z pikiem opon. Pułkownik natychmiast wyskoczył z niego z pistoletem w ręku, odwracając się w stronę drogi, gotowy do ewentualnej reakcji. Jednak oba ścigające go auta pomknęły dalej. Knote odetchnął z ulgą, bo to oznaczało że nie byli to ani Gestapowcy, ani ludzie Bormanna. W tym samym momencie z małej wartowni wybiegł młody żołnierz w mundurze Luftwaffe. Kiedy zobaczył samochód i stojącego obok z bronią w ręku mężczyznę zgłupiał i z wrażenia stanął jak wryty.

Walter musiał zareagować bardzo szybko.

– Jestem Walter Knote pułkownik SS ze sztabu generała Schellenberga. Oto moje dokumenty – po tych słowach powoli wyciągnął dokument, otworzył go i pokazał tak żeby dobrze było widoczne jego zdjęcie. Specjalnie podał nazwisko znanego w III Rzeszy generała. Żołnierz nadal stał jak posąg. Pewnie nie mógł uwierzyć w to co widział. Tutaj daleko od frontu życie toczyło się spokojnie i leniwie. Pewnie nawet warta była bardzo nudna. A tu nagle ktoś taranuje bramę i wjeżdża sobie na teren wojskowy.

– Kapralu do cholery ocknijcie się. Jesteście na służbie !!!! – te słowa wypowiedziane wojskowym tonem musiały otrzeźwić żołnierza, bo nagle zasalutował.

– Kapral Georg Hoffe melduje się na pierwszym posterunku….. – słowa wypowiadał powoli, tak jakby mówienie stanowiło dla niego problem.

Walter opuścił broń i schował do kieszeni, po czym otworzył drzwi i wyciągnął teczkę.

– Hoffe, wiozę ważne dokumenty do Berlina. Widziałeś te dwa samochody które przejechały przed chwilą ? – Georg tylko kiwnął głową.

– To byli polscy bandyci którzy ścigali mnie od Poznania. Chcieli mnie zatrzymać i zabrać to co mam w teczce. Rozumiesz?

– Tak jest ale …… – widać było że żołnierz nie do końca wierzył, co dobrze o nim świadczyło.

– Nie ma czasu. Teraz dawaj tu dowódce warty migiem – Knote nie chciał dać kapralowi czasu na myślenie. Taki prosty rozkaz musiał zadziałać i rzeczywiście, żołnierz zniknął w drzwiach,

szczęśliwy że sprawą zajmie się jego przełożony.

53

Teraz przynajmniej był bezpieczny, choć musiał to rozegrać tak, żeby oficer który tu zaraz się pojawi nie robił mu żadnych problemów. Najważniejszą rzeczą było dostanie się do telefonu. Kiedy już zadzwoni i jak miał nadzieję odbierze major Keller, to każe mu dać do telefonu Schellenberga, a wtedy już problem zniknie. Minęły dwie, może trzy minuty kiedy młody kapral wyszedł i podszedł do pułkownika.

– Melduje że dowódca warty major Oscar Lotte już tu jedzie…..

– Jedzie ??? – wyrwało się Walterowi.

– Tak jest. Wartownia jest aż tam – pokazał widoczne w oddali budynki.

Knote kiwnął głową. Teraz rozumiał dlaczego hałas jaki wywołał wywarzając bramę nie postawił na nogi całej jednostki, a przynajmniej dowódcę warty. Po prostu odległość była zbyt duża, a do tego jak ktoś jest w środku to mógł niczego nie usłyszeć i dla pułkownika było to nawet lepsze od paniki i alarmu który narobiłby tylko niepotrzebnego zamieszania.

Po kilku minutach pod bramę podjechał czarny BMW 326 samochód często wykorzystywany przez niemieckich oficerów. Wysiadł z niego starszy oficer w stopniu majora. Spojrzał na lezące na ziemi resztki bramy i już miał coś powiedzieć, ale Knote go uprzedził.

– Pułkownik SS Walter Knote za sztabu generała Schellenberga. To ja wywaliłem bramę, ale nie miałem innego wyjścia. Jadę z Poznania z bardzo ważnymi dokumentami do Berlina. Niestety przeklęci Polacy gonili mnie chcąc przejąc to co mam w teczce – mówiąc te słowa tak spokojnie jak tylko mógł wyciągnął do oficera rękę z dokumentami. Już sama oprawa skórzana z naniesionymi srebrnymi runami SS wskazywała że właściciel jest wyższym oficerem. Takie etui dostawali oficerowie SS do stopnia pułkownika. Generałowie mieli podobne, ale runy były złote.

Major spojrzał na esesmana, później na wartownika, a potem nic nie mówiąc wziął dokument do reki i dokładnie obejrzał. Knote zaczął żałować że nie miał przy sobie odręcznego pisma Himmlera. Taki dokument czynił z niego niemal Boga. Niestety dał go kuzynowi. Szef warty jeszcze chwilę wpatrywał się w dokument pewnie chcąc zyskać na czasie. Wyglądało na to że na coś czeka. W dwie minuty później wszystko się wyjaśniło. Pod bramę podjechała ciężarówka z której wyskoczył pluton żołnierzy który natychmiast otoczył Waltera. Wszyscy mieli w rekach pistolety maszynowe MP 40. Pułkownik opuścił bron. Patrzył z niedowierzaniem na to co się dzieje. Coś mu tu nie pasowało. Żołnierze nie wyglądali na zwykłych wartowników. Ubrani w panterki przypominali bardziej komandosów niż zwykłych żołnierzy. Widać było że są dobrze wyszkoleni i wiedzą co robią. Pułkownik poczuł jak zimny pot oblewa jego ciało. To na pewno nie byli zwykli wartownicy. Tego był pewien.

54

Jego przemyślenia przerwał ostry głos oficera Luftwaffe.

– Nie wiem kim pan jest, ale wjechał pan na teren specjalnej jednostki Luftwaffe KG 200. Być może jest pan oficerem SS, ale tutaj nic to nie znaczy. Jest pan aresztowany i nie radzę żadnych sztuczek. Moi ludzie to specjalna jednostka, sami weterani i na pewno nie dadzą się zaskoczyć.

Walczyli na wielu frontach i nie boją się nawet SS. Ma pan pecha panie pułkowniku, my tu nie lubimy czarnych mundurów, ani tej waszej okazywanej wszędzie wyższości.

– Ale ja muszę……… – Knote próbował coś powiedzieć, ale major przerwał mu ostro.

– Mam w dupie co pan musi. Obszukać i do samochodu – zwrócił się do stojących żołnierzy. Ci bardzo szybko ale dokładnie sprawdzili pułkownika zabierając mu wszystko co miał, a jeden z nich wziął od niego teczkę. Knote o mało nie dostał zawału widząc jak jego dokumenty znikają w samochodzie. Sytuacja była tragiczna. Można powiedzieć, że Walter trafił z deszczu pod rynnę. Luftwaffe była chyba jedyną formacją która nie poddawała się władzy SS. Mało tego, ufni w swojego szefa marszałka Hermanna Goeringa bronili się przed każdym kto chciał wejść na ich terytorium. A szczególnie przed „Czarnym Zakonem” który chciał mieć pod sobą wszystko. Na szczęście dla Luftwaffe Goering był na tyle silny, że potrafił obronić swoje ministerstwo przed zakusami SS.

Ewidentnym przykładem była sprawa obozów jenieckich dla lotników. Już od początku wojny najpierw szef RSHA (niem. Reichssicherheitshauptamt) – Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Reinhard Heydrich, a potem sam Himmler starali się przejąć nad nimi kontrolę. Jednak Hitler praktycznie do końca wojny pozostawił je w gestii ministerstwa lotnictwa. Takich spraw gdzie stykały się obie organizacje było wiele i trzeba przyznać że na tym polu SS nie mogła zbyt wiele wywalczyć. Podobnie była z wszystkimi tajnymi projektami. Nad większością z nich „opiekę” przejęli oficerowie w czarnych mundurach. Wyjątkiem było lotnictwo i w wielu przypadkach Kriegsmarine, czyli marynarka wojenna. Luftwaffe prowadziła szereg tajnych projektów w swoich bazach do których nikt inny nie miał wstępu. Czasami Reichsführer próbował wysyłać swoich ludzi do takich miejsc, ale zazwyczaj nie byli nawet wpuszczani do środka. Oczywiście Himmler zaraz leciał na skargę do Hitlera, ale ten bardzo rzadko kazał Goeringowi wpuścić esesmanów, a zazwyczaj po prostu lekceważył skargi szefa SS.

Pułkownik Knote jako bliski współpracownik Reichsführera wiedział o tym doskonale i dlatego teraz jadąc samochodem był ściekły jak diabli. Żałował że wjechał do środka, ale tak naprawdę nie miał innego wyjścia. Szczerze mówiąc nie mógł gorzej trafić. Tutaj nawet pismo od Himmlera by mu nie pomogło.

55

Co by nie powiedzieć miał pecha trafić w jedno z niewielu miejsc w III Rzeszy, gdzie dokumenty ze swastyką i runami SS były czymś w rodzaju czerwonej płachty którą ktoś macha przed nosem potężnego Byka. A powoływanie się na Schellenberga czy Himmlera mogło mu tylko zaszkodzić. Oczywiście wiedział że prędzej czy później szef SS wydostanie go z tej pułapki, ale mogło to trwać bardzo długo, a on nie miał czasu. Po raz kolejny pożałował że nie poleciał samolotem. Byłby już w Berlinie, a tak przez jego pomysł z jazdą samochodem, może się zawalić cały porządek w III Rzeszy. Ta myśl doprowadzała go do szału.

Walter po raz drugi w ciągu ostatniej godziny złapał się na tym, że nie wie co ma robić. Teraz było nawet gorzej, bo tu mogą go trzymać bardzo długo, a co jeszcze gorsze kiedy zajrzą do dokumentów które ma w paczce mogą nawet powiadomić o nich marszałka Goeringa, a to byłaby totalna katastrofa.

Pułkownik musiał coś wymyślić i to szybko. Na razie zyskał trochę czasu, bo jak usłyszał akurat na miejscu nie było dowódcy bazy. To dawało mu szansę. Jednak wiedział że tutaj ani nikogo nie przestraszy ani nie przekupi. Ta myśl powodowała że ten prawie wszechwładny oficer SS tym razem był praktycznie bezradny i taka myśl spowodowała że naraz rozbolała go głowa i brzuch nie ułatwiając myślenia. Knote który jeszcze dwa dni temu jeździł sobie po Niemczech czy krajach okupowanych przez Niemców jak udzielny książę teraz był więźniem Luftwaffe. Tego nigdy w życiu by się nie spodziewał. Jednak taka była prawda. To było coś tak niespodziewanego i przerażającego że pułkownik poczuł się załamany i ogarnęło go dotąd nie znane uczucie paniki.

 

Dziękuję za przeczytanie VII odcinka. Zapraszam wszystkich do czytania kolejnych które będą dostępne w każdą kolejną sobotę. Wszystkich którzy przeczytali proszę o choć krótką wypowiedź w komentarzach. Będę bardzo wdzięczny za każda opinię pozytywną czy krytyczną. Powieść jest co prawda już prawie gotowa, ale zawsze mogę coś zmienić.

Autor

Ireneusz Piątek

 

 

 

 

 

 

 

 

 

You may also like

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Zakładamy, że się z tym zgadzasz, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. OK Więcej

Polityka prywatności i plików cookie